Marta Brzezińska: Ks. Wojciech Lemański otrzymał kolejne upomnienie a wraz z nim zakaz wypowiadania się w mediach. Tymczasem dzieje się rzecz przedziwna - „Tygodnik Powszechny” drukuje zdjęcie proboszcza z Jasienicy na okładce z ogromnym napisem: „Nie chcę milczeć”. Sam zainteresowany wyraźnie daje do zrozumienia, że nie zamierza respektować zakazu abp Henryka Hosera. Jak ta sytuacja może się skończyć?
Br. Marcin Radomski OFM Cap: To jest prawdziwy dramat. Ale trudno mi prorokować, do czego może doprowadzić. Trzeba by raczej zapytać ordynariusza, co zamierza w tej sytuacji zrobić. Niewątpliwie taka postawa niestety potwierdza to, że pojawił się jakiś problem z duchowością, postrzeganiem Kościoła, tego czym on jest. Posłuszeństwo jest w Kościele bardzo ważnym elementem. Nie rozumieją tego ci, którzy nie są związani z Kościołem i krytykują go za taką formę respektowania posłuszeństwa. Pewnie zaraz pojawią się głosy, że Kościół kogoś knebluje. Trzeba jednak wpierw zapytać, dlaczego ks. Lemański ten zakaz dostał.
Zdaniem Brata dlaczego?
Jeśli prześledzi się całą historię wypowiedzi ks. Lemańskiego, to każdy człowiek, który ma jakieś wykształcenie i mniej więcej wie, jak funkcjonuje prawo kanoniczne i jaka jest nauka Kościoła, to nie będzie zaskoczony tym zakazem. Jedyne, co go może dziwić to fakt, że ta sytuacja tak długo trwała, że zakaz jest dopiero teraz. Kościół ma swoje formy wprowadzania człowieka na właściwą drogę. Jedną z nich jest forma kary czy zakazu. Od razu na myśl przychodzi mi święty kapucyn, o. Pio, który także otrzymał podobny zakaz. A nawet jeszcze bardziej dramatyczny, bo nie mógł publicznie sprawować sakramentów. Proszę zobaczyć, co się z nim działo. Czy gdzieś w jego zapiskach można znaleźć słowa krytyki czy jakiegokolwiek oburzenia? Nie, pomimo tego, że później te wszystkie zakazy cofnięto.
Być może zabrzmi to paradoksalnie, ale może ten zakaz wypowiedzi w mediach to po trosze wina samych mediów, nie tylko ks. Lemańskiego?
Dla mnie sytuacja ks. Lemańskiego to jest pewien dramat człowieka. Zachęcam do modlitwy w jego intencji. Powiem wprost – takie media, jak Natemat.pl czy „Tygodnik Powszechny” to fałszywi przyjaciele ks. Lemańskiego, którzy mu nie pomagają, a przyczyniają się do tego, by sprowadzić go na złą drogę. Trzeba to jasno powiedzieć – to nie są jego przyjaciele. To fałszywi przyjaciele, którzy żerują na tym, że ks. Lemański zaczyna błądzić. To wielki dramat, dlatego potrzeba modlitwy ze strony ludzi Kościoła w jego intencji. Warto byłoby powiedzieć tym dziennikarzom, aby zastanowili się, co robią. Czy rzeczywiście interesuje ich dramat człowieka i jego nieposłuszeństwo? Bo tak naprawdę to w czym oni wzmacniają ks. Lemańskiego?
Robią z ks. Lemańskiego bohatera. Podobnie jak było w przypadku ks. Adama Bonieckiego, któremu ograniczono możliwość wypowiadania się w mediach do „Tygodnika Powszechnego”. Z miejsca stał się bohaterem „Newsweeka” i podobnych mediów, które trąbiły o kneblowaniu przez Kościół. Powiedział Brat o o. Pio i jego pokornej postawie wobec zakazu. W sytuacji ks. Lemańskiego może po prostu brak pokory, jaką miał święty kapucyn?
Nie chcę wypowiadać się personalnie na temat ks. Lemańskiego, bo go osobiście nie znam. Trudno mi więc wydać sąd, że jest to brak pokory z jego strony. Bardziej skupiłbym się na tych mediach, które go „pompują” i mają używkę z jego dramatu. To jest skandal. Jeszcze raz to powiem – to są fałszywi przyjaciele, którzy żerują na jego dramacie.
Dlaczego więc media, o których rozmawiamy, tak się zachowują? Czytam artykuł w „Tygodniku Powszechnym”, gdzie ks. Lemański jest przedstawiony jako „skromny, wiejski proboszcz”, dostępny dla tych, których „zgorszyły kontakty z Kościołem”, chętny do rozmowy, zaś kuria warszawsko-praska jako zamknięta, nieudzielająca żadnych informacji, zakazująca. Dlaczego księża, którzy są na bakier z przełożonymi, stają się bohaterami niektórych mediów? Takie przypadki służą im potwierdzeniu tezy, że Kościół knebluje niewygodnych dla niego kapłanów?
