Mariusz Malinowski - EUROISLAM.PL
Koronnym argumentem apologetów islamu, niezależnie od ich stopnia naukowego, rodzaju wykształcenia czy zakresu wiedzy o islamie, jest zarzut, że krytyk islamu, obraźliwie nazywany islamofobem, właściwie nigdy nie zetknął się z jakimś muzułmaninem.
I nie jest istotne, czy mamy do czynienia z amatorką po studiach ekonomicznych, której wiedza o islamie wcale nie musi być większa od mojej, czy z profesorem arabistyki. Taki zarzut to kanon w dyskusii o islamie. Tylko co z tego wynika?
Są dwie grupy dyscyplin naukowych: pierwsza, to grupa przedmiotów ścisłych, gdzie panuje doktryna „szkiełka i oka“ i druga grupa dyscyplin, powiedzmy, „romantycznych“. Nauki ścisłe i humanistyczne. Oczywiście na styku jest jakaś szara strefa, gdzie mamy „romantycznych niedowiarków“.
Wyobraźmy sobie, że wszystkim historykom zarzucimy, że ich wiedza na temat czasów minionych jest nic nie warta, gdyż nie spotkali osobiście żadnego osobnika z epoki, na temat której się wypowiadają, a geografom, którzy uczą o np. Japonii, że nigdy tam nie byli. Cała wiedza z książek bierze w łeb.
Ale załóżmy, przez chwilę, że apologeci islamu mają rację.
„Urodzili się w Europie i wychowali na przedmieściach Brukseli i Paryża. Nie byli religijni, nie stronili od zabaw i alkoholu“; „Prowadziła imprezowy tryb życia, piła alkohol, miała wielu partnerów. Znajomi nazywali ją “kowbojką”, gdyż lubiła nosić szerokie kapelusze“; „Jego była żona – Niama, z którą Ibrahim rozstał się w 2008 roku, pamięta go nie jako radykała, ale “wyluzowanego” mężczyznę, który spędzał czas oglądając filmy i paląc marihuanę. Często spał w trakcie dnia, a liczba jointów, które palił, była niepokojąca“; „Nie mieliśmy w domu telewizora. Ibrahim nie śledził wiadomości i nie miał nic przeciwko Zachodowi – mówi Niama. Według byłej żony, mężczyzna nie był religijny“; „Mężczyzna był wesoły i hojny, pił alkohol i palił z gośćmi lokalu“; „Nigdy nie wykazywał specjalnego zainteresowania religią, nie chodził do meczetu“.
To są wypowiedzi tych, którzy osobiście znali zamachowców z Paryża i teraz o nich mówią.
Mili, wyluzowani ludzie – jakich zapewne „znawcy” islamu przedstawiliby nam, islamfobom, jako tych, którzy reprezentują ten właściwy islam – zamienili się w potwory. Dlaczego?
A dlatego, że chociaż osobiście nie znali proroka, to postanowili bliżej poznać jego „naukę“.
Jak powiedział mi były już, czeski muzułmanin Lukaś Lhotan, najgorzej jest, jeżeli muzułmanin sam zacznie czytać Koran. Do tak zwanej radykalizacji, która nie jest niczym innym, jak naśladownictwem proroka, wystarczy tylko sama święta księga.
Muzułmanin nie zna dnia ani godziny, kiedy to na niego może przyjść, ale to nie muzułmanie są problemem, problemem jest islam, który apologeci tak wytrwale sobie i nam przekłamują.