„Siedzimy na beczce prochu. Mamy pokolenia odrywające się od Chrystusa, żyjące w grzechu. Maryja mówiła w Fatimie dzieciom o milionach ludzi, którzy idą do piekła. Dziś o piekle się nie mówi. Nikt nie przypomina, jak robił to ks. Dolindo, że z życiem wiecznym nie ma żartów. Żyjemy jakby nie dotyczyło nas nic poza ceną benzyny i wyjazdem na długi weekend. Psalm 49 nie pozostawia jednak złudzeń: Człowiek żyjący bezmyślnie w dostatku równy jest bydlętom, które giną. Dlatego Maryja zstępuje i uderza w nasze sumienia” – mówi ks. prof. Robert Skrzypczak wskazując, że świat pilnie potrzebuje dziś Bożej interwencji.

 

 

Fronda.pl: Papież Franciszek postanowił powtórzyć zawierzenie Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi. Jakie znaczenie ma to wydarzenia i na jakie jego owoce ma Ksiądz Profesor nadzieję?

Ks. Robert Skrzypczak, doktor habilitowany teologii, psycholog i duszpasterz akademicki: Przede wszystkim chciałbym powiedzieć, jak bardzo cieszę się z tego wydarzenia i jak ogromną nadzieję ono we mnie budzi. To jedno z najbardziej nadprzyrodzonych wydarzeń ostatniego czasu i pontyfikatu papieża Franciszka. Wiąże się ono bezpośrednio z wydarzeniami sprzed 105 lat, kiedy niebiosa interweniowały, przychodząc z pomocą gubiącej się ludzkości. Bóg interweniował przez Matkę Bożą w Fatimie, gdzie przestrzegała Ona, że świat zdominuje zło, które je zniszczy. Trwała już wtedy I wojna światowa, niebawem w Rosji miała wybuchnąć rewolucja bolszewicka. Wówczas Maryja objawiła się trójce dzieci. Łucji, Hiacyncie i Franciszkowi opowiedziała o ogromnej ilości ludzi, którzy idą do piekła. Maryja zdecydowała się nawet otworzyć na chwilę tym małym dzieciom oczy na