1. Biblijne źródła nauki o sądzie szczegółowym
Na jakich tekstach Pisma Świętego bazuje Kościół, ucząc o sądzie szczegółowym w chwili śmierci? Otóż – jak przypomina Katechizm Kościoła Katolickiego – “Nowy Testament mówi o sądzie przede wszystkim w perspektywie ostatecznego spotkania z Chrystusem w Jego drugim przyjściu, ale także wielokrotnie potwierdza, że zaraz po śmierci każdego nastąpi zapłata stosownie do jego czynów i wiary” (KKK 1021).
Sąd szczegółowy jest wspomniany w Liście do Hebrajczyków, w którym czytamy: “postanowione [jest] ludziom raz umrzeć, a potem sąd” (por. Hbr 9,27).
Inne teksty natchnione pouczają, że nikt nie będzie mógł uciec przed światłością Boga, przed którym wszystko w nas jest odkryte (por. 2 Kor 5,11). “Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre” (2 Kor 5,10).
Opierając się na objawieniu Bożym, Kościół uczy: “Każdy człowiek w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym, który polega na odniesieniu jego życia do Chrystusa...” (KKK 1022)
Tak więc “postanowione [jest] ludziom raz umrzeć, a potem sąd (por. Hbr 9,27). Rozważmy dokładniej, na czym polega ten sąd.
2. Życie ziemskie poddane szczegółowemu osądowi
Na sądzie szczegółowym zobaczymy w świetle Bożej prawdy całe nasze życie. Zobaczymy, co z nim zrobiliśmy, jak je ukształtowaliśmy na całą wieczność.
a) Ujawnienie się stopnia naszego podobieństwa do Chrystusa.
Jak uczy Katechizm Kościoła Katolickiego, sąd szczegółowy polega na odniesieniu człowieka do Chrystusa (por. KKK 1022). Jak to rozumieć?
Otóż na sądzie szczegółowym nasze życie zostanie porównane z postępowaniem Jezusa, który przyszedł na ten świat po to, aby każdy upodobnił się do Niego i dzięki temu doszedł do zbawienia. A więc w czasie sądu szczegółowego ujawni się, ile w każdym człowieku jest prawdziwego podobieństwa do Jezusa. Wszystko zostanie poddane osądowi, aby się ujawniło, czy nasze myśli, słowa i czyny naśladowały myślenie, mówienie i działanie Jezusa Chrystusa albo też były ich przeciwieństwem. Zobaczymy wyraźnie dzieło naszego życia. Ujawni się, czyje podobieństwo ukształtowaliśmy w sobie: Chrystusa czy szatana.
Kto kierował się prawym sumieniem i był naśladowcą Jezusa Chrystusa, ten zobaczy na sądzie swoje podobieństwo do Niego. Kto zaś kierował się egoizmem, żył w grzechu, ten dostrzeże z całą wyrazistością, że zatarł w sobie obraz Boga-Miłości, że utracił podobieństwo do Jezusa.
Na sądzie szczegółowym może ukazać się w całej pełni prawda słów św. Jana: “Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest” (1 J 3,2).
Może się jednak ujawnić inna smutna prawda, ta mianowicie, że człowiek działał rzeczy nadzwyczajne, ale przez swoje zakłamane i grzeszne życie zatarł w sobie podobieństwo do Boga. Jezus ostrzega przed tą tragiczną możliwością: “Wielu powie Mi w owym dniu: Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia? Wtedy oświadczę im: Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!” (Mt 7,22-23)
b) Odkrycie sposobu traktowania Chrystusa przez nas.
Sąd ujawni nie tylko stopień naszego podobieństwa do Chrystusa, ale również to, w jaki sposób traktowaliśmy Go w ciągu całego naszego życia. Św. Paweł poznał dzięki oświeceniu Bożemu wstrząsającą prawdę, tę mianowicie, że prześladował Chrystusa. W drodze do Damaszku, w ogarniającej go światłości, usłyszał słowa Zbawiciela: “Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz” (Dz 9,5).
Światłość na sądzie szczegółowym odsłoni przed nami najgłębszą prawdę o naszych czynach: że one dosięgały samego Chrystusa. Okaże się więc że naszymi złymi czynami prześladowaliśmy Go, jak Szaweł faryzeusz. To my w sobie krzyżowaliśmy Chrystusa i wystawialiśmy Go na pośmiewisko (por. Hbr 6,6). Ujawni się też, że okazując miłość i miłosierdzie bliźniemu, przez nasze dobre czyny Jemu służyliśmy (por. Mt 25,31-46).
c) Poznanie, czy Chrystus faktycznie był naszym Panem.
Na sądzie okaże się, czy Chrystus był rzeczywiście naszym jedynym Panem, czy faktycznie Jemu służyliśmy w ciągu całego życia. Każdy pozna, czy żył Ewangelią, czy też jego religia ograniczała się do wypowiadania – zamiast sercem i całym życiem – samymi tylko wargami: “Panie, Panie...” (por. Łk 6,46).
Bóg albo Mamona.
Człowiek dostrzeże, jakiemu panu naprawdę służył: Jezusowi Chrystusowi czy też Mamonie, bo jednemu tylko można służyć, jak mówi Zbawiciel: “Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie” (Mt 6,24).
Bałwochwalcza chciwość.
Na sądzie ujawni się, jak posługiwaliśmy się “niegodziwą mamoną” (por. Łk 16, 10). Okaże się, czy nie stała się ona dla nas bożkiem, który przysłonił nam Boga prawdziwego i skoncentrował na sobie całą naszą uwagę, zdobył nasze serca. Ukaże się bezsens życia, którego celem było gromadzenie bogactwa (por. Łk 12,16-20).
Prawda Boża odsłoni człowiekowi wszystkich jego “panów”, którym zamiast Chrystusowi służył, wszystkie jego bożki, którym poświęcił swój czas lub nawet całe swoje życie, wszystkie skarby, które gromadził i dla nich żył.
Każdy zobaczy swojego bożka, swój skarb, który był drogi jego sercu (por. Łk 12,34). Albo będzie to skarb utracony bezpowrotnie, bo ulokowany “na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną”, albo skarb miłości dobrze złożony na wieczność w niebie, “gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną” (Mt 6,19-20).
Ujawnią się ziemscy bałwochwalcy-bogacze, którzy z bogactw uczynili sobie swego boga; którzy gromadzili skarby dla siebie, ale nie byli bogaci przed Bogiem (por. Łk 12,21).
Skarb wieczny.
W świetle Bożym zabłysną też ci, którzy jak uboga wdowa z Ewangelii (por. Mk 12,42) służyli tylko Bogu jedynemu, potrafili dla Niego zrezygnować z ostatniego grosza, aby zdobyć prawdziwy i niezniszczalny skarb w niebie: miłość, która nigdy nie przeminie (por. Łk 18,22).
d) Sąd z miłości.
“Pod wieczór naszego życia będziemy sądzeni z miłości” – przypomina nam św. Jan od Krzyża (Sentencje, 64; KKK 1470). Na sądzie szczegółowym każdy pozna dokładnie prawdę o sobie, o swojej miłości i jej brakach.
Trzeba nam będzie zdać sprawę z tego, ku czemu zwróciła się nasza miłość: w stronę Boga i człowieka, czy też może ku różnym “bożkom”, “panom” i “skarbom”, które były drogie naszemu sercu.
Każdy rozwija lub niszczy w sobie miłość.
Przez każdy nasz czyn, słowo, myśl, modlitwę, dobre pragnienie możemy umacniać naszą miłość do Boga i do ludzi. Niestety, można ją też osłabiać lub nawet niszczyć naszymi grzesznymi dobrowolnymi wyborami. Na sądzie szczegółowym trzeba nam będzie się rozliczyć z tego, czy miłowaliśmy Boga “całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą”, a “swego bliźniego jak siebie samego” (Mk 12,31).
Budowla na skale lub na piasku.
U kresu życia w świetle Bożej prawdy okaże się, na czym wznosiliśmy naprawdę budowlę naszego życia: na solidnym fundamencie prawdy i miłości – do której wzywa nas Chrystus – czy też na piasku egoizmu, szukania rozrywek, przyjemności i wyłącznie własnej korzyści (por. Łk 6,47-49).
Po owocach się poznaje.
Czyny dokonane za życia wykażą, ile pozostało w nas miłości na wieczność. One zaświadczą, jakim drzewem jesteśmy naprawdę: dobrym lub złym. Drzewo bowiem poznaje się po owocach. “Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców” (Mt 7,18).
e) Rozliczenie się z naszego miłosierdzia.
Ponieważ nieustannie stykamy się z miłosierdziem Boga, z Jego przebaczeniem, dlatego Pan wymaga, abyśmy i my okazywali je innym ludziom (por. Mt 18,23). Na sądzie szczegółowym będziemy musieli rozliczyć się z naszego miłosierdzia okazywanego słowem, modlitwą i czynem. Tak o tym poucza Jezus św. s. Faustynę: “jest potrójne wykonanie miłosierdzia: słowo miłosierne – przez przebaczenie i pocieszenie, drugie – gdzie nie możesz słowem to modlić się – i to jest miłosierdzie, trzecie – uczynki miłosierdzia. A gdy tu przyjdzie dzień ostatni, z tego sądzeni będziemy i według tego otrzymamy wyrok wieczny” (Św. s. M. Faustyna Kowalska, Dzienniczek, Miłosierdzie Boże w duszy mojej, Warszawa 1993, Wydawnictwo Księży Marianów, p. 1158).
f) Miłość i miłosierdzie prawdziwe lub udawane.
Boga nie można oszukać żadnymi pozorami dobroci. On widzi nasze serce i wie, ile jest w nim autentycznej miłości do Niego i do ludzi. Wie, czy nasze czyny wyrażają autentyczne miłosierdzie, czy też są obłudnym szukaniem własnej chwały (por. Mt 6,1-5).
Na sądzie szczegółowym ujawnią się wszystkie pokorne czyny, spełnione w ukryciu, widziane jedynie przez Ojca. Każdy ten czyn otrzyma swoją zapłatę, zgodnie z obietnicą Chrystusa: “A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt 6,4).
W świetle Bożej prawdy zdemaskuje się też każda forma obłudy, udawania, faryzeizmu. Ujawnią się czyny pozornie dobre, ale nie wykonane z miłości, lecz na pokaz, dla zdobycia ludzkiej pochwały, dla sławy, dla rozgłosu, dla skupienia na sobie uwagi innych. Wszyscy obłudnicy usłyszą na sądzie słowa, które Jezus wypowiedział do faryzeuszy: “To wy właśnie wobec ludzi udajecie sprawiedliwych, ale Bóg zna wasze serca. To bowiem, co za wielkie uchodzi między ludźmi, obrzydliwością jest w oczach Bożych” (Łk 16,15).
"Sumienie nic mi nie wyrzuca".
Sąd szczegółowy może być wielkim zaskoczeniem dla tych, którzy uważają, że nie popełniają żadnych grzechów. Okaże się bowiem, że popełniali grzechy, lecz – aby ich nie dostrzegać i nie odczuwać niepokoju – zniszczyli w sobie to światło, które miało im ukazywać ich grzeszność: sumienie.
