Gdy kilka lat temu wraz z księdzem Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim i ks. Dariuszem Oko zaczęliśmy mówić o homo-lobby i lawendowej mafii na nasze głowy posypały się gromy. Niestety teraz widać, i nie da się udawać, że jest inaczej, że mieliśmy racje. Homo-lobby nie tylko jest mocne, ale też coraz śmielej podnosi głowy. A sprawa księdza Krzysztofa Charamsy, przez lata wykładowcy watykańskich uczelni i urzędnika Kongregacji Nauki Wiary jest tego smutnym potwierdzeniem. I choć nie chciałbym mieć takiej satysfakcji, to trudno mi nie powiedzieć, że sprawę można było załatwić nie czekając na tego rodzaju skandal.
Ale nie osobista satysfakcja jest tu istotna, ani nawet nie to, kto miał w sporze rację. O wiele istotniejsze jest wyciągnięcie wniosków z tej sprawy. A tych jest przynajmniej kilka. Po pierwsze trzeba dobitnie stwierdzić, że zasada, by nie święcić homoseksualistów musi być wreszcie w całej pełni wprowadzona w życie Kościoła. Oczywiście dokumenty już istnieją, ale trzeba zacząć mocno wprowadzać je w życie, i wyciągać konsekwencje wobec przełożonych czy biskupów, którzy tego nie robią. Idąc dalej warto jasno stwierdzić, że zasada ta nie jest tylko prawna, ale wynika z antropologii i teologii sakramentalnej. Kapłan musi być dojrzałym mężczyzną, a homoseksualizm ową dojrzałość wyklucza, a zatem jest istotną przeszkodą do święceń, która – jeśli do nich dojdzie – może i powinna być podstawą do orzeczenia nieważności kapłaństwa. Innej drogi oczyszczenia kapłaństwa i Kościoła nie ma.
Po drugie trzeba wreszcie jasno i jednoznacznie stwierdzić, że lawendowa mafia czy homolobby jest problemem Kościoła, i że oczyszczenie się z niego jest istotnym zadaniem Kościoła. Walka z pedofilią nigdy nie przyniesie wystarczających rezultatów, jeśli nie przyjmie się faktów, zgodnie z którymi ogromna większość skandali seksualnych w Kościele, to skandale homoseksualne, dotyczące dorastających chłopców. I z jakichś powodów jest tak właśnie, choć czysto statystycznie – biorąc pod uwagę rozkład homoseksualizmu w rozmaitych grupach społecznych (nawet jeśli przyjąć pewną nadreprezentację homoseksualistów wśród duchownych) powinno być zupełnie inaczej. Afery ks. Charamsy, ale także – straszniejsze – afery wokół Józefa Wesołowskiego czy abp Juliusza Paetza jasno pokazują, że problem jest, i że zamiast zamiatać go pod dywan trzeba go załatwić, oczyszczając Kościół z homoherezji.
Po trzecie trzeba wreszcie odważnie zmierzyć się ze światem w obronie rodziny, a nie szukać metod, by zadowolić i świat i Ewangelię. Nie ma i nie może być żadnej drogi tolerowania związków jednopłciowych, nie ma i nie może być powodu, by błogosławić grzech. Kościół nie ma władzy nad Pismem Świętym i Tradycją, a te są jednoznaczne. Aby przyjąć punkt widzenia ks. Charamsy (polecam przerażającą lekturę jego tekstów w „Gazecie Wyborczej”) trzeba wyrzucić z kanonu Pisma Świętego św. Pawła Apostoła, a także ogromną część Starego Testamentu. Nie inaczej trzeba zrobić z Tradycją Kościoła, która jednoznacznie odnosi się do aktów homoseksualnych. W tym miejscu każdy więc musi wybrać czy chce pójść za księdzem Charamsą czy za św. Pawłem? Za Kinseyem czy za Biblią i św. Tomaszem. Nie ma innej drogi niż dokonać takiego wyboru.
Ale lektura księdza Charamsy czy oglądanie jego filmików ma także wymiar edukacyjny. Otóż pozwala ona stwierdzić, że tu nie chodzi o wolność, a o jej odebranie. Co bowiem oburza odnośnie księdza Oko ks. Charamsę? Otóż to, że „bezkarnie” podróżuje on po Polsce i głosi naukę Kościoła. Słowo „bezkarnie” odnosi homoseksualista w sutannie także do prezydenta i innych krytyków homoseksualizmu. Co z tego wynika? Otóż ni mniej nie więcej, tylko tyle, że jego zdaniem każda uwaga krytyczna na temat homoseksualizmu i homoseksualistów powinna być karana. I to, jak rozumiem z odpowiednią surowością.
Na koniec zaś trudno nie dostrzec, że cała ta afera jest dla nas wezwaniem do modlitwy za Kościół i za Synod. To nie przypadek, że sprawa pojawia się teraz. Szatan macha ogonem i chce, by ojcowie synodalni zamiast zajmować się głoszeniem piękna rodziny skupili się na rozważaniu szpetoty grzechu i odstępstwa. Ta walka wymaga od nas postu, modlitwy, oddania sprawy Matce Bożej i św. Michałowi Archaniołowi. Tylko tak można zwyciężyć w tej walce.
Tomasz P. Terlikowski