Kelly Bowen, dwudziestopięciolatka z Wielkiej Brytanii, urodziła dziewczynkę i chłopca – opisuje historię brytyjski tabloid "Daily Mail". - To cud! - mówi gazecie, która zapewne nie zainteresowałaby narodzinami, gdyby nie to, że dzieci poczęły się i urodziły po śmierci ojca.
Pani Bowen już wcześniej urodziła dziecko z in vitro. W 2007 roku, kiedy Gawin Bowen nie był jeszcze jej mężem, urodził się mały Shay. Wkrótce jego 22-letni ojciec dowiedział się, że jest chory na raka. - Zanim odszedł, postanowiliśmy, że chcemy dla Shay'a brata lub siostrę – opowiada Brown. Mężczyzna oddał więc nasienie do banku spermy zanim rozpoczął chemioterapię.
Para zdążyła się pobrać na dwa dni przed śmiercią mężczyzny. Kobieta zdecydowała, że pomimo iż jej dzieci nie będą miały ojca, nadal chce je mieć. Poddała się więc kolejnym zabiegom in vitro. Dopiero za trzecim razem doszło do zapłodnienia.
Pomysł, by użyć spermy zmarłego męża do poczęcia nie jest nowy, ale jeszcze kilka lat temu brytyjski urząd odpowiedzialny za nadzór procesów związanych ze sztucznym zapłodnieniem Human Fertilisation and Embryology Authority odmawiał zezwolenia na tego typu zabiegi. Po głośnej sprawie Diane Blood, która wygrała do tego prawo przed brytyjskim wymiarem sprawiedliwości w 2000 roku – okazuje się to coraz bardziej popularne.
AJ/Dailymail.co.uk