1. W ostatni piątek agencja DPA poinformowała, że niemiecki rząd zgodził się na transakcję polegającą na zakupie spółki RWE Dea funduszowi LetterOne, którego największym udziałowcem jest przyjaciel prezydenta Putina, rosyjski oligarcha Michaił Fridmann.
Transakcja ta była badana od czerwca tego roku przez niemieckie ministerstwo gospodarki i mimo tego, że Unia Europejska nałożyła na Rosję sankcje dotyczące sektora energetycznego, Niemcy na tę transakcję się zgodzili.
Ponoć koronnym argumentem za tą zgodą, był fakt, że wspomniany fundusz LetterOne ma siedzibę na terenie UE, a nie w Rosji, Niemcom nie przeszkadzało jednak, że pieniądze w tym funduszu pochodzą z Rosji, a niemiecka spółka jak najbardziej działa w sektorze energetycznym.
2. O transakcji było już głośno w marcu tego roku bowiem już wtedy media w Niemczech poinformowały, że niemiecki koncern energetyczny RWE sprzedaje za ponad 5 mld euro swoją spółkę córkę RWE Dea funduszowi inwestycyjnemu LetterOne z siedzibą w Luksemburgu, którego właścicielem jest rosyjska grupa inwestycyjna Alpha a z kolei jej głównym udziałowcem jest właśnie Fridman.
Okazuje się, że RWE Dea posiada aż 190 koncesji na poszukiwania ropy i gazu na świecie w tym 6 koncesji na poszukiwania gazu łupkowego w Polsce (złoża położone około 100 km na południe od Krakowa na obszarze 3300 km2), a także jest operatorem niemieckich podziemnych zbiorników gazu.
Wtedy niemiecki eurodeputowany i szef komisji spraw zagranicznych w Parlamencie Europejskim Elmar Brok, nazwał wprawdzie tę sprzedaż „nieodpowiedzialną” ale niemieckiemu Urzędowi Antymonopolowemu ta transakcja nie przeszkadza i jak zapowiedział, skontroluje ją dopiero po jej ostatecznym zawarciu.
3. Oczywiście nie mamy wpływu na to co robią niemieckie koncerny energetyczne i niemiecki rząd (choć europejska wspólna polityka energetyczna powinna także Niemcy do czegoś zobowiązywać) ale już wpływ na to jak krążą udzielone przez polskie ministerstwo środowiska koncesje na poszukiwania( wydobycie) gazu łupkowego w Polsce, powinniśmy jednak mieć.
Beztroska urzędników rządu Tuska jednak i w tym zakresie doprowadziła jak się wydaje do niepowetowanych strat.
Przypomnijmy tylko, że na początku stycznia tego roku, Najwyższa Izba Kontroli (NIK) opublikowała raport pokontrolny dotyczący oceny działania administracji publicznej oraz przedsiębiorców podejmowane w związku z poszukiwaniem i rozpoznawaniem złóż gazu łupkowego w Polsce.
4. Raport okazał się miażdżący dla administracji rządowej, a z ustaleń NIK wyłonił się bezmiar bałaganu, niekompetencji, nieodpowiedzialności, a być może czegoś więcej, świadomego torpedowania poszukiwań gazu łupkowego w naszym kraju między innymi poprzez brak kontroli nad obrotem koncesjami na poszukiwania (wydobycie) gazu łupkowego.
NIK zwrócił także uwagę, że ze znacznym opóźnieniem prowadzono prace nad tzw. ustawą łupkową, a termin jej przesłania do Sejmu jest już spóźniony o ponad 1 rok, co grozi ograniczeniem przez przedsiębiorców skali prowadzonych bądź planowanych prac poszukiwawczych albo wręcz rezygnacją z dalszego poszukiwania gazu łupkowego w Polsce(została ona uchwalona przez Parlament tuż przed przerwą wakacyjną).
Niestety w raporcie pokontrolnym NIK tych danych nie ma ale według informacji ekspertów z tej dziedziny już wtedy około 40% koncesji na wydobycie gazu łupkowego w Polsce było bezpośrednio albo pośrednio w rękach kapitału rosyjskiego.
Teraz doszły kolejne i za jakiś czas może się okazać, że firmy z udziałem kapitału rosyjskiego nie są zainteresowane finansowaniem tego rodzaju poszukiwań na terenie naszego kraju.
Niemcom jak widać mimo wojny prowadzonej przez Rosję na Ukrainie, poszerzanie wpływów przez rosyjski kapitał w ich kraju nie przeszkadza, a że niejako przy okazji, ten kapitał po transakcjach z ich firmami, przejmuje przyszłościową dziedzinę surowcową w Polsce, to już „zmartwienie” rządu Donalda Tuska.
Zbigniew Kuźmiuk/Salon24.pl