Lech Wałęsa pośród symbolu Rewolucji Francuskiej Marianny, hipisa z protestów obyczajowych 1968 roku oraz dziewczyny z buntów roku 2013. Cztery symbole największych buntów społecznych. Sam Wałęsa mówi: „Właśnie oglądam tę okładkę, ale nie mogę tego zrozumieć. Niby siebie rozpoznaję, ale wydaje mi się, że tam nie pasuję”. Dlaczego? Gdyż jak twierdzi były prezydent „charakter naszej rewolucji w 1989 w przeciwieństwie do pozostałych był zdecydowanie pokojowy”. Na pytanie dziennikarza Newsweeka, że porównanie Wałęsy z Rewolucją Francuską, Lech mówi z rozbawieniem: „Sądzę, że moja rewolucja była jeszcze większa. Wyrzucić komunizm z kraju bez jednego strzału to było osiągnięcie”.
Wałęsa mówi również, że „wszystkie rewolucje mają punkty wspólne. Choćby spontaniczne zaangażowanie zwykłych ludzi. Ale też wszystkie rewolucje popełniają jeden błąd. Zawsze oddają wielkie zwycięstwo biurokratom i politykom. My niestety też oddaliśmy. A trzeba trzymać się tego, co się wygrało i nie oddawać zwycięstwa”.
Czy Wałęsa czuje się odsunięty na boczny tor w dzisiejszej Polsce? „W Polsce wykonałem już moja najważniejszą rzecz. Ja jestem typem wodzowskim i nie wytrzymuję więcej niż trzy godziny w parlamencie. Dlatego nie udzielam się. Ale kiedy byłoby źle i niebezpiecznie to złapię za kierownicę” – mówi Lech Wałęsa.
W wywiadzie pojawiło się również pytanie o homoseksualizm i sprzeciw Wałęsy wobec tzw. „małżeństw” homoseksualnych. Wałęsa mówi: „Nie mam nic przeciwko gejom i lesbijkom – skoro takimi ich stworzył Pan Bóg. Ale niech nazywają swoje związki jakoś inaczej, a nie małżeństwem. Małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny”.
Viva la Wałęsa, chce się krzyczeć. Oczywiście z wielką dozą ironii!
Philo/Newsweek