W tej sytuacji niestety ks. Lemański jest wykorzystany do prywatnej polityki tych konkretnych środków społecznego przekazu, które toczą jakąś kampanię przeciwko Kościołowi. Jak to inaczej nazwać? Ja także, jako zakonnik, mam swojego ordynariusza i też dostaję każdorazowe pozwolenie na wypowiadanie się w jakichkolwiek mediach. Nawet jeśli chodzi o Fronda.pl (śmiech), ja muszę mieć pozwolenie i to jest dla mnie oczywiste. Wcale nie czuję się jakoś specjalnie kneblowany. Składając śluby posłuszeństwa wiedziałem, co robiłem. Tak samo ks. Lemański, wchodząc w rzeczywistość kapłaństwa, ślubował posłuszeństwo swojemu biskupowi. Nie rozumiem więc, skąd zdziwienie i hasła o tym, że Kościół nakłada kneble. To tak, jakbym ja teraz, po latach od złożenia ślubu posłuszeństwa, zaczął się nagle buntować, że muszę być posłuszny prowincjałowi. Byłbym schizofrenikiem.
Trzeba spełnić jakieś szczególne kryteria, aby otrzymać pozwolenie przełożonego na wypowiadanie się w mediach?
Mój ordynariusz powiedział wyraźnie: „Dopóki wypowiadasz się po katolicku, nie ma problemu. Ale pamiętaj, że w momencie, kiedy przestajesz wypowiadać się po katolicku, nie będziesz mógł dalej tego robić”. Ja nie czuję się kneblowany, bo to jest oczywiste. Wypowiadam się jako osoba duchowna, zakonnik, także w imieniu braci mniejszych kapucynów i zarówno Kościół, jak i wspólnota zakonna ma prawo pilnować, aby moje wypowiedzi były zgodne z nauką Kościoła. To chyba proste. Natomiast jeżeli ktoś nie wypowiada się zgodnie z nauką Kościoła to przełożeni mają prawo zakazać mu dalszego wypowiadania się.
Kiedy Kościół zakazuje jakiemuś kapłanowi wypowiadania się w mediach to chyba nie dla samego zakazywania czy kneblowania, ale raczej z troski o wiernych, którzy czytają i słuchają takich wypowiedzi i zaczynają mieć poważne wątpliwości, w ich umysłach i sercach pojawia się zamęt.
Decyzja o zakazie ma na celu zarówno dobro tego, kogo ta kara w danej chwili dotyka, jak i dobro tych wszystkich, którzy go słuchają. Taki człowiek wypowiada się jednak w imieniu całej wspólnoty, więc jeśli wypowiedź księdza jest niezgodna z nauczaniem Kościoła, to jest coś nie tak. Automatycznie pojawia się problem i podział w Kościele, bo biskupi mówią jedno, a księża drugie. Jak to? Kogo słuchać? Co w takiej sytuacji zrobi człowiek? Wybierze to, co jest łatwiejsze, mniej wymagające. Zwykle zakazuje się wypowiadania w mediach tym kapłanom, którzy liberalizują naukę, zmiękczają ją, nie mówią o grzechu, ale jakiejś słabości, etc. To prawda, ale nie można człowieka oszukiwać. Rewelacyjnym przykładem jest tutaj postawa Jezusa wobec Apostołów. On im nie powiedział: „Pójdźcie za mną, a będziecie mieli lekkie, przyjemne życie”. On powiedział: „Jeśli ktoś chce pójść za mną, niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje”. Koniec i kropka. Nie ma żadnego PR, mówienia, że będzie super. Kościół powinien konsekwentnie iść tym tropem, mówiąc prawdę. Oczywiście, ona czasami jest trudna i bolesna, bo przecież nikt nie chce słyszeć, że robi coś źle. A jeśli utożsamiam się ze wspólnotą Kościoła zaś to, co robię jest grzechem, to znaczy, że jestem wzywany do nawrócenia. To bardzo istotne.
Podsumowując, pozostaje tam modlitwa w intencji ks. Lemańskiego...
Dokładnie tak. Ale też za dziennikarzy, którzy kreują go na bohatera. To fałszywi przyjaciele, którzy powinni uderzyć się w piersi i zastanowić, jaką krzywdę robią temu kapłanowi. Zamiast się o niego prawdziwie zatroszczyć i podejść do niego z miłością, to oni jeszcze bardziej go nakręcają i jeszcze bardziej oddalają od wspólnoty. Przecież on jest kapłanem! Świadomie podejmował taką drogę. Ja będę się za niego intensywnie modlił, bo to człowiek, który potrzebuje naszej troski i troski Kościoła, a nie „troski” portalu Natemat.pl i „Tygodnika Powszechnego”, którzy tak się o niego „troszczą”, że gdyby mogli, to najchętniej pewnie zdjęliby mu sutannę i powiedzieli: „Proszę, prawdziwy przykład księdza, który jest nieposłuszny”. Tylko co to za przykład?
Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk