W dzisiejszych czasach z reguły temat „wiedźm” jest wyśmiewany, nikt nie traktuje go poważnie. Jednak nie zawsze tak było, historycy byliby w stanie przywołać setki tysięcy przypadków palenia na stosach kobiet, które rzucały klątwy. Niby dlaczego i skąd wzięły się nakazy palenia czarownic na stosach? Czy były to może chore psychicznie kobiety myślące, że mogą rzucać klątwy a w ostateczności był to tylko wytwór ich wyobraźni? Gdyby tak było budziłyby raczej śmiech a nie lęk, bo wbrew temu co dziś większość z nas myśli ludzie średniowiecza byli niesamowicie mądrzy.
Ciężko znaleźć dowody na ewentualną chorobę danej wiedźmy, bo niby jak poddać je dzisiaj psychoanalizie skoro zostały zabite setki lal temu? Wiedźmy istnieją, mimo - z reguły - naszych fałszywych wyobrażeń na ich temat. Jak w każdym temacie, chociażby był on najbardziej dziwny, abstrakcyjny dobrze jest porozmawiać z kimś kto miał empiryczną styczność z tematem. Udało nam się dotrzeć do człowieka, który od lat obserwuje nadprzyrodzone zjawiska i kręci na ten temat amatorskie filmiki. Przy obserwacji duchów, przypadkiem natknął się na...wiedźmy. Przeczytajcie i sami oceńcie na ile historia przez niego opowiedziana jest wiarygodna.
Tomasz Wandas
***
<<< JAK WSPÓŁCZEŚNIE POŚCIĆ. DOWIEDZ SIĘ!!! >>>
Portal Fronda.pl, Tomasz Wandas: Wspomniałeś o wiedźmach mieszkających na śląsku. Dziś mało kto w takie wierzy... Kim są te kobiety? Czym się zajmują?
Krzysztof Dreczkowski: To temat delikatny, ludzie którzy wiedzą coś na ten temat, nie chcą tego ujawniać. Znam kilka przypadków związanych ze współczesnymi wiedźmami na śląsku. Opowiadały mi o ich działalności zaufane osoby. Ogólnie mówiąc niektóre z nich, w piątki ostatniego tygodnia wybierały się na "swoje" zjazdy. W przeciwieństwie do dawnych czasów, współcześnie podróżowały tam po prostu autobusami. W XX wieku wielu ich było na śląsku, o tych którzy też "pomagali" wiedziano na dziesiątki kilometrów. Również za granicami, po stronie Słowackiej - tam myślę, że także wciąż są. Ogólnie nie wygląda to tak przerażająco jak to miało miejsce przed wiekami, bo i wiele wiedźm pomarło nie przekazując dalej swojego "daru" (przy czym ich umieranie było wielką udręką), niemniej jeszcze w XX wieku, toczyły się rozmaite "boje" pomiędzy czarownicami, a ludźmi którzy wiedzieli - niestety też za pomocą magii - jak się przed czarami bronić, i odbijać je tak że sam atakujący obrywał. Bo wiedźma lub czarownik rzucający czar, jest zarazem "od technicznej strony" sam bardzo czuły na atak, podobnie jak sobowtór który opuszczając ludzkie ciało a zraniony, może w tajemniczy sposób przenieść ranę na ciało fizyczne.
Przykładowo: wiedźma kradnąca magicznym sposobem mleko krowom sąsiadki, może fizycznie odczuć i to bardzo boleśnie to - gdy mleko takiej krowy wleje się na rozżarzone żelazo, kłuje ostrymi przedmiotami itp. To o czym się dowiedziałem o czarownicach na śląsku z relacji niemałej grupy ludzi, znalazłem później i w starych kronikach kościelnych, i za granicą - w przypadkach dotyczących doświadczeń ludzi bardzo podobnych tym na ziemiach śląskich.
Innymi słowy "zabiegi magiczne" i doświadczenia ludzi z czarownicami, niezależnie od okolic a nawet krajów, wiążą się z pewnym powtarzającym się schematów, według których owe postępują.
Jakie zjawiska imają się otoczenia tych kobiet?
Współcześnie to najczęściej szkodzenie na zdrowiu w najrozmaitszy sposób. O kradzieżach mleka już się nie słyszy, prawdopodobnie dlatego że masło i mleko są stosunkowo tanio i łatwo możliwe do zdobycia. Niegdyś w rejonie domów gdzie mieszkali ludzie parające się magią, widywano rano czarcie kopyta odbite w ziemi, czasem też i same czarty. Dopóki główna wiedźma lub mag żył, rodzinie się powodziło w gospodarstwie i we wszystkim. Po ich śmierci, gospodarstwa ich upadały, zwierzęta zdychały, potomkowie zapadali na rozmaite choroby psychiczne bądź rodzili się z rozmaitymi wadami lub zniekształceniami ciał.
Czy klątwy, które rzucają na ludzi sprawdzają się?
Wiem o przypadku gdy jedna czarownica magicznym sposobem doprowadziła do tego że pewna kobieta z jej wioski dostała takiego "porażenia" że trafiła do szpitala. Wiedźma taka plując w kierunku krowy sąsiada, powodowała rychłą śmierć zwierzęcia. Słyszałem też o jednym przypadku śmiertelnym.Lekarze tego nie potrafią wykryć - wiedźma rzuci czar, człowiek zaczyna szaleć, chce popełnić samobójstwo itp. a rozmaici materialiści plotą swoje bzdury, zasłaniając sobie oczy na rzeczy które dotyczą zupełnie czego innego, i jeszcze myślą że są uczonymi.
Samo mówienie o "takich" rzeczach jest ryzykowne, bo pewnych ostrzeżeń sugerowano mi że "oni" wiedzą kiedy się o nich mówi. Czarami mogą one puścić "postrzoła". Człowiekowi gnije wtedy np. palec. Moja babcia coś takiego przeżyła, chodziła po pomoc do lekarza, maści nie pomagały. Dopiero gdy lekarz przeciął gnijący opuszek palca, zauważył że jest tam nić. Ta nić w palcu babci miała kilkanaście cm, jeśli nie więcej. Gdy lekarz ją wyrwał z jej palca, nastąpiło uzdrowienie.
Wiem że w domach czarownic znajdowano różne rzeczy, dziwne niebieskie proszki, trudne do zidentyfikowania ciecze w butelkach, sznurkami powiązane pióra. Mogą też mieć magiczne zioła, które się sieje w określone noce, a w ich zasiewie przeszkadzać mają diabły.
Czy karty, tarot, wróżby można traktować jako zabawę?
To pytanie podchwytliwe dla wybadania kto jakie ma nastawienie, i czy jest myślenia katolickiego, czy zwiedzionego New Age ;) Tarot to karty związane z ciemnymi siłami. Znałem kobietę która stawiała Tarota ludziom z wysokimi tytułami naukowymi - oczywiście w tajemnicy. Na zdjęciach jej córki pojawiały się dziwne "energie" i "zjawiska" niewidoczne gołym okiem.
A dowiedziałem się o tym że zajmuje się tarotem też nietypowym sposobem. Wydawała mi się ona w jakiś sposób nietypowa, więc podszedłem do niej, spojrzałem na nią i mówię: "Pani się tym zajmuje". Powiedziałem te słowa, nie mając pojęcia czym mogłaby się zajmować. Ona pyta "Czym się zajmuje" - a ja mimowolnie jakbym o tym wiedział, mówię: "Tarot!". Ona dosłownie zbladła, a strażnik który znajdował się obok niej powiedział "Jezus, Maria" i chciał uciec. Nie wiem jak odgadłem że ona zajmuje się tarotem, ale przyznała po chwili. Ten strażnik też o tym wiedział - bo pilnował owej "siedziby uczonych".
Wróżby dla ludzi mogą się wydawać zabawą - zazwyczaj do pewnego momentu - ale dla istot zwodniczych, z tego co piszą egzorcyści, są pułapką na ludzi od samego początku.
Skoro mamy wiedźmy to pojawia się pytanie czy są też tzw. „dobre czarownice”? Jeśli tak, to kim są itp.?
To też pytanie podchwytliwe :) Odpowiem jednak w szerszy sposób niż ten jak to na skróty się zazwyczaj robi. Czarownice są czarownicami. Jeśli ktoś para się magią - jakąkolwiek, to dobrze nie czyni nawet gdy ma dobre intencje i sam w sobie nie chce nikomu szkodzić.
Pomaganie poprzez magię w rzekomo dobrych celach, można porównać z zachowaniami prostytutki która robi to co robi, a pieniądze daje na biednych, lub księdza który fotografuje się nagi - aby wesprzeć jakiś charytatywny cel. Intencja jest dobra ale sposób jest zły.
Problem pojawia się wtedy gdy próbuje się wszystkich którzy mają zdolności nadprzyrodzone, wrzucać do jednego worka - nawet gdy są zwykłymi ludźmi, trzymającymi się z daleka od magii, a je posiadającymi. Inkwizytorzy w wielu miejscach mieli rację, ale też w kilku się mylili. Odnośnie kobiet które uważali za wiedźmy, autorzy "Młota na czarownice" dzielili na trzy sposoby:
a) szkodzące, a ratować nie mogące:
b) kolejne które ratować, ale z jakiejś szczególnej z szatanem umowy, nie szkodzą.
c) trzecie które i szkodzą, i ratować mogą.
Pod punkt "b" nie wzięto chyba pod uwagę tego, że mogą istnieć osoby które pomagają innym nadnaturalnym wsparciem, nie korzystając z magii i konszachtów z siłami zła. Czy "Młot na czarownice" mówi właśnie o możliwości istnienia takich "charyzmatyków"?
Myśle że człowiek wcale nie musi sobie "zasłużyć" na jakiś nadnaturalny dar, i może być on mu czasem przypisany "za darmo", podobnie jak niektórzy ludzie rodzą się z talentem do muzyki lub malarstwa. Mogą być oczywiście malarze lub muzycy których zdolności są połączone z siłami ciemności, ale mogą być i tacy których zdolności pochodzą od sił dobra, i się z takimi po prostu rodzą. Zmierzam do tego że mogą istnieć osoby określane jako czarownice, ale posiadające dar z "dobrej strony". Czasem odróżnienie jednych od drugich może wydawać się trudne, bo od strony technicznej - tak ludzie stojący po stronie Boga, jak i ci stojący po stronie diabła, mogą wykonywać działania zewnętrznie wyglądające podobnie, a różniące się "źródłem" z którego są "zasilani".
W podaniach ludowych w których przetrwało do naszych czasów wiele rzeczywistych motywów i przeżyć, jest mowa o tym jak kapłan wskazał różnicę między tym kiedy kobieta jest szeptuchą-czarownicą, a kiedy jest dobrą szeptuchą, pomagającą ludziom ale z magią nie będąc związana.
Wniosek jego był taki, że:
a) jeśli kobieta koncentruje się na prawidłowym wypowiadaniu tylko w jeden sposób słów i modlitw, starając się wykonywać przy tym czasie również w określony i jedyny sposób jakieś działania - to nawet gdy wówczas "pomaga" ludziom, jej koncentracja przede wszystkim nad prawidłowym przebiegiem owego "rytuału", wskazuje jest czarownicą.
b) z kolei jeśli kobieta "szeptucha" modli się w celu uzdrowienia człowieka, ale przy tym może modlitwy odmawiać w różnej kolejności, i nie trzyma się sztywno jakiegoś "niezbędnego" rytuału - stawiając na pierwszym miejscu swoją wiarę w to że nie rytuał ale Bóg może pomóc, to taka kobieta za czarownice nie powinna być brana. Myślę że osoby z "darami" dla świętego spokoju powinny udawać się do egzorcystów, i jeśli ich "dar" przetrwa egzorcyzmy i próby kapłana w nie wskazując na opętanie, to nie powinno się ich bezpodstawnie oczerniać że trzymają z siłami ciemności - nawet gdy są po prostu zwykłymi ludźmi. A wspierać dobre siły mogą i niewierzących, lub innowierców i pogan - tak jak to było z trzema królami kierowanymi do Betlejem, albo żoną Piłata, którą ostrzegano przed niesprawiedliwym wyrokiem na Jezusa. Przykładem jak trudno rozpoznać czarownice od dobrej kobiety z "darami" może być moja nieżyjąca już ciotka.
Opowiem to co o niej usłyszałem od bliskich, a na końcu sam zapytam o opinię:
Jej rodzina nie mogła mieć dzieci, co dziecko się urodziło, to umierało. Gdy umarło ich kilka, jej rodzice pojechali do jakiegoś klasztoru w Krakowie, gdzie dano im obraz małego Jezusa, mówiąc że teraz im się będą rodzić dzieci, ale pierwsze będzie poświęcone Bogu.
Urodziła się dziewczynka, a później kolejne dzieci - już bez problemów. Dziewczynka była pobożna i dobra, i gdy dorosła chciała iść do klasztoru. Rodzice ją uprosili by się nimi opiekowała na starość, więc została przy nich. Jej życiu towarzyszyło mnóstwo "dziwów" o których słyszano w całej okolicy. Przychodziły do niej dusze czyśćcowe po modlitwy, albo osoby które właśnie zmarły - jak jej koleżanka, stając w drzwiach jej pokoju i informując ją o swej śmierci. Świadkiem przybywania dusz domagających się modlitw, był mój wujek, który słyszał jak te dusze wywołują rozmaite efekty dźwiękowe. Ciotka ta potrafiła przepędzać burze, wychodząc z krzyżem naprzeciw nim, odczyniała uroki rzucone przez wiedźmy na ludzi. Przepowiedziała nawet dokładnie kiedy umrze i znała przyszłość - choć ta może być zmieniana. Mojemu wujkowi gdy był dzieckiem, przepowiedziała że będzie pilotem i został. Gdy byłem mały mówiła że będę księdzem, i dała i właśnie ów obraz dzięki któremu się urodziła. Ale nie planuje być księdzem - choć w pewnym stopniu trafiła, bo zajmują mnie rzeczy z którymi i księża są związani, a były też okresy w moim życiu, gdy się zastanawiałem nad tym, ale zrezygnowałem bo to za poważna i za odpowiedzialna dla mnie "pozycja". Dodam jeszcze to że pozostała ona panną, nigdy nie wyszła za mąż i wiele wskazuje że i dziewicą była przez całe życie. Oczywiście czasem od strony technicznej stosowała metody jakimi ludzie bronili się przed czarami: np. gdy za dziecka atakowała mnie nocnica, kazała miotłę do góry włosiem, ustawić obok dziurki u drzwi, i położyć na nią posikaną pieluszkę, przebitą igłą. Brzmi to bez sensu, ale dopiero po ponad 30 latach, badając stare relacje słowackie, trafiłem na pewne odpowiedzi:
- miotła położona na progu drzwi, była traktowana jako bariera której wiedźma po prostu nie potrafi przekroczyć;
- posikana pieluszka przebita igłą u dziurki u klucza - nocnice zazwyczaj przeciskały się przez dziurki od klucza, mając ciało "z innego rodzaju materii" o którym i w relacjach kościelnych jest mowa, iż jest i zmiennokształtne i rozciągliwe i mogące się pojawiać w różnych rozmiarach. Wiedźma przechodząca przez ów otwór - natykała się na posikaną pieluszkę, co wywoływało w niej obrzydzenie. Owo "z innego rodzaju materii" mogło też być wrażliwe na żelazne ostre przedmioty. Od kiedy w ten sposób zniechęcono tę zmorę - już mi z piersi mleka nie piła, a jej ataki się skończyły jak ręką odjął.
Na Słowacji i w podobny sposób zniechęcano te istoty - kładąc pod pościel np. ostry nóż, a piersi nacierając czymś nieprzyjemnym, czasem nawet odchodami. Wtedy też zmora która zaatakowała człowieka siadając na nim, i natykając się na nieczystości - wycofywała się z obrzydzeniem i już nie wracała.
Podobnie jak w przypadku "czarów mlecznych" - w przypadku gdy zmorą była żyjąca czarownica, istniał pewien związek między związanymi z nią różnymi miejscami. I tak gdy zaczarowane mleko wylane na piec i kute czymś ostrym, paliło i kuło wiedźmę, to podobnie gdy była zmorą i siadała na nieczystości bądź była w pobliżu ostrzy - jej "nieprzyjemne doznania" przenosić się mogły bezpośrednio na jej ciało fizyczne.
Bardzo dziękuję za rozmowę