Powtarza się historia ideologicznego uwikłania europejskich uczelni. Przez kilkadziesiąt lat XX-go wieku wiele uczelni na naszym Kontynencie sprzeniewierzyło się swojej misji badania rzeczywistości i stało się miejscem indoktrynacji pracowników akademickich oraz studentów, a za ich pośrednictwem – mediów, świata kultury i całego społeczeństwa. Przez kilka dziesięcioleci tworzono kierunki i wydziały, a nawet całe uczelnie, których celem były „naukowe” badania ateistycznego marksizmu i leninizmu oraz współpraca z instytucjami przemocy, który tę ideologię wcielały w życie. Wykładowcy z najwyższymi tytułami naukowymi „dowodzili”, że marksizm i leninizm to szczyt osiągnięć nauki z zakresu filozofii, antropologii, psychologii, pedagogiki, socjologii, ekonomii, a nawet z zakresu biologii czy genetyki.
Badacze oraz wykładowcy „naukowego” marksizmu i leninizmu byli nietykalni. Nie podlegali żadnej merytorycznej ocenie. Nie wolno było podejmować z nimi krytycznej polemiki. Można było ich tylko wychwalać, albo milczeć. Kto usiłował wyłamać się ze zmowy milczenia i protestował przeciwko stawianiu ideologii w miejsce nauki, ten tracił stanowisko, a czasem w tajemniczych okolicznościach znikał z życia publicznego. Do nielicznych wyjątków należały uniwersytety katolickie, które od początku demaskowały marksizm, leninizm i komunizm jako groźną utopię, a nie najwyższą zdobycz myśli naukowej.
Ideologia marksizmu i leninizmu była wprowadzana na uczelnie przemocą i drogą administracyjną. Na uczelniach nie wolno było prowadzić badań czy wykładów z takich dziedzin wiedzy, które choćby pośrednio wykazywałyby irracjonalność oraz utopijność ideologii, na której opierała się ludobójcza dyktatura komunistyczna. Po upadku komunizmu z dnia na dzień z programów badań i wykładów polskich oraz europejskich uczelni marksizm i leninizm po prostu zniknął. Po cichu. Bez słowa komentarza i przeprosin. Bez pozbawienia tytułów naukowych, zdobytych dzięki wysługiwaniu się ideologii i aparatowi przemocy. Na uczelniach pozostali jednak ci sami wykładowcy, mający te same – osobiste, towarzyskie i finansowe - powiązania z ludźmi oraz środowiskami, które przemocą podtrzymywały komunistyczny układ.
Obecnie to właśnie ci wykładowcy, a także ci ich uczniowie, którzy mają podobne powiązania interesów – wikłają uczelnie w inną, jeszcze bardziej sprzeczną z rzeczywistością ideologię, jaką jest utopia gender. Podobnie jak to miało miejsce w odniesieniu do marksizmu, również ideologia gender wprowadzana jest na uczelnie odgórnie. W jej promocję zaangażowane są instytucje państwowe i międzynarodowe, a także ogromne środki finansowe – prywatne i z naszych podatków. Również i w tym przypadku cenzura w postaci politycznej „poprawności” staje się coraz bardziej szczelna po to, by tworzyć komfortowe warunki tym pracownikom akademickim, którzy promują ideologię gender i „wykazują” jej „prawdziwość” oraz „rzetelność”.
Na „badania”, które mają uwiarygodnić ideologię gender, przeznacza się ogromne pieniądze. Za prace „naukowe” w tej dziedzinie pracownicy akademiccy otrzymują stopnie naukowe, coraz ważniejsze stanowiska i wysokie profity materialne. Dominujące media traktują akademickich ideologów gender jako najwyższe autorytety intelektualne. A wszystko to czyni się dlatego, że ideologia ta stwarza ludziom przewrotnym szansę na wprowadzenie dyktatury, która może trwać dłużej niż komunizm. Celem ideologii gender jest bowiem doprowadzenie do uzależnienia większości ludzi od seksu poprzez narzucenie im wiary w to, że nie są kimś rozumnym i wolnym, zdolnym do miłości, małżeństwa i rodziny, lecz kimś zdeterminowanym przez „orientację” seksualną i że szczytem szczęścia będzie dla nich doznawanie przyjemności seksualnej z kimkolwiek, w jakikolwiek sposób i w jakimkolwiek wieku – począwszy od przedszkola.
W tej sytuacji rolą uczelni katolickich jest pomaganie społeczeństwu, by poznało prawdę na temat ideologii gender, a także na temat jej protektorów, założonych celów i społecznych oraz politycznych skutków. Demaskowanie ideologii gender powinno znaleźć się w programach uzcelni katolickich i wszystkich innych uczelni, które służą badaniu rzeczywistości, a nie propagowaniu ideologicznych fikcji. Ważna jest precyzja terminologiczna w tym względzie. Cudzo o to, by nie stwarzać choćby pozoru wspierania tej nieludzkiej ideologii i by nie sugerować, że ideologia gender to jakaś wiedza, wynikająca z naukowych badań. Wykłady na ten temat mogą mieć sformułowania typu: „Ideologia gender jako antropologiczna utopia”. Nie powinno się natomiast nigdy – a zwłaszcza w tytułach krytycznych wykładów - wiązać tej ideologii ze słowem „studies”.
Ideologia gender, która terroryzuje nie tylko instytucje państwowe, media i kulturę, ale także uczelnie, będzie coraz szybciej wydawać swoje zatrute owoce. Na coraz większą skalę będzie niszczone małżeństwo i rodzina. Coraz więcej ludzi będzie dotkniętych uzależnieniem od seksu i chorobami wenerycznymi. Coraz więcej kobiet będzie niszczyło swoje ciało, psychikę i sumienie poprzez antykoncepcję, aborcję i stawanie się narzędziem zaspakajania seksualnej przyjemności w rękach tych, którzy nie kochają. Gdy rozmiary kosztów społecznych zagrożą istnieniu społeczeństw Europy, wtedy któregoś dnia – jak to było w przypadku komunizmu – wyznawanie ideologii gender stanie się powodem do hańby i odrzucenia przez społeczeństwo. Wtedy propagatorzy tej ideologii z dnia na dzień wyprą się tego, że mieli jakikolwiek związek z tą ideologią, a za przejaw zniesławienia będą traktować to, że ktoś nazwie ich eks-genderystami. Z programu uczelni znikną jakiekolwiek wzmianki, że były tam kiedykolwiek prowadzone gender „studies”. Jedyne, co pozostanie, to wstydliwe próby ukrycia śladów niechlubnej przeszłości. I aktualne cierpienie milionów ludzi.
Ks. Marek Dziewiecki
oprac. eMBe