Można porównać sumienie do oka, które pozwala nam dostrzegać to, co się wokół nas znajduje. Gdy jednak zamykamy oczy, nie widzimy nic. Nie znaczy to, że świat wokół nas przestaje istnieć. Chore oko nie widzi dobrze (por. Łk 11,34-36). Podobnie jest z sumieniem przytępionym przez nieprawość człowieka, które nie ukazuje niebezpieczeństwa zła.
g) Sąd nad naszymi słowami.
Nie tylko czyny, ale również nasze słowa są wyrazem miłości lub jej zaprzeczeniem. Dlatego też Jezus zapowiada sąd, na którym będziemy musieli się rozliczyć z każdego naszego słowa. “A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony. (Mt 12,36-37). To groźne ostrzeżenie Jezusa znajdujemy w następującej formie w Poemacie Boga-człowieka:
“Zapewniam was, że za każde słowo wypowiedziane niepotrzebnie zażąda się od ludzi wytłumaczenia się w dniu Sądu. I mówię wam, że ludzie będą usprawiedliwieni dzięki słowom, jakie wypowiedzieli, a także przez [same] swe słowa zostaną potępieni. Uważajcie więc wy, którzy tak wiele ich wypowiadacie, a są one więcej niż zbędne, gdyż nie tylko są niepotrzebne, lecz powodują zło i mają za cel oddalenie serc od Prawdy, która do was mówi.» (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga trzecia, część czwarta, Katowice 1999, Wyd. Vox Domini, s. 30). Lepiej więc milczeć niż wypowiadać się niepotrzebnie i złośliwie. Chociaż milczenie może być lenistwem, lepiej je praktykować niż grzeszyć językiem (por. M. Valtorta, jak wyżej).
Bezużyteczne słowa.
Bezużyteczne słowo to takie, które szkodzi bliźniemu lub nie ubogaca go i nie rozwija duchowo, bo nie zostało wypowiedziane z miłości. Ileż to słów wypowiada się tylko dla własnej przyjemności mówienia, a może nawet dla krzywdzenia innych obmową, krytyką, oszczerstwem!
Często też zdarza się, że jeden człowiek przez swoje gadulstwo okrada drugiego z czasu, który mógłby poświęcić na jakieś dobro, np. na cenną lekturę, na modlitwę, na rozmowę z kimś osamotnionym, kto rzeczywiście potrzebuje kontaktu z drugim człowiekiem.
h) Wierność lub niewierność w małym.
Blask Bożej prawdy ukaże wierność lub niewierność w najdrobniejszych sprawach (por. Łk 16,10). Będziemy się więc musieli rozliczyć nie tylko z każdego czynu i słów, ale z myśli i najbardziej ukrytych w głębi naszego serca pragnień, zamiarów, planów. Wszystko bowiem – nawet najdrobniejsze drgnienie serca – mogło stać się w nas wyrazem miłości, której Bóg od nas oczekuje. Ale też wszystko – nasze myśli, uczucia, słowa i działania – możemy naszą złą wolą zamienić w przejawy nienawiści, niechęci, obojętności i egoizmu.
Na sądzie ujawni się, czy ktoś przez swoje czyny, słowa, modlitwy był sługą troszczącym się o dom Boży, o dobro innych. Ale może się też okazać, że zamiast pomagać, jadł on tylko, pił, upijał się i krzywdził tych, o których z polecenia Pana miał się troszczyć (por. Łk 12,41-46). Za swoją wierność i za niewierność każdy otrzyma też zapłatę (por. Mt 25,21).
i) Rozliczenie się z talentów.
W przypowieści o talentach (por. Mt 25,14-30) Jezus przypomina nam, że w dniu sądu będziemy się musieli rozliczyć z każdego otrzymanego daru. Takim talentem domagającym się pomnażania i służenia nim innym jest każde nasze uzdolnienie naturalne. Jest nim również słowo Boże, które ma w nas wzrastać i przez nas docierać do innych.
Każda łaska talentem do dobrego wykorzystania.
Tym talentem jest też każda łaska, każde poruszenie nas przez Ducha Świętego. Za każdy talent naturalny i nadprzyrodzony jesteśmy odpowiedzialni. Z każdej więc łaski, z każdego natchnienia Ducha Świętego trzeba nam będzie się rozliczyć na sądzie. Odpowiemy za to, co z naszego powodu stało się z łaskami Bożymi w nas i w ludziach, którzy się z nami spotykali.
Słowo Boże talentem, który trzeba pomnożyć. Każde usłyszane słowo Boże jest jakby talentem, który można – przez medytację, modlitewną refleksję, przez prośbę skierowaną do Ducha Świętego – pomnożyć i przekazać innym. Kto tak postępuje, otrzyma nagrodę od Pana, dawcy słowa Bożego. Kto zaś zakopie otrzymany talent Bożej prawdy, nie pomnoży go i nie da innym, ten zostanie ukarany, jak uczy o tym Jezus w przypowieści o talentach (Mt 25,14-30) i o minach (Łk 19,11-27).
"Ducha nie gaście".
Ktoś słusznie stwierdził, że podejście do dzieł Ducha Świętego w wielu wypadkach można by nazwać “duchową aborcją” i “duchową eutanazją”. “Aborcją” – bo zabija się nadprzyrodzone życie, rozbudzane przez Ducha Świętego, Jego dary i charyzmaty, zanim się jeszcze rozwiną. “Eutanazją duchową” – gdyż zabija się dzieła Ducha Świętego, zanim jeszcze osiągną pełną dojrzałość. Niszczenie dzieł Ducha Świętego to Jego gaszenie w sobie lub w innych, przed czym przestrzega św. Paweł słowami: “Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie! Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie!” (1 Tes 5,19-21)
Wiele jest przeszkód stawianych dziełom Bożym w świecie. Nie trzeba się lękać trudności, lecz ufać Bogu. Biada jednak temu, kto wznosi przeszkody działaniu Ducha Świętego w sobie lub w innych. Będzie musiał za to odpowiedzieć przed Panem w Dniu Sądu (por. Vassula Ryden, Prawdziwe Życie w Bogu, Katowice 1998, Wyd. Vox Domini, 10.10.90). Oby nikomu Chrystus nie musiał powiedzieć w dniu sądu: “ty byłeś jednym z tych Moich prześladowców, którzy burzyli, kiedy Ja budowałem” (Vassula Ryden, jak wyżej, 15.04.91).
Kto pomnożył otrzymane za życia talenty-łaski i służył nimi innym, ten otrzyma od Pana nagrodę. Będzie nią wieczne szczęście nieba.
j) Sąd zdaniem sprawy z naszego apostolstwa.
Człowiek ma nie tylko przyjmować słowo Boże i nim żyć, lecz również – przekazywać je innym, aby ono każdego doskonaliło, ubogacało, uszczęśliwiało i aby każdemu pomagało w osiągnięciu wiecznego zbawienia. Na sądzie będziemy musieli się i z tego rozliczyć.
3. Kto będzie nas sądził?
Do sprawiedliwego Boga należy sąd. Ale naszym sędzią będzie też prawda Boża, z którą zetknęliśmy się, czyli słowo Boże.
a) Bóg Sędzią.
Objawienie poucza nas, że “Bóg sądzić będzie ten świat” (Rz 3,6). Św. Jakub mówi: “Jeden jest Prawodawca i Sędzia, w którego mocy jest zbawić lub potępić” (Jk 4,12). To Bóg “odda każdemu według uczynków jego: tym, którzy przez wytrwałość w dobrych uczynkach szukają chwały, czci i nieśmiertelności – życie wieczne; tym zaś, którzy są przekorni, za prawdą pójść nie chcą, a oddają się nieprawości – gniew i oburzenie. (Rz 2,6-8).
Ojciec “cały sąd przekazał Synowi” (J 5,22)
Ojciec “cały sąd przekazał Synowi” (J 5,22). “Przekazał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym” (J 5,27). Jego to ustanowił “sędzią żywych i umarłych” (Dz 10,42).
Będziemy więc musieli kiedyś stanąć przed Sędzią - Bogiem, naszym Stwórcą i naszym Odkupicielem. Zobaczymy Tego, który jako pierwszy wziął nas w Swoje Ręce; Oczy, które jako pierwsze nas ujrzały. Zobaczymy Ręce Tego, który ukształtował nas i pobłogosławił... Zobaczymy najbardziej czułego Ojca, naszego Stwórcę, przyobleczonego w przerażającą wspaniałość, Pierwszego i Ostatniego, Tego, który jest, który był i który ma przyjść, Wszechmogącego, Alfę i Omegę: Władcę (Vassula Ryden, 15.09.91).
Staniemy przed Bogiem-Synem Człowieczym, który oddał za nas życie na krzyżu. Patrząc na ślady ran, które pozostały w Jego ciele po zmartwychwstaniu (por. J 20,27), zrozumiemy, co zrobiliśmy z łaskami wysłużonymi nam przez Jego drogocenną krew (por. 1 P 1,18). Będziemy patrzeć na ślady straszliwych ran Jezusa Chrystusa, które pozostały w Jego chwalebnym ciele jako wieczne przypomnienie, komu zawdzięczamy ocalenie.
b) Zlekceważone słowo Boże naszym sędzią.
Jezus Chrystus poucza nas, że naszym sędzią stanie się wzgardzona przez nas prawda Boża, czyli odrzucone przez nas Jego słowo: “Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym” (J 12,48). Zastanówmy się nad tym pouczeniem Chrystusa.
Odpowiedzialność za usłyszane słowo Boże.
Otóż na sądzie szczegółowym zdamy sprawę nie tylko ze słów wypowiedzianych przez nas, lecz i z usłyszanych. Przede wszystkim trzeba nam będzie rozliczyć się z tego, co zrobiliśmy z każdym usłyszanym słowem Bożym, gdyż można je potraktować w różny sposób.
Można przyjąć lub odrzucić ten cenny dar udzielony nam przez Bożą miłość dla uformowania naszego życia i przemienienia nas na wieczność. Można według każdego usłyszanego słowa Bożego ukształtować swoje myślenie, mówienie, czyny, ale można też je zlekceważyć i nie liczyć się z Bożą prawdą w swoim postępowaniu.
“Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4,4) – przypomniał Jezus nie tylko szatanowi, ale też każdemu z nas. Słowo Boże jest pokarmem niezbędnym dla każdej duszy.
Każde słowo pochodzące od Boga jest ważne.
Chrystus nie powiedział: “niektórym słowem”, lecz: “każdym słowem”, a więc każde odżywia naszego ducha, umacnia życie Boże w nas, jest dobrodziejstwem dla człowieka. Nie ma zatem znaczenia, kto nam przekazuje słowo Boże, ani to, w jaki sposób do nas dociera.
Wielość głosicieli słowa Bożego.
Tak samo powinno być przyjęte i zamienione w czyn, gdy dociera do nas przez tekst Pisma Świętego, jak i wtedy gdy je słyszymy głoszone przez papieża, biskupów, świeckich, małe dzieci czy też przez orędzia autentycznych objawień.
Głosiciel słowa Bożego narzędziem Ducha Świętego.
Każdy autentyczny głosiciel słowa Bożego jest narzędziem Ducha Świętego, który – jak zapowiedział to Jezus – będzie przypominał prawdę. “A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem (J 14,26).
Przypominanie prawdy, by zmieniło się nasze życie.
To przypomnienie Ducha Bożego ma być przyjmowane po to, by zmienić życie. Nie wolno mu się więc opierać ani też go pozbawiać innych. Na sądzie szczegółowym będziemy musieli zdać sprawę z tego, jak traktowaliśmy to stałe przypominanie Bożej prawdy przez Ducha Świętego i tych, którymi On kierował.
Ta przypominana wciąż prawda jest ogromnym skarbem dla każdego. Dzięki niej umysł może osiągnąć prawdziwą Mądrość, dojść do głębokiej przyjaźni z Bogiem (por. Vassula Ryden, 1.05.95) i do panowania wraz z Nim.
Dar przypominanej prawdy Bożej można wykorzystać lub zmarnować. Na sądzie szczegółowym poznamy, co z nią zrobiliśmy. W Bożym świetle poznamy wtedy, czy przyłączaliśmy się do dzieła przypominania prawdy Bożej czy też je hamowaliśmy, pozbawiając innych pokarmu dla ducha. Biada temu, kto będzie musiał wtedy usłyszeć słowa Pana:
“Ja, jako Sędzia, przypomnę wam krew, jaką nosicie na rękach z powodu tego, że zabroniliście tak wielu duszom otrzymać Moje łaski poprzez to Przypomnienie Mojego Słowa. Jesteście jak Rzymianie, którzy codziennie koronują Mnie cierniem. Czy powiecie Mi jak Piłat: «Nie jestem winien tej krwi» i obmyjecie ręce w wonnej wodzie? Odmawiacie przyjęcia środka chroniącego przed śmiercią. Odmawiacie uznania Mojego Słowa, danego przez Mojego Ducha Świętego w waszych dniach. Zamiast przyjmować Moje Słowo, podchodzicie do Niego z lekceważeniem. Ludzie pozbawieni wszelkiej wiary! Słuchacie wiele, wiele razy – bez zrozumienia. Patrzycie wiele, wiele razy – a nie udaje się wam dostrzec Mojej Chwały i Mojego Nieskończonego Miłosierdzia, które się na was wylewa!” (Vassula Ryden, 19.01.95)
Tak więc za wszystko, co uczynimy z Bożą prawdą – która na różne sposoby i różnymi drogami do nas docierała – będziemy musieli odpowiedzieć przed Panem na sądzie.
Odpowiedzialność za owocowanie prawdy.
Bez względu na sposób, w jaki do nas dociera, słowo Boże zawsze jest słowem Boga i musi być przyjęte z szacunkiem i z wdzięcznością. Żadne nie może być odrzucone. Każde słowo Dobrego Pana, jak ziarno, powinno wyrosnąć na dobrej glebie naszego serca (por. Mt 13,3-23). Jeśli nie wzrasta, to znaczy, że serce ludzkie jest złe i nie pozwala na owocowanie w nim prawdy, dobra i miłości.
Każde usłyszane przez nas słowo Boże stanie się naszym sędzią. Wyraźnie uczy o tym Jezus mówiąc: “A jeżeli ktoś posłyszy słowa moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić. Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym” (J 12,47-48).
“Każda dusza odrzucająca lub co gorsza potępiająca zbawcze orędzie Boże skierowane do człowieka będzie musiała stawić Mu czoła w Dniu Sądu, będzie musiała się przed Nim rozliczyć i zostanie osądzona surowo” (Vassula Ryden, 4.12.89). Bóg nie daje bowiem słów Swojej prawdy po to, by je lekceważyć, odrzucać lub potępiać. Kiedy Bóg mówi, człowiek ma upaść na kolana i z wdzięcznością przyjmować każde słowo życia.
"On będzie świadczył o Mnie".
Kto przyjmuje słowo Boże, ten przyjmuje zapowiedziane przez Chrystusa świadectwo Ducha Świętego. Kto zaś odrzuca to słowo i jego autentycznych głosicieli, ten odrzuca obiecane przez Zbawiciela dzieło Ducha Bożego. Przed odejściem z tego świata Jezus Chrystus zapowiedział bowiem Pocieszyciela, który ujawni się między innymi w dawaniu świadectwa o Zbawicielu. Powiedział: “Gdy jednak przyjdzie Pocieszyciel, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On będzie świadczył o Mnie” (J 15,26).
Potrzeba słuchania świadectwa o Chrystusie.
Obietnica Chrystusa spełniła się. Ten Duch posłany i ciągle obecny daje ustawicznie – przez poddane Mu osoby – świadectwo o prawdziwym i jedynym Zbawicielu, Jezusie Chrystusie. To świadectwo ma być przyjmowane. Kto bowiem je odrzuca, ten daje dowód, że nie wierzy w prawdziwość słów Chrystusa zapewniającego, że Duch Święty ciągle będzie wzbudzał świadków Boga żywego, aby przez nich w każdym wieku świadczyć i przypominać o Jezusie Zbawicielu.
Odpowiedzialność za lekceważenie świadków Chrystusa.
Za ten brak wiary będziemy musieli odpowiedzieć na sądzie. Kto odrzucał autentyczne świadectwo wzbudzone przez Ducha Świętego, ten spotka się na sądzie z oskarżeniem Pana: “W Dniu Sądu powiem wam: nie wierzyliście Mi, uważaliście Mnie za kłamcę, bo nie uwierzyliście danemu przeze Mnie świadectwu o Pocieszycielu, Przypomnieniu Mojego Słowa, tak, o Świętym Duchu Prawdy, Tym, którego nigdy nie przestaliście lekceważyć i prześladować, któremu nigdy nie przestaliście zaprzeczać i niszczyć Go. Zamiast przyłączyć się do świętych – którzy wołali i wychwalali Mojego Świętego Ducha błogosławieństwami i okrzykami radości – wy bez przerwy wyganialiście ich i prześladowaliście, przywiązani do waszego pozoru pobożności” (Vassula Ryden, 27.06.91).
4. Wieczna nagroda lub kara po sądzie szczegółowym
Sąd szczegółowy wiąże się z otrzymaniem wiecznej zapłaty za swoje czyny. Tę naukę objawioną przypomina nam Katechizm słowami: “Każdy człowiek w swojej duszy nieśmiertelnej otrzymuje na sądzie szczegółowym, bezpośrednio po śmierci, wieczną zapłatę od Chrystusa, Sędziego żywych i umarłych” (KKK 1051).
Tą zapłatą jest wieczna nagroda lub wieczna kara za to, jak człowiek żył na ziemi: to nagroda za jego miłość i dobroć albo kara za grzech, egoizm i nienawiść.
Pismo Święte o nagrodzie i karze.
Według nauki Kościoła – bazującej na objawieniu – los duszy po śmierci jest wieczny i zróżnicowany. Przypominają nam to słowa Katechizmu, w którym czytamy: “Przypowieść o ubogim Łazarzu (Por. Łk 16,22) i słowa Chrystusa wypowiedziane na krzyżu do dobrego łotra (Por. Łk 23, 43), a także inne teksty Nowego Testamentu (Por. 2 Kor 5, 8; Flp 1, 23; Hbr 9, 27; 12, 23) mówią o ostatecznym przeznaczeniu duszy (Por. Mt 16, 26), które może być odmienne dla różnych ludzi” (KKK 1021).
Sąd szczegółowy – jak o tym będzie jeszcze mowa później – kończy się zbawieniem duszy lub jej wiecznym potępieniem. Może on też rozpocząć oczyszczenie nazywane czyśćcem.
Zbawienie lub potępienie możliwe zaraz po śmierci.
A więc wieczne niebo lub wieczne piekło rozpoczyna się zaraz po śmierci i po sądzie szczegółowym, a nie dopiero po zmartwychwstaniu ciał u kresu historii. Tę tradycyjną naukę Kościoła przypomina Katechizm: “Każdy człowiek w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym, który polega na odniesieniu jego życia do Chrystusa, i albo dokonuje się przez oczyszczenie (Por. Sobór Lyoński II: DS 857-858; Sobór Florencki II: DS 1304-1306; Sobór Trydencki: DS 1820), albo otwiera bezpośrednio wejście do szczęścia nieba (Por. Benedykt XII, konst. Benedictus Deus: DS 1000-1001; Jan XXII, bulla Ne super his: DS 990), albo stanowi bezpośrednio potępienie na wieki (Por. Benedykt XII, konst. Benedictus Deus: DS 1002; KKK 1022).
5. Sprawiedliwość sądu Bożego
a) Osąd Boży słuszny.
Nieraz mówimy: “Historia to oceni”. Doświadczenie bowiem uczy, że historia często dochodzi do prawdy. W pewnej mierze ukazuje nam więc to fakt, że na sądzie ujawni się wszystko, co wydawało się starannie ukryte, zatuszowane. Wiele razy bowiem w historii ludzkości było tak, że ukrywało się różne zbrodnie albo też gloryfikowało się je dla zatuszowania ich prawdziwego oblicza. Jednak po dziesiątkach lub setkach lat prawda się ujawnia. Zbrodnia ukazuje się jako zbrodnia, choć może była ukrywana lub otaczana nimbem wielkości.
Ale i z dobrem bywa podobnie. Często jest ono ukryte w życiu ludzi pokornych i świętych, którzy niczego nie robią na pokaz, lecz dla Ojca, który widzi w skrytości (por. Mt 6,1-6). Nieraz dobro tych ludzi świętych ujawnia się już tu na ziemi przez beatyfikowanie ich lub kanonizowanie, aby wszyscy znali i naśladowali ich dobre czyny. Każde dobro znane jest sprawiedliwemu Bogu, który każdemu udzieli za nie nagrody. Najbardziej skryte dobro zostanie ujawnione przez Sędziego, który widzi wszystko i zna wszystko.
Ziemska historia jest w pewnym sensie obrazem Sędziego nieprzekupnego, sprawiedliwego, którego słusznego wyroku nie można zmienić. “Sąd historii jest straszny. Daremnie ludy usiłują go zmienić dla [jakichś] korzyści. Wydarzenia bowiem i ludy przyszłe doprowadzą go do pierwszej, straszliwej prawdy. Jednak jeszcze gorszy jest sąd Boży. Nie dopuszcza on nacisku przez cokolwiek i nie jest podatny na zmiany humoru i osądu, czemu zbyt często [ulegają] ludzie. Jeszcze mniej jest on podatny na błędy osądu” (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga trzecia, część trzecia, Katowice 1998, Wyd. Vox Domini, s. 138-139).
b) Boga nie można oszukać.
Bóg nie sądzi z pozorów. On zna czyny człowieka ukryte przed ludźmi. Dzięki wszechwiedzy i prawości Boga Jego sąd jest absolutnie sprawiedliwy. Z całą słusznością osądzi On, jak posługiwaliśmy się darem wolności za życia ziemskiego. Ważne pouczenie na ten temat można znaleźć w Poemacie Boga-Człowieka:
“Jak człowiek posługuje się wolnością udzieloną mu przez Boga? Większa część ludzkości – w taki sposób, jak mogłoby się nią posługiwać dziecko. Reszta zaś tak, jak czyni to głupiec lub przestępca. Potem przychodzi śmierć i człowiek podlega Sędziemu, który pyta go surowo: "Jak używałeś i nadużywałeś tego, co ci dałem?" Straszliwe pytanie! Wtedy dobra ziemskie, dla których tak często człowiek staje się grzesznikiem, będą wyglądać na mniej [warte] od źdźbeł trawy! [Człowiek] – biedny wieczną nędzą, pozbawiony szaty, której nic nie może zastąpić – będzie [stał] upokorzony i drżący przed Majestatem Pana. Nie znajdzie ani jednego słowa na swe usprawiedliwienie. Na ziemi łatwo jest się usprawiedliwiać, zwodząc biednych ludzi. Jednak w Niebie nie można oszukać Boga. Nigdy. I Bóg nie zniża się do kompromisów. Nigdy” (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga czwarta, część druga, Katowice 1999, Wyd. Vox Domini, s. 263).
c) Sędzia znający serce człowieka.
Bóg potrafi osądzić sprawiedliwie, bo znane Mu są nie tylko zewnętrzne czyny, lecz również serce ludzkie. Tam zaś dokonują się decyzje ludzkie. On zna nie tylko upadki, ale i walkę wewnętrzną, jaką toczy człowiek, zanim upadnie. Zna ograniczenia człowieka, jego słabości, wpływ środowiska i obciążenia genetyczne. Jemu znane są też sposoby kuszenia przez szatana, z których sam człowiek nieraz nie zdaje sobie w pełni sprawy.
d) Sędzia, który wie, komu wiele dano.
Sprawiedliwy Bóg wie jednak i to, w jaki sposób przez całe życie pomagał człowiekowi w dojściu do zbawienia, jak mu towarzyszył w każdej sekundzie jego życia, jakie dał mu łaski, jakimi środkami zbawczymi obdarowywał, ile razy pobudzał do nawrócenia, które w każdej chwili życia było możliwe.
Bóg osądza sprawiedliwie nie wymagając nigdy od człowieka rzeczy niemożliwych. Chce on tylko tego, by człowiek wykorzystał dane mu talenty i nimi się posługiwał. “Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą (Łk 12,48).
Bóg dający hojnie Swoje łaski potrafi dobrze ocenić każdego człowieka, bo wie, że nawet największy grzesznik w każdej chwili swojego życia – a nawet w momencie śmierci – może się zmienić, jeśli wykorzysta pomoc ofiarowaną mu przez miłosierdzie Boże.
e) Nie ma względu na osobę.
Bóg jest wolny od stronniczości. Nie ma względu na osobę w udzielaniu nagrody i wymierzaniu słusznej kary. Ze względu na swoją wszechwiedzę i brak jakichkolwiek uprzedzeń do człowieka Bóg potrafi wszystko ocenić obiektywnie i sprawiedliwie. Dlatego Jego osąd jest zawsze słuszny.
Nikt nie może liczyć na przywileje u Boga – jak to ma miejsce często na ziemi – ze względu na swoje stanowisko, pozycję społeczną, uznanie, jakim się cieszy u ludzi, itp. Nic nie może skłonić sprawiedliwego Boga do wydania stronniczego wyroku. Liczy się tylko prawość lub nieprawość człowieka.
Nikt też nie zostanie skrzywdzony przez niesłuszny sąd Boży dlatego tylko, że jest biedny, bez wykształcenia, itp. Sąd Boży wolny jest od takiej stronniczości. “Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie” (Dz 10,34-35).
6. Miłosierdzie poprzedzające sprawiedliwość
Bóg nie jest samą sprawiedliwością. Jest On przede wszystkim Miłosierdziem. Miłosierdzie to miłość, która pochyla się nad słabością, niedolą materialną i duchową, nad cierpieniem. Na ziemi bez przerwy doznajemy różnych przejawów bogactwa Bożego miłosierdzia. Ujawnia się ono między innymi w tym, że Bóg daje łaskę wystarczającą do zbawienia każdemu człowiekowi. Pragnie On, aby sąd był dla nas jak najłagodniejszy i zakończył się otrzymaniem jak największej nagrody. Bogaty w miłosierdzie Bóg niechętnie posługuje się karą, jest cierpliwy, przebacza nam grzechy, daje czas na nawrócenie, na duchowe dojrzewanie i na naprawianie wyrządzonego zła. Pozwala nam też wynagradzać tym, których dotknęło spowodowane przez nas zło. Wyrazem Bożego miłosierdzia jest też surowe prorockie ostrzeganie nas przed konsekwencjami naszych złych czynów a także bolesne działania, mające na celu ocalenie nas od wiecznego potępienia. Powyższe zagadnienia będą przedmiotem rozważań tego podrozdziału.
a) Bogactwo Bożego miłosierdzia.
Bóg dał nam i ciągle daje nam dowody Swego wielkiego miłosierdzia. Pan Stworzenia nie jest samą tylko sprawiedliwością, która za każdy zły czyn od razu zsyła karę. Objawił się nam jako Bóg „bogaty w miłosierdzie” (Ef 2,4), jako „Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy” (2 Kor 1,3). Miłosierdzie Boże ujawniło się w tym, że postanowił uratować człowieka, który zasłużył na wieczną karę potępienia. To wypływające z Bożego miłosierdzia dzieło ratowania człowieka dokonało się i nadal realizuje się przez Jezusa Chrystusa i zesłanego nam Ducha Świętego.
Jezus Chrystus, który będzie naszym Sędzią, jest też naszym Obrońcą, naszym Rzecznikiem. Kto w Nim szuka oparcia, znajdzie je, wejdzie na drogę dobra i osiągnie zbawienie. Św. Jan poucza nas: „Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet ktoś zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca – Jezusa Chrystusa sprawiedliwego” (1 J 2,1).
Ten Rzecznik bronił nawet swoich oprawców, którzy drwili z Niego, gdy konał na krzyżu. Modlił się do Ojca, usprawiedliwiając ich straszliwe czyny i prosząc o miłosierdzie dla nich: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Ten Jezus Zbawiciel i Obrońca, wstawia się ciągle za nami w świątyni niebieskiej (por. Hbr 7,25; 9,24). On pragnie nas ocalić na zawsze, dlatego towarzyszy nam Jego ustawiczna modlitwa i Jego błogosławieństwo, którego udzielił swoim uczniom, kiedy „został uniesiony do nieba” (Łk 24,51)
Miłosierdzie i sprawiedliwość.
Dobry Bóg pragnie, aby wszyscy ludzie na całym świecie poznali nie tylko Jego sprawiedliwość, ale przede wszystkim – Jego miłosierdzie. Kiedy bowiem człowiek poznaje życzliwość, dobroć i miłosierdzie Boga, wtedy idzie do Niego z ufnością. W Nim znajduje Ojca, który kocha, przebacza, umacnia w walce z grzechem i pomaga Swoją wszechmocą osiągnąć wieczne zbawienie.
Znajomość samej sprawiedliwości Bożej jest czymś pożytecznym, ale może się też okazać niebezpieczna. Czymś pożytecznym jest wtedy, gdy rodzi obawę przed karą wieczną i pobudza do zmiany życia. Poznanie samej tylko sprawiedliwości Bożej może jednak rodzić w człowieku tak wielki lęk przed Bogiem, że nie tylko będzie się bał szukać u Niego pomocy, ale w końcu Go znienawidzi. Obawianie się bowiem kogoś, strach przed kimś jest czymś tak przykrym i uciążliwym, że może łatwo przekształcić się w nienawiść, w chęć ucieczki od tego, kogo się boimy.
Przez św. Faustynę Jezus poucza nas, że bardzo pragnie, abyśmy znali Jego miłosierdzie: „Pragnę, aby cały świat poznał Moje Miłosierdzie. Niepojętych łask pragnę udzielać duszom, które ufają mojemu Miłosierdziu” (Św. s. M. Faustyna Kowalska, Dzienniczek. Miłosierdzie Boże w duszy mojej, Warszawa 1993, Wydawnictwo Księży Marianów, p. 687).
Boga rani nasz brak wiary w Jego dobroć i miłosierdzie: „O, jak bardzo mnie rani niedowierzanie duszy – skarżył się Jezus s. Faustynie – Taka dusza wyznaje, że jestem Święty i Sprawiedliwy, a nie wierzy, że jestem Miłosierdziem; nie dowierza mojej dobroci. I szatani wielbią moją Sprawiedliwość, ale nie wierzą w Moją Dobroć. Moje serce raduje się tym tytułem Miłosierdzia. Powiedz, że miłosierdzie jest największym przymiotem Boga. Wszystkie dzieła Moich Rąk są ukoronowane Miłosierdziem” (Dzienniczek, p. 299-301).
Z miłosierdzia Bożego otrzymaliśmy czas ziemskiego życia, aby zasługiwać na wieczność. W tym czasie spotykamy się ciągle z Bożym miłosierdziem. Autorka książki „On i ja”, Gabriela Bossis, zapisała taką rozmowę z Jezusem: „Przed Komunią mówiłam: Chciałabym widzieć, jaka jest moja dusza, kiedy może podobać się nie miłosierdziu, lecz sprawiedliwości. – „Ależ na tej ziemi jest tylko Moje miłosierdzie. Sprawiedliwość będzie później." (G. Bossis, On i ja, Michalineum 1992 tom I, p. 831)
Bóg chce, abyśmy nie tylko poznali Jego miłosierdzie, lecz abyśmy się stali jego głosicielami. To bowiem również innym ludziom pomoże poznać miłosiernego Boga, który uwalnia z jarzma ciążącego na nich grzechu.
Przeanalizujmy teraz bardziej szczegółowo, w jaki sposób bogaty w miłosierdzie Bóg pomaga każdemu człowiekowi się zbawić. Ta pomoc ujawnia się między innymi w udzielaniu każdemu łaski wystarczającej do zbawienia i w trosce, by człowiek doszedł do jak największej miłości, gdyż otrzyma ona wielką nagrodę w niebie.
b) Udzielanie przez miłosiernego Boga każdemu człowiekowi łaski wystarczającej do zbawienia.
Bogactwo Bożego miłosierdzia ujawnia się między innymi w tym, że każdy człowiek na ziemi otrzymuje tyle łask, ile mu potrzeba do zbawienia. O nikim Bóg nie zapomniał, nikogo nie pozbawił łaski, bez której nie można osiągnąć nieba. Stwórca człowieka „pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4). Aby każdy mógł osiągnąć zbawienie, Jezus Chrystus „za wszystkich umarł” (2 Kor 5,15), „wydał siebie samego na okup za wszystkich” (1 Tm 2,6). Miłosierny Pan chce zbawić każdego człowieka, dlatego też – na tyle sposobów, ilu jest ludzi – powołuje każdego jak Lewiego (por. Mk 2,13), by szedł za Nim drogą prowadzącą do szczęścia wiecznego.
Bóg w swojej miłości nie opuszcza nikogo, choćby nam się wydawało, że jest inaczej: że o niektórych ludziach na tym świecie zapomniał. Stwórca nie może zapomnieć o żadnym Swoim stworzeniu. Gdyby tak się stało, przestałoby ono istnieć. Wszystkie byty istnieją bowiem dlatego tylko, że Bóg bez przerwy i całkiem świadomie podtrzymuje je Swoją wszechmocą w istnieniu. Nigdy nie zapomina On o nas, ludziach (por. Mt 10,30n), których stworzył na Swój obraz i na Swoje podobieństwo (por. Rdz 1,26).
Każdy człowiek zaproszony przez hojnego Pana na ucztę (por. Mt 22,2) otrzymuje odpowiednią szatę weselną, którą jednak musi nałożyć na siebie i zachować czystą i piękną (por. Mt 22,12). Tą szatą jest łaska konieczna do zbawienia. Każdemu też człowiekowi Bóg daje odpowiednie dla niego znaki (por. Mt 12,38), aby mógł uwierzyć i przyjąć ofiarowane mu zbawienie.
Miłosierny Bóg podobny jest do gospodarza, który o różnych porach dnia wychodzi, aby zatrudnić robotników w swojej winnicy (por. Mt 20,1-16). Chce bowiem wszystkim dać zapłatę, nawet tym, którzy będą pracować tylko pod koniec dnia. Miłosierdzie Boga jest tak wielkie, że może On dać zbawczą łaskę nawet w ostatniej chwili życia. Dlatego też trzeba się modlić za konających i prosić Boga o dobrą śmierć dla siebie.
c) Miłosierdzie Boże pomagające nam w osiągnięciu jak największej wiecznej nagrody.
Bogaty w miłosierdzie Bóg nie tylko tego pragnie, by każdy człowiek był w niebie, ale aby – dzięki jak najwyższej miłości – osiągnął najpełniejsze podobieństwo do Boga i cieszył się tym przez całą wieczność.
Dobry Bóg woli wynagradzać niż karać. Pragnie być sędzią sprawiedliwym, który nie będzie musiał wymierzać kary, lecz hojnie i z radością wynagrodzi wiecznym szczęściem. Jest On bowiem dobrym Ojcem, który przez udzielanie Swoich łask pragnie uszczęśliwić Swoje dzieci – całkowicie i na zawsze.
Ten dobry Bóg chce dać każdemu wieczną nagrodę za dobro najdrobniejsze, skryte przed innymi, dostrzegane tylko przez Niego: Ojca, który widzi w ukryciu (por. Mt 6,4). Pragnie odpłacić nam wieczną nagrodą za każdy najmniejszy nawet czyn miłości, taki jak podanie kubka wody spragnionemu bliźniemu (por. Mk 9,41), za każdy nasz uśmiech, za dobre słowo, za ofiarowywane Mu cierpienia i trudy życia – nawet za samą tylko życzliwą myśl, która zamieniła się w modlitwę.
Aby móc nam dać wielką wieczną nagrodę w dniu sądu szczegółowego, Bóg bez przerwy pomaga nam czynić dobrze. Chce, by jak największa była w wieczności nasza miłość, bo ona będzie źródłem naszego szczęścia. Dlatego też w ciągu całego życia miłosierny Pan nie odstępuje od człowieka, umacnia go swoją łaską, pobudza do czynienia dobra. Zachęca nas do wytrwałego kroczenia drogą dobra, gdy przychodzi zniechęcenie.
Nagrodę w wieczności otrzymamy za naszą miłość. Ta jednak, nawet jeśli istnieje w nas, często jest skażona naszą słabością, egoizmem, miernotą. Dlatego też Bóg okazuje nam miłosierdzie i pomaga nam Swoim światłem stale oczyszczać motywy naszego działania, aby wyrażały jak najczystszą i bezinteresowną miłość. Ponieważ tylko ona spotka się w wieczności z nagrodą, dlatego Bóg pielęgnuje ją i oczyszcza w nas. Czyni to jak dobry ogrodnik, który troszczy się o każdą powierzoną mu roślinkę. Bóg czyni to, ponieważ pragnie, aby wielki plon dobra i miłości stał się przyczyną naszego wiecznego szczęścia po śmierci.
Przejawem miłosierdzia Boga jest to, że ciągle udziela nam Swoich łask i nie zniechęca się faktem, iż ogromną ich część marnujemy albo też przyjmujemy bez wdzięczności, jako coś, co nam się słusznie należy. Miłosierdzie Boże nie zniechęca się w udzielaniu nam pomocy, gdyż chce, aby sąd szczegółowy zakończył się dla nas niepojętą i wieczną radością.
Miłosierny Bóg zawsze ma na uwadze tylko nasze dobro oraz dobro innych ludzi. „Kiedy zatem Bóg wam nakazuje coś lub radzi albo kiedy daje natchnienie do jakiegoś działania, – czytamy w Poemacie Boga Człowieka M. Valtorty – nie czyni tego z egoistycznych powodów, lecz z myślą altruistyczną, z miłości, dla waszej pomyślności. Oto przyczyna, dla której Wola Boga nigdy nie jest egoistyczna, lecz jest Wolą całkowicie altruistyczną, o nastawieniu uniwersalistycznym. Jedyna i prawdziwa Siła całego świata, mająca na względzie dobro powszechne.” (M. Valtorta, Poemat... Księga IV, 107).
Obrazem Chrystusa pomagającego nam przynosić obfite owoce dobra, które staną się przyczyną wiecznego szczęścia człowieka, jest winny krzew (por. J 15,1-11) i każde drzewo przynoszące piękne i zdrowe owoce. Latorośl może przynieść owoce, gdy tkwi w winnym krzewie. Kiedy jest odcięta, nie może owocować. Podobnie jest z nami. Owoce dobra będą się w nas pojawiać, gdy będziemy wszczepieni w Jezusa Chrystusa. Bez zjednoczenia z Nim nie możemy przynosić obfitego plonu dobra, nie będziemy go czynić wytrwale, bez zniechęcenia, w różnych trudnościach. Pouczył nas, że jak winorośl odcięta od winnego krzewu nie może owocować, tak też nie przyniesie owocu dobra ten, kto nie trwa w Jedności z Nim.
Miłosierny Pan stał się dla nas winnym krzewem (por. J 15,1-11), który zapewnia wszystkim tkwiącym w nim latoroślom przynoszenie licznych owoców prawdy, miłości, dobra i miłosierdzia. Pozwala się coraz pełniej wszczepiać w Siebie przez każdą Komunię św. Daje nam też Swojego Ducha, który pomaga nam przynosić najpiękniejsze owoce miłości, radości, pokoju, cierpliwości, uprzejmości, dobroci, wierności, łagodności, opanowania (por. Ga 5,22n). Każdy ten owoc jest nam dawany po to, aby trwał w nas również po śmierci, przez wieczność, i napełniał nas niepojętą radością.
Pomagający nam Pan i Stwórca podobny jest do bardzo hojnego siewcy, który rozsiewa ogromne ilości ziaren, aby plon był jak największy, nawet gdyby jakaś część zasiewu się zniszczyła. Tym rozsiewanym ziarnem jest hojnie dawane słowo Boże (por. Mt 13,3-9) a także różne inne łaski, dobre natchnienia, rady. Wszystko to jest zasiewem dobra, które ma zakiełkować dzięki naszej dobrej woli i współpracy na glebie naszego serca. Bóg rozsiewa Swoje łaski obficie, abyśmy mogli się cieszyć w wieczności z tego, że przyczyniliśmy się do ogromnego plonu. Pragnie dać nam wielką i trwałą nagrodę za współpracę z otrzymanymi łaskami.
Bardzo często w obdarowywaniu nas swoimi ziarnami-łaskami Bóg posługuje się siewcami-pomocnikami. Są nimi ludzie, cały Kościół, aniołowie, Maryja, święci. Jedną z wielu form zasiewania dobra i prawdy są też prawdziwe objawienia. Miłosierdzie Boże znajduje sobie różne drogi działania i różnych pomocników, aby trafić do nas, pobudzić nas do miłości i nagrodzić w wieczności pełnią szczęścia.
d) Miłosierdzie powstrzymujące się przed karaniem i dające czas na duchowe dojrzewanie.
Wielkim przejawem miłosierdzia Boga jest to, że On nie chce nas karać zaraz po popełnieniu grzechu. Nie spada od razu na człowieka kara za każdy jego grzech, gdyż Pan nie ma upodobania w zadawaniu cierpień. Przede wszystkim zaś nie karze nas zaraz, aby dać nam czas na usunięcie z naszego życia grzechu, który sam nieubłaganie ściąga na nas karę.
Miłosierny Bóg nie tylko nie zsyła kary za każdy grzech, ale przebacza, uwalnia od win tych, którzy żałują i chcą się poprawić. Umacnia ich też w dobru, w ich walce z grzechem. Daje czas na poprawę. Miłosierny i dobry Bóg daje każdemu z nas tyle czasu, byśmy mogli na ziemi dojść do jak największej dojrzałości duchowej i cieszyć się z osiągniętej świętości na zawsze w niebie.
Bóg jest inny niż my, grzeszni ludzie, którzy najchętniej ukaralibyśmy zaraz i bez miłosierdzia każde zło, każdą zbrodnię, a często – najmniejsze nawet wykroczenie bliźniego.
Warto uświadomić sobie fakt, że jeśli domagamy się szybkiej i bezlitosnej kary Bożej, to pragniemy jej zwykle dla innych. Chcemy, żeby zło popełniane przez innych było natychmiast surowo ukarane. Niektórzy wyrażają nawet swoje zdziwienie lub niezadowolenie z tego, że Bóg nie karze od razu, jakby się ociągał lub nie widział zbrodni tego świata. Dla siebie jednak nie pragniemy surowości Bożej ani szybkiego karania. Liczymy raczej na miłosierdzie Boga, na Jego litość, pobłażliwość.
Bóg nie jest jak ci, którzy przyprowadzili do Jezusa kobietę pochwyconą na cudzołóstwie i chcieli ją zaraz ukamienować (por. J 8,3-11). Zbawiciel nie pozwolił na to. Nie chciał bowiem jej śmierci, lecz przemiany życia. Pragnął jej żalu, skruchy, wzrostu w prawdziwej miłości. Na ten wzrost człowiekowi potrzeba czasu, dlatego Bóg daje mu go tyle, ile trzeba.
Miłosierny Bóg podobny jest do ogrodnika z przypowieści Jezusa, który nie chciał wyciąć nieurodzajnego figowca. Pielęgnował go, żeby przyniósł owoce (por. Łk 13,6-9).
Postępowanie ogrodnika – który nie zrażał się brakiem owoców na figowcu i pielęgnował go – jest obrazem cierpliwej miłości Boga. Pan, podobnie jak ten ogrodnik, troszczy się o każdego grzesznika, aby przyniósł w końcu owoce nawrócenia i dobra i aby dzięki temu uniknął wiecznego potępienia. Nie chce, aby spotkał go los podobny do nieurodzajnego figowca, który z powodu braku owoców trzeba spalić, bo nie nadaje się do niczego innego (por. Mt 18,8; Mt 25,41).
Jeśli jednak człowiek chce osiągnąć zbawienie i uniknąć wiecznego potępienia, musi się autentycznie zmienić: musi przez nawrócenie się wejść na drogę miłości. W przeciwnym razie – pomimo Bożej pomocy, dobroci i miłosierdzia – ściągnie na siebie karę za swoje grzeszne czyny. Taki człowiek poniesie śmierć wieczną tak, jak zabije się dziecko, które biegnie w stronę przepaści pomimo rozpaczliwego i ostrzegającego wołania rodziców, z których chroniących ramion się wyrwało.
Miłosierdzie Boże przypomina miłość ojca syna marnotrawnego, który ciągle miał nadzieję, że jego dziecko jeszcze powróci. Nie zapomniał o nim, nie powiedział: „Niech tylko się tu pokaże, to odpowie za zmarnowany majątek, za zlekceważenie mnie, za wszystko”. Jako dobry ojciec gotów był przyjąć do domu swoje marnotrawne dziecko. Dał synowi czas na duchowe dojrzewanie w trudach, cierpieniach, niedostatkach, aby wreszcie przypomniał sobie, że ma dom rodzinny, że ma ojca do którego może zawsze wrócić (por. Łk 15,11-32).
Bóg daje nam czas na duchowe dojrzewanie. Jesteśmy bowiem jak dzieci, które ciągle się uczą, które nie znają jeszcze niepowodzeń i życiowych rozczarowań. Przypominamy dzieci noszące w sobie wiele złudnych oczekiwań, wiele marzeń, których nie można zrealizować w tym świecie, wiele iluzji, które je pociągają. Podobni jesteśmy do niedoświadczonych dzieci, które lubią bawić się w niebezpieczne zabawy: „w wojny”, „w Indian” – bez zdawania sobie sprawy, że może się to skończyć kalectwem lub śmiercią. Dobry Ojciec cierpliwie poucza Swoje dzieci, wyjaśnia, prowadzi, ostrzega.
e) Miłosierdzie pragnące sądu jak najłagodniejszego.
Bóg dobry i bogaty w miłosierdzie pragnie, aby śmierć nie była dla nas spotkaniem się z nieubłaganą sprawiedliwością karzącą nas za grzechy, lecz z dobrocią naszego Ojca, który pragnie z miłością przygarnąć do siebie na zawsze nas, Swoje dzieci.
Miłosierny Bóg nie tylko daje każdemu człowiekowi tyle łaski, aby mógł się zbawić, ale ustawicznie pomaga mu, aby sąd po śmierci był dla niego jak najłagodniejszy. Śmierć zatem nie musi być zetknięciem się z bezwzględną Sprawiedliwością, z surową Prawdą o naszych złych czynach. Może ona być spotkaniem z kochającym i miłosiernym Ojcem, gdyż Bóg chce nam okazać miłosierdzie także w godzinie naszej śmierci.
Gabriela Bossis patrzyła kiedyś na wschód słońca i usłyszała zapewnienie Jezusa: "Światłość moja wzejdzie nad tobą dnia ostatniego. Jakiż będzie wtedy twój zachwyt... Poznasz dobrodziejstwo zbawienia. Ogarnie cię i jakby zaleje Moje Miłosierdzie. Już teraz przez wiarę (w życie przyszłe) śpiewaj swą wdzięczność" (On i ja, I, 820).
Co należy czynić, aby śmierć nie była dla nas spotkaniem z karzącą sprawiedliwością, lecz z Bożym miłosierdziem? W Piśmie św. możemy znaleźć odpowiedź na to pytanie: należy okazywać miłosierdzie innym, siebie zaś osądzać w całej prawdzie, bez okazywania sobie szkodliwej pobłażliwości. Przez św. Faustynę Chrystus poucza nas, że nie podlega sądowi ten, kto wypełnia wolę Bożą, i że na miłosierdzie Boże w chwili śmierci może liczyć każdy, kto w ciągu życia uciekał się do tego miłosierdzia i pomagał je poznać innym ludziom, aby ich przyciągnąć do dobrego Boga, który zbawia. Zastanówmy się nad zasygnalizowanymi prawdami.
– Miłosierdzie dla miłosiernych.
Okazywanie miłosierdzia innym to jeden z podstawowych warunków, aby spotkać się z Bożym miłosierdziem i uniknąć surowego sądu potępiającego na wieki. Jezus zachęca nas do okazywania miłosierdzia, bo wtedy sami go dostąpimy: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5,7). Nasze miłosierne czyny wobec bliźnich, nasze zrozumienie ich, współczucie, pomoc okazywana potrzebującym – wszystko to ściąga na nas Boże miłosierdzie. Miłosierny człowiek jest prawdziwym obrazem i podobieństwem dobrego Boga.
Kto nie kieruje się miłosierdziem w swoim życiu, ten nie może liczyć na miłosierdzie Boże. Dlatego św. Jakub mówi o surowym sądzie, który spotka ludzi pozbawionych miłosierdzia wobec innych: „Będzie to bowiem sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił miłosierdzia: miłosierdzie odnosi triumf nad sądem” (Jk 2,13). Mamy traktować innych z taką miłością, cierpliwością i miłosierdziem, jakiego oczekujemy od Boga w odniesieniu do nas samych.
Miłosierdzie wobec bliźnich polega między innymi na powstrzymywaniu się od wydawania na nich sądów potępiających. Bóg nie chce sądzić nas za nasze osądzanie innych ani też nas potępiać za nasze potępianie bliźnich (por. Mt 7,1; Łk 6,37). Dlatego też nie powinniśmy się stawać dla naszych bliźnich sędziami, którzy – swoimi słowami lub tylko w myślach – ustawicznie ich potępiają, oskarżają, obwiniają o złe intencje, przypisują grzech. „Nie sądźcie – mówi Jezus – abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą”. (Mt 7,1-2)
Sądem są nasze bezpodstawne wewnętrzne oceny oraz wypowiadane słowa. Każda obmowa i nieuzasadniona krytyka jest takim sądem. Często, zamiast leczyć ludzi z choroby zła, oceniamy ich. Zamiast wzbudzać naszymi słowami miłość do bliźnich, współczucie i chęć udzielania im pomocy, nierzadko naszymi słowami krytyki, obmowy lub nawet oszczerstwami wzbudzamy niechęć do nich. W ten sposób niszczymy w innych miłość do bliźniego.
Chrystus mówi, że taką miarą będzie nam odmierzone, jaką sami mierzymy: albo spotkamy się ze sprawiedliwością karzącą, jeśli będziemy dla innych bezwzględni i bez litości, albo z – wyrozumiałą miłością i miłosierdziem, gdy będziemy okazywać litość innym. Bóg nie chce wymierzać nam kary tak surową miarą, jaką nieraz my posługujemy się wobec innych ludzi (por. Mt 7,2). Dobry Bóg za nasze dobro pragnie dać nam nagrodę odmierzoną miarą dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą (por. Łk 6,38), bo daną przez nieskończoną Miłość i Miłosierdzie.
Przejawem miłosierdzia jest też przebaczanie bliźnim. Kto przebacza, ten okazuje miłosierdzie i sam dostąpi miłosiernego przebaczenia swoich win. Kto nie przebacza, ten nie ma miłosierdzia, dlatego nie może liczyć na miłosierdzie Boże i Jego przebaczenie, jak o tym poucza Jezus Chrystus w przypowieści o dłużnikach (por. Mt 18,24-35).
O konieczności okazywania innym miłosierdzia przez przebaczanie przypominają nam też słowa modlitwy Ojcze nasz. Mówimy: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Prosimy więc Boga, aby zastosował wobec nas taką miarę, jaką my się posługujemy. Jeśli przebaczamy, prosimy: przebacz nam; jeśli zaś nie przebaczamy, mówimy, choć może nie zdajemy sobie z tego sprawy: nie przebaczaj nam, tak jak my nie przebaczamy bliźnim.
Kto więc nie przebacza innym, ten gotuje sobie surowy sąd w chwili śmierci.
– Nie będziemy sądzeni, gdy sami siebie osądzamy.
Św. Paweł poucza nas, co powinniśmy czynić, aby uniknąć surowego wyroku sprawiedliwego sądu, który odbędzie się w godzinie śmierci, i doznać Bożego miłosierdzia. Mówi: „Jeżeli zaś sami siebie osądzimy, nie będziemy sądzeni” (1 Kor 11,31).
To określenie: „nie będziemy sądzeni”, nie oznacza, że nie będziemy podlegać sądowi szczegółowemu ani ostatecznemu. Znaczy tylko, że jeśli człowiek w ciągu życia sam osądzał siebie i swoje czyny po to, aby stale się nawracać, nie spotka się na sądzie z wyrokiem potępiającym go na wieki.
Okazją do takiego ocalającego nas osądu siebie jest sakrament pojednania. W nim – przez żal za grzechy, postanowienie poprawy i wyznanie naszych win – stajemy się sędziami i oskarżycielami dla samych siebie. Bóg zaś ujawnia się jako Sędzia pełen miłosierdzia, gdyż Jego odpowiedzią zawsze jest przebaczenie, przywrócenie nam pokoju.
Katechizm Kościoła Katolickiego zachęca nas do poddawania się temu miłosiernemu sądowi, jakim jest sakrament pojednania: „W sakramencie pokuty grzesznik, poddając się miłosiernemu sądowi Boga, uprzedza w pewien sposób sąd, któremu zostanie poddany na końcu życia ziemskiego. Już teraz bowiem, w tym życiu, jest nam dana możliwość wyboru między życiem a śmiercią, i tylko idąc drogą nawrócenia, możemy wejść do Królestwa, z którego wyklucza grzech ciężki (por. 1 Kor 5,11; Ga 5,19-21; Ap 22,15). Nawracając się do Chrystusa przez pokutę i wiarę, grzesznik przechodzi ze śmierci do życia i "nie idzie na sąd" (J 5,24) (KKK 1470).
– Nie podlega sądowi ten, kto wypełnia Bożą wolę.
Któregoś dnia św. s. Faustyna napisała w swoim Dzienniczku: „Od dziś nie istnieje we mnie wola własna... Od dziś pełnię wolę Bożą, wszędzie, zawsze, we wszystkim”. Otrzymała zapewnienie Pana: „Od dziś nie lękaj się sądów Bożych, albowiem sądzona nie będziesz” (Dzienniczek, p. 374). Tak więc nie musi obawiać się potępienia człowiek, który jak bł. s. Faustyna pragnie w każdej chwili swojego życia kierować się wolą Bożą, Jego przykazaniami.
– Miłosierdzie dla uciekających się do Bożego miłosierdzia i głoszących je innym ludziom.
Oprócz okazywania innym miłosierdzia, osądzania siebie – zwłaszcza w sakramencie pojednania – oprócz pełnienia woli Bożej istnieje jeszcze inny sposób na to, by w godzinie śmierci spotkać się nie z Sędzią, lecz z miłosiernym Panem. Tym sposobem jest uciekanie się do Bożego miłosierdzia i głoszenie go innym ludziom, aby z ufnością szli do dobrego Boga, który pragnie zapewnić im wieczne zbawienie. Jezus powiedział św. Faustynie: „Dusze, które szerzą cześć miłosierdzia Mojego osłaniam przez całe życie, jak czuła matka swe niemowlę, a w godzinę śmierci nie będę im Sędzią, ale miłosiernym Zbawicielem. W tej ostatniej godzinie nic dusza nie ma na swą obronę, prócz miłosierdzia Mojego, szczęśliwa dusza, która przez życie zanurzała się w zdroju Miłosierdzia, bo nie dosięgnie jej sprawiedliwość. (Dzienniczek, p. 1075)
f) Miłosierdzie Boże ostrzegające przed konsekwencjami grzechu i przed szatanem.
Kolejną formą miłosierdzia, którą Bóg okazuje nam, kiedy jeszcze jesteśmy w drodze na sąd (por. Mt 5,25),są liczne pouczenia i ostrzeżenia. Na różne sposoby i przez różnych pośredników ostrzega On nas przed grzechem i jego wiecznymi konsekwencjami, przed szatanem. Rozważmy te zagadnienia.
Aby nasza nagroda była jak największa w wieczności, a sąd jak najłagodniejszy, bogaty w miłosierdzie Bóg ustawicznie poucza nas i ostrzega przed grzechem i jego konsekwencjami. To ostrzeganie jest nam potrzebne, gdyż grzech sprowadza na nas wielkie nieszczęścia, z których często nie zdajemy sobie sprawy. Przede wszystkim jest on niebezpieczny dla naszego życia wiecznego.
Grzech przypomina niebezpieczne zagubienie się, o którym mówi Chrystus (por. Łk 15,1-7). Grzeszący świadomie i dobrowolnie człowiek podobny jest do owcy, która oddaliła się od owczarni, od pasterza i grozi jej śmierć. Może zginąć z wycieńczenia albo mogą ją rozszarpać wilki lub inne drapieżne zwierzęta.
Grzech jest zagubieniem się człowieka. Kto się zgubił, np. w lesie, ten nie zna drogi prowadzącej do właściwego celu. Podobnie ten, kto grzeszy, gubi drogę wiodącą do zbawienia, do domu Ojca. Grzesznik schodzi z jedynej drogi, która prowadzi do zbawienia. Tą zaś drogą są Boże przykazania, wola Boga, nauka Chrystusa, Jego przykład, nakazy sumienia, natchnienia Ducha Świętego. Grzeszący z uporem człowiek zupełnie świadomie nie chce znać tej drogi. Chodzi swoimi ścieżkami. Są to ścieżki egoizmu, na których wyczerpuje się duchowo, tracąc moc miłości. Ścieżki te nie prowadzą do szczęśliwego celu, lecz można na nich znaleźć jedynie śmierć wieczną.
Najtragiczniejsze jest to, że grzech – w przeciwieństwie do zgubienia się nierozumnej owcy – jest zagubieniem się wybranym, świadomym. Jest on bowiem rozmyślnym i zupełnie dobrowolnym porzuceniem jedynej drogi prowadzącej do zbawienia, którą są Boże przykazania.
Oprócz tego, że człowiek świadomie się gubi, istnieje jeszcze inna różnica między grzesznikiem, który z uporem kroczy drogą grzechu, a nierozumną owcą. Ta bowiem nigdy nie potrafi utrudniać pasterzowi odnalezienia jej. Człowiek zaś po grzechu przypomina Adama i Ewę, którzy ukrywali się w krzakach przed Bogiem (por. Rdz 3, 9-10). Bali się Go, nie chcieli, by ich odnalazł. Grzeszący człowiek często jest podobny do pierwszych rodziców. I on ucieka przed Bogiem, który może go ocalić, chowa się przed Nim. Przez najróżniejsze postawy człowiek po grzechu często unika Boga, czekającego na niego w sakramencie pokuty; ucieka od pouczeń Bożych, bo niepokoją jego sumienie. Unika wartościowych książek, które dla jego ocalenia niemal same wpadają mu w ręce itp. Przez to wszystko nie pozwala się odnaleźć cierpliwemu i wytrwałemu Dobremu Pasterzowi, którzy szuka każdej zagubionej owcy, aby ją ocalić (por. Łk 15,1-7; J 10,1-18).
Nieraz może być i tak, że odnaleziony już i niesiony w ramionach Dobrego Pasterza - Chrystusa grzesznik nie pozwala na to. Szarpie się i wyrywa z Jego ramion jak nierozumna owca, która nie pojmuje, że pasterz trzyma ją mocno tylko dla jej dobra, dla jej ocalenia. Chce ją zanieść do bezpiecznej owczarni i opatrzyć jej groźne rany. Pragnie obronić ją przed drapieżnym wilkiem.
Jeszcze innym przykładem można zilustrować często niedostrzegane niebezpieczeństwo tkwiące w grzechu. Otóż grzesznik przypomina człowieka biegnącego szybko w stronę przepaści. Słusznie uznalibyśmy za szaleńca kogoś, kto pędzi w jej stronę i zatyka sobie uszy, aby nie słyszeć ostrzegających go okrzyków przyjaciół. Takim szaleńcem jest ten, kto staje się głuchy na głos sumienia, aby go nie niepokoiło, nie mąciło jego pozornego duchowego pokoju.
Choć grzech jest bardzo groźny, to jednak często nie dostrzega się tkwiących w nim niebezpieczeństw. Dzieje się tak po części z braku odpowiedniej wiedzy człowieka, a po części dlatego, że woli on nieraz nie widzieć niebezpieczeństwa, aby nie ogarnęło go przerażenie.
Istotnie, człowiekowi brak doświadczenia odnoszącego się do konsekwencji grzechu po śmierci. Nie widzi ich. Nie mamy oglądu tego, co jest po śmierci. Dlatego właśnie potrzebujemy światła, pouczenia Kogoś, kto wie wszystko. I dlatego Bóg, przez Swoje objawienie, udzielił nam odpowiedniego pouczenia.
Jest On podobny do dobrego ojca lub dobrej matki, która pragnie uchronić dziecko od nieszczęścia. Kiedy rodzice pragną ostrzec dziecko przed jakimś niebezpieczeństwem, wyjaśniają mu, na czym ono polega, pouczają o jego tragicznych skutkach, proszą, by nie robiło tego, co jest dla niego niebezpieczne.
Podobnie postępuje Bóg wobec nas. Jego miłosierdzie przejawia się w pouczeniach i ostrzeżeniach przed różnymi grożącymi nam niebezpieczeństwami. Aby nas ustrzec od wyroku potępiającego na wieki, miłosierny Pan bez przerwy poucza nas i uświadamia nam niebezpieczeństwa, z których nieraz nie zdajemy sobie sprawy. Jesteśmy bowiem często podobni do małych niedoświadczonych dzieci, które nie mają jeszcze wiedzy ludzi dorosłych. Nie mamy doświadczenia jak małe dzieci, które nie wiedzą, że można się sparzyć, i nie znają jeszcze bólu oparzenia. Często przypominamy naszym zachowaniem dziecko, które beztrosko biegnie ścieżką, nie zdając sobie sprawy, że prowadzi ona do przepaści. Potrzeba nam więc pouczeń i ostrzeżeń.
Nie tylko brak doświadczenia i dziecięca niefrasobliwość naraża nas na niebezpieczeństwa związane z grzechem. Człowiek może całkiem świadomie przestać myśleć o wiecznym zagrożeniu, jakim jest piekło. Jak może do tego dojść?
Otóż człowiek często nie chce znać tego, co dla niego niebezpieczne. Woli nie myśleć o czymś groźnym dla niego, przykrym. Dlatego też łatwo wypiera ze świadomości te treści, które go przerażają, a do takich należy prawda o możliwym wiecznym potępieniu. Myśl o nie kończącym się nigdy cierpieniu potępienia jest tak straszna, że wielu ludzi woli ją usunąć ze swojej świadomości. Pocieszają się, że piekła nie ma lub że nie jest wieczne. Tym samym wyrządzają szkodę sobie i innym, gdyż siebie i innych narażają na potępienie, które – niezależnie od tego, co o nim myśli człowiek – jest wieczne. Ludzie nie wierzący w istnienie wiecznego piekła nie zabezpieczają się przed nim swoją niewiarą, tak jak nie uchroniłby siebie przed nieszczęściem szaleniec, który szedłby środkiem ruchliwej ulicy z oczyma zamkniętymi z powodu przerażających go samochodów.
Aby zapobiec strasznemu nieszczęściu, Bóg ciągle przypomina nam prawdę o wieczności nagrody i kary po śmierci. Chrystus każe nam się strzec drogi wygodnej i szerokiej, która prowadzi na zatracenie (por. Mt 7,13), a zachęca do kroczenia drogą co prawda wąską, niewygodną, może i kamienistą, ale wiodącą do szczęśliwej wieczności. To ostrzeżenie ciągle powtarza Kościół w swoim nauczaniu. Rozbrzmiewa ono też w autentycznych objawieniach, takich jak np. fatimskie. Objawiająca się w Fatimie Maryja ukazała dzieciom okropność piekła i zachęciła do modlitwy i pokuty za tych, którzy z powodu swoich grzechów mogą się tam znaleźć.
Tak więc dzięki Bożemu miłosierdziu docierają do nas ciągłe ostrzeżenia przed przepaścią, która naprawdę istnieje i w którą można wpaść. Swoją prawdą Bóg ukazuje bezpieczną drogę, która prowadzi do wiecznego szczęścia, a nie do wiecznej zguby.
Bóg nie ostrzega nas przed karą wieczną – której nic nigdy nie może zmienić – po to, aby nas straszyć i dręczyć. Czyni to w tym celu, aby nas uchronić od tego wiecznego losu. Należy więc przyjąć z wdzięcznością różne Boże pouczenia i nie obrażać się z tego powodu, że są one nieraz bardzo ostre i niepokojące.
Człowiek może nie dostrzegać nie tylko niebezpieczeństw, na które naraża grzech, ale może nie widzieć nawet samego grzechu. Dzieje się to z powodu przytępienia sumienia. Nierzadko niszczy się celowo i świadomie wrażliwość swojego sumienia, aby ono nie niepokoiło. Przez to sprawia się, że nie ostrzega ono przed tym groźnym niebezpieczeństwem dla wiecznego zbawienia, którym jest grzech. Szukając fałszywego spokoju, przytępia się sumienie. Skutek tego działania jest taki, że nie ma ani pokoju, ani wołania pożytecznego głosu, który ostrzegał przed zagrożeniem. Sumienie bowiem jest darem Bożej dobroci, wołaniem Boga, który pragnie uchronić człowieka od wiecznej śmierci. Miłosierdzie Boże posługuje się nim, aby człowieka naprowadzić na właściwą drogę zbawienia.
W przeciwieństwie do człowieka szatan dobrze wie, do czego prowadzi grzech. Dlatego usiłuje człowieka nakłonić do grzeszenia i do trwania w grzechu. Szatan jest groźny dla człowieka, bo go nie widać i wielu w niego nie wierzy. Potrzebujemy więc pouczenia i ostrzeżenia przed działaniem złych duchów, które usiłują nas doprowadzić do wiecznej zguby.
Pismo św. porównuje szatana do groźnego lwa, czyhającego na nasze życie. List św. Piotra ostrzega nas przed nim słowami: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć” (1 P 5,8).
Ponieważ szatan jest groźny, trzeba więc ostrzegać przed nim ludzi – zagrożone przez niego owce. Trzeba im stale przypominać, że mają się trzymać blisko Pasterza, który potrafi je obronić. Tym Dobrym Pasterzem, który oddaje życie za swoje owce (por. J 10,11), jest Chrystus i wierni Mu uczniowie.
g) Miłosierdzie ostrzegające przed fałszerzami Bożej prawdy.
Różne niebezpieczeństwa grożą człowiekowi dążącemu do zbawienia. Do zagrożeń tych należą między innymi błędne nauki, które niszczą wiarę i życie moralne. Miłosierny Bóg różnymi środkami usiłuje obronić nas przed tym niebezpieczeństwem.
– Niebezpieczeństwo błędnych nauk. Błędne nauki są niebezpieczne, gdyż niszczą wiarę i w wielu wypadkach mogą też zniechęcać człowieka do uświęcania się. Istnieje też nauczanie, które usypia sumienie ludzkie, a tym samym przeszkadza mu w przemienianiu swojego życia. I tak np. nieraz słyszy się opinie, że człowiek nie jest zdolny do popełnienia grzechu ciężkiego. A gdyby nawet był do tego zdolny, to nie musi się niczego obawiać, bo piekła albo nie ma, albo – jeśli jest – to nie trwa wiecznie. Szerzyciele tych fałszywych opinii zaprzeczają wiecznej odpowiedzialności człowieka za życie ziemskie, za swoje postępowanie. W ten sposób rodzą złudny spokój, poczucie fałszywego bezpieczeństwa bardzo groźne dla zbawienia człowieka.
Oszuści ci, aby skutecznie zmylić człowieka, przemilczają niektóre ważne prawdy. I tak np. tłumaczą, że należy kierować się swoim sumieniem, co bez wątpienia jest rzeczą słuszną. Przemilczają jednak fakt, że trzeba ciągle formować swoje sumienie, tak jak sprawdza się i nastawia od czasu do czasu zegarki, aby nie śpieszyły się ani nie chodziły zbyt wolno, lecz aby pokazywały właściwą godzinę. Nie mówią, że sumienie każdego człowieka może ulec zdeformowaniu, że może być stłumione przez pożądliwości i namiętności człowieka, który często głos swoich wad i nałogów bierze za wezwanie sumienia.
Fałszerze Bożej prawdy, którzy usypiają czujność i ludzkie sumienia, nie są prawdziwymi pasterzami dla powierzonych im owiec, lecz najemnikami. Nie bronią bowiem przed wilkiem-szatanem, nie uczą ostrożności, lecz uspokajają i usypiają owce, aby stały się łatwym łupem dla wilka-szatana.
Inna grupa subtelnych zwodzicieli szkodzi człowiekowi w ten sposób, że zajmują go sprawami drugorzędnymi i marginalnymi, odciągając przez to uwagę od problemów istotnych, takich jak wieczne zbawienie, o które – według św. Pawła – należy zabiegać z bojaźnią i drżeniem (por. Flp 2,12). Aby odwrócić uwagę człowieka od wieczności i zbawienia, zajmują go wyłącznie spawami doczesnymi albo jakimiś drugorzędnymi problemami teologicznymi, które nie mają żadnego wpływu na kształtowanie życia. Takie nauki albo zupełnie zatruwają umysły, albo w najlepszym wypadku odciągają od wysiłku zmieniania swojego życia, od nawrócenia. Człowiek bowiem nie potrafi zrobić na raz wszystkiego i gdy zajmuje się sprawami drugorzędnymi, łatwo pomija rzeczy najbardziej istotne.
Inne groźne oszustwo polega na tym, że ukazuje się źródło ocalenia i zbawienia tam, gdzie w rzeczywistości go nie ma, np. w medytacjach wschodnich, w dietach, kontrolowanym oddechu, w przyjmowaniu odpowiednich pozycji ciała, w energiach, w bogactwie, sukcesie ziemskim, w rewolucjach społecznych, w przesadnym zajmowaniu się ekologią, w przekształcaniu samych tylko struktur bez zmieniania serca człowieka itp. Przez to człowiek może zapomnieć o modlitwie, o sakramentach, o potrzebie kierowania się w życiu miłością do Boga i do ludzi. Idąc za głosicielami zwodniczych nauk człowiek może porzucić Boga prawdziwego, jedynego Zbawiciela, i zwrócić się do różnych „zbawicieli”, którzy zamiast zbawienia przynoszą mu tylko rozczarowanie, zgorzknienie, zniechęcenie, rozpacz.
Istnieje jeszcze inna grupa oszustów, którzy zdobywają sobie zwolenników pochlebstwami typu: „Jesteście ludźmi dojrzałymi”, „Człowiek dojrzały ma sam o wszystkim decydować w swoim sumieniu, ma liczyć tylko na siebie”, „Nie jesteście dziećmi ani niewolnikami, którzy muszą słuchać”, „Jesteście ludźmi mocnymi, nie potrzeba wam żadnego Boga, żadnej łaski. Sami potraficie wszystko uczynić”, „Bez oglądania się na przykazania, jako wolne istoty, jesteście w stanie zbudować nowy ład, nowe prawa, na których powinien się opierać porządek społeczny”. I tak, bazując na pysze człowieka, pozyskują go dla siebie swoimi naukami. Rozbudzają w nim pychę, przez co przestaje on otaczać Boga należnym Mu dziecięcym szacunkiem; przestaje Go kochać prawdziwą miłością, gotową wypełniać zawsze wolę Bożą.
Pyszny człowiek, który uwierzył w swoją rzekomą dojrzałość i wielkość, staje się często bezkrytyczny wobec siebie, nie doskonali swojej miłości i karłowacieje duchowo, kierując się egoizmem, szukaniem swoich przyjemności itp.
Fałszerze Bożej prawdy okazują się szczególnie groźni, gdy są z wykształcenia teologami albo – jeszcze gorzej – osobami duchownymi, gdy ze względu na swoje wykształcenie i erudycję cieszą się poważaniem. Łatwo wtedy zdobywają zaufanie i ich zwodzenie staje się naprawdę groźne.
Fałszerze objawionej nauki są podobni do wilków w owczej skórze (por. Mt 7,15). Przebierają się za przyjazne owce, noszą ich skóry, aby ich nikt nie rozpoznał. Wchodzą wszędzie, przenikają różne środowiska, aby szerzyć błędy, niszczyć prawdę, utrudniać ludziom zbawienie. To ukryci nieprzyjaciele, którzy udają przyjaciół. To pozorni głosiciele Ewangelii, którzy w rzeczywistości rozgłaszają swoje fałszywe i wymyślone przez siebie nauki. Są fałszywymi prorokami. Ci fałszerze, jak mówi Apokalipsa, są podobni do Baranka, czyli do Chrystusa, ale mówią jak smok-szatan (por. Ap 13,11). Nieraz uchodzą za wybitnych teologów, zdobywają światowy rozgłos, chociaż zamiast Bożej objawionej nauki szerzą swoje nauki, wymyślone dla zdobycia popularności, a w niejednym wypadku – dla usprawiedliwienia swojego grzesznego życia, dla uspokojenia swojego sumienia.
– Obrona przed zgubnymi naukami.
Jezus Chrystus, który założył swój Kościół, wiedział, że będzie on ciągle zagrożony przez głosicieli fałszywych i zwodniczych nauk. Dlatego też Piotrowi i jego następcom udzielił specjalnego daru nieomylności w tłumaczeniu nauki objawionej. Jeśli więc nie chcemy popaść w błędy, powinniśmy iść zawsze za nauczaniem papieży. Nauczanie Kościoła stoi na straży prawdy objawionej. Autentyczna nauka Kościoła jest dla nas przewodnikiem, który poucza, prowadzi i ostrzega przed niebezpieczeństwami. Powszechna nauka Kościoła zawarta jest w Katechizmie Kościoła Katolickiego, dlatego stanowi on nieocenioną pomoc w wytrwaniu w prawdzie i w dążeniu do wiecznego zbawienia.
Jeśli więc komuś zależy na trwaniu w prawdzie i na zbawieniu, powinien wsłuchać się w nauczanie Kościoła zawarte szczególnie w pouczeniach papieża, soborów, a także w Katechizmie.
Kto przyjmuje prawdziwą naukę Jezusa przekazywaną przez Urząd Nauczycielski Kościoła, ten buduje dom na skale (por. Mt 7,24-27). Domu tego nie zburzą wichury błędu. Oparta na prawdzie Chrystusowej – przekazywanej przez Kościół – budowla życia ocaleje na wieczność i przyniesie nie kończącą się radość jej budowniczemu.
Abyśmy nie ulegli różnym błędom, miłosierny Bóg – zwłaszcza w chwilach szczególnych zagrożeń prawdy i życia moralnego – posyła swoich posłańców, którzy powtarzają na różne sposoby słowa św. Pawła: „Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom” (2 Tm 4,3-4). Czasami ci posłańcy – tacy jak np. św. Katarzyna ze Sieny – otrzymują wyjątkowe światło, a nawet objawienie Boże, aby mogli skutecznie wypełnić swoją funkcję ostrzegania i pomagania Kościołowi.
Kto chce wytrwać w prawdzie ten przede wszystkim powinien przyjmować całe nauczanie Kościoła. Nie powinien się też zamykać na głos żadnego głosiciela Bożej prawdy.
Przede wszystkim zaś winien szczerze otworzyć się na Ducha Świętego – Ducha Prawdy. Powinien się poddać działaniu Ducha, który to przenika głębokości samego Boga (por. 1 Kor 2,10) i udziela nam Swojego światła. On poucza nas, gdzie znajdują się niebezpieczeństwa i które nauki są zwodnicze. Daje światło prawdy, które ukazuje drogę nie prowadzącą do przepaści, lecz do pełnego szczęścia. Trzeba więc nam Go prosić o światło, abyśmy umieli wyraźnie odróżniać prawdę od fałszu i zło od dobra nawet w najbardziej subtelnych ich przejawach. Światło Ducha Świętego może nas uchronić przed pójściem za szatanem i za fałszerzami Bożej prawdy.
On pomaga nam odróżnić autentycznych głosicieli Ewangelii od zwodzicieli głoszących swoje fałszywe nauki. Duch Święty bowiem udziela cennego daru rozeznania. Dzięki niemu możemy rozpoznać, od kogo pochodzą docierające do nas pouczenia i natchnienia: od Boga czy też od Jego nieprzyjaciela. Samo wykształcenie teologiczne, choć ma swoją wartość, nie chroni nieraz przed błędami, gdyż – nie wiedząc o tym – można już być zarażonym fałszywymi naukami.
Aby nie ulec błędom, nie należy iść za każdym usłyszanym zdaniem, za każdą opinią teologiczną, nawet jeśli wydaje się interesująca, oryginalna, zaskakująca itp. Wielką pomocą w odróżnianiu różnych nauk fałszywych od prawdziwych Bożych ostrzeżeń od ludzkich tylko wymysłów może się okazać stosowanie pewnej formy upewniania się. Polega ona na zadawaniu sobie pytanie, jakie dobro wyniknie, jeśli przyjmie się jakąś słyszaną naukę, do jakiego dobra mnie skłania, jak może wpłynąć na moje życie, na jego zmianę, jakie dobro pomoże mi realizować, pod jakim względem stanowi pomoc w osiągnięciu wiecznego zbawienia. Zadawanie sobie powyższych pytań uwrażliwi nas i na dobro, i na prawdę.
Źródło: Ks. Michał Kaszowski, Podstawy Nauki Kościoła Katolickiego w pytaniach i odpowiedziach