Lekarz z Czech pracujący w szpitalu w Monachium stworzył specjalny raport. Podzielił się w nim swoim doświadczeniem kontaktu z migrantami, którzy trafili do Bawarii.
Lekarz jest już emerytem, jednak został powołany przez szpital w Monachium, ponieważ pilnie potrzebowano anestezjologa. Według niego, sytuacja w tym i innych szpitalach w stolicy Bawarii jest nie do zniesienia.
- Lekarze domowi nie mogą nagłych przypadków leczyć, a więc kierują wszystkich do szpitali. Wielu muzułmanów sprzeciwia się leczeniu przez żeński personel – pisze lekarz.
Według niego stosunki pomiędzy personelem i migrantami „zmieniły się ze złych na katastrofalne”.
- Wielu migrantów ma AIDS, syfilis, gruźlicę, wiele chorób tropikalnych, o których my w Europie w ogóle pojęcia nie mamy. Kiedy oni położą w aptece receptę, mówi się im, że oni za lekarstwo muszą zapłacić. Dochodzi do niewyobrażalnych awantur, szczególnie, jeżeli chodzi o medykamenty dla dzieci. Zostawiają po prostu dzieci w aptece ze słowami: ‘No to lecz sobie je sam’.
Tak więc policja musi osłaniać nie tylko lekarzy i szpitale, ale też duże apteki” – twierdzi Czech.
- Gdzie są ci, którzy przed kamerami krzyczeli: ‘Serdecznie witamy!’ z transparentami na dworcach? No tak, to się zgadza - teraz granica została zamknięta, ale jeden milion już jest tutaj i na pewno nie damy rady ich się pozbyć” – czytamy w relacji lekarza.
- Większość tych ludzi jest do niczego. Malutka cząstka ma w ogóle jakieś wykształcenie. Poza tym kobiety nie pracują. Szacuję, że jedna z dziesięciu jest w ciąży. Setki z tysiąca wzięły ze sobą małe dzieci poniżej szóstego roku życia, wiele z nich jest wyczerpanych i zaniedbanych” – twierdzi lekarz.
Doktor ma obawy, że pewnego dnia Czechy mogą podzielić los Niemców.
„Jeżeli już Niemcy nie potrafią sobie z tym poradzić, to w Czechach zapanuje totalny chaos”.
„Nikt, kto nie wszedł w kontakt z nimi, nie może mieć wyobrażenia, jakim rodzajem zwierząt oni są, szczególnie ci z Afryki i muzułmanie, którzy z uwagi na religię zachowują się wyniośle wobec naszego personelu” – stwierdza lekarz.
„W pewnym znanym szpitalu nad Renem migranci zaatakowali personel nożami, po tym jak przekazali 8 miesięczne dziecko na granicy śmierci, które oni wozili przez trzy miesiące po całej Europie. Dziecko zmarło po dwóch dniach, chociaż otrzymało najlepszą opiekę w najlepszej klinice dziecięcej w Niemczech. [Zaatakowany] lekarz musiał być operowany, a dwie pielęgniarki wylądowały na oddziale intensywnej terapii. Nikt nie został ukarany! A lokalnej prasie zabroniono o takich przypadkach pisać” – czytamy w relacji.
„Pytam więc siebie, gdzie są ci witający i aktywiści praw człowieka z dworców? Siedzą wygodnie w domach. Wziąłbym ich najchętniej i zaprowadził do szpitala - i to jako opiekunów. Potem do domu uchodźców i to bez policji i bez psów” – podsumowuje czeski lekarz.
tg/kresy.pl