Obecny kryzys to dobra okazja także do tego, by zerwać z dwoma herezjami, które niszczą Kościół. Pierwszą jest pelagianizm (w wersji obecnej dobroludzizm), drugą klerykalizm.
Ta pierwsza budzi w nas przekonanie, że tym, co nas zbawia jest dobre życie, dobre uczynki, to że jesteśmy dobrymi ludźmi (a chrześcijanie, nie wspominając już o księżach, to już megadobrymi, bo przecież żyją z Bogiem). Kłopot z tym, że to nie jest prawda.
Zbawia nas Ukrzyżowamy Chrystus z łaski przez wiarę. Innej drogi nie ma. A to oznacza, że dopiero, gdy uświadomimy sobie, że nie jesteśmy dobrymi ludźmi, gdy porzucimy nadzieję, że nimi jesteśmy, gdy zwątpimy, że możemy nimi być, to możemy naprawdę przyjąć Krzyż i Chrystusa. „Zdrowi nie potrzebują lekarza”.
Zgorszenie tym, że jesteśmy grzesznikami jest więc postawą ludzi pysznych, którym wydaje się, że i inni i ja jesteśmy w stanie żyć bez grzechu, a przynajmniej porządnie. To mieszczańskie przekonanie niewiele ma wspólnego z prawdą Ewangelii.
Klerykalizm zaś to przekonanie o zasadniczym dobroludzizmie odnosi do duchownych, którzy powinni być święci, bo przecież...
Tyle, że duchowni, jak świeccy są grzesznikami, święcenia nie sprawiają, że stają się bezgrzeszni, przez grzeszników działa łaska. Jeśli ksiądz nie doświadczył własnego upadku, jeśli uważa się za bezgrzesznego, to... nie będzie umiał głosić bezwarunkowego miłosierdzia, szalonej miłości Boga do grzesznika.
Tomasz Terlikowski/Facebook