Publicysta wspomina swój pobyt w Tunisie. Miał chwilę, aby obserwować Morze Śródziemne, ale z błogiej chwili wytchnienia wyrwał go telefon od Pawła Paliwody. Dziennikarz opowiadał, że jeden z organizatorów namiotu Solidarni 2010 został pobity przez strażników miejskich. "Wyjaśniał szczegółowo. Tłumaczyłem, że jestem na innym kontynencie, jego zabije telefoniczny rachunek, a przecież i tak nic nie będę w stanie zrobić przed powrotem do kraju już za dwa dni. Małodusznie chciałem, żeby dał mi spokój i pozwolił uwolnić się choćby na ten moment od problemów kraju. Nie ustąpił zanim nie wyjaśnił wszystkiego i nie wymusił, abym zadeklarował, że o sprawie napiszę" - relacjonuje Wildstein.

 

"Paweł Paliwoda umarł za wcześnie. Zdanie takie brzmi banalnie i pusto. Można dodać równie banalnie (i nieprawdziwie): wszyscy umieramy zbyt wcześnie. Tyle, że w wypadku Paliwody to pierwsze zdanie jest prawdziwe nie tylko dlatego, że umarł mając 50 lat. Wszyscy, którzy go znali, mają uczucie niespełnienia, kontrastu między jego możliwościami, a tym, co pozostawił po sobie" - tłumaczy pisarz.

 

Wildstein przypomina, że Paliwoda był jednym z najlepiej zapowiadających się absolwentów i doktorantów filozofii UW. Nie zrobił jednak doktoratu i oddał się publicystyce. "Jego wrażliwość i temperament nie pozwalały mu bez gniewu i uprzedzenia kontemplować spraw wiecznych i kazały angażować się w obronie ludzi i wartości. Jego bezkompromisowość powodowała, że coraz mniej mógł odnaleźć miejsca dla swoich tekstów i sytuował się na coraz dalszym marginesie. Jako prezes TVP zaproponowałem mu prowadzenie programu „Ring”. Mój następca program zlikwidował" - wspomina publicysta "Tygodnika Lisickiego".

 

Wildstein pisze, żę wzorem Paliwody był bohater „Siedmiu samurajów” Kambei Shimada. Publicysta przypomina, że były gospodarz programu "Ring" pisał o na swoim blogu: „Kambei Shimada – to wojownik-filozof. Mędrzec. Nie ma takiej siły – głodu, nędzy, przewagi rządzących łotrów, panów-bogaczy kształtujących opinię publiczną – która zmusiłaby go do oportunistycznej kapitulacji, do służenia tym, których postrzega jako nędznych pachołów i karierowiczów.”

 

"Łatwo usprawiedliwiamy się, że ci, którzy przegrywają w naszym świecie – sami na to zasłużyli. Doraźny sukces staje się miarą słuszności. Paliwoda dokonał świadomego wyboru. Może był zbyt bezkompromisowy? A może rzeczywistość, w której żyjemy, nie zasłużyła na takich jak on?" - puentuje Bronisław Wildstein.

 

Więcej na stronie "Teologii Politycznej"

 

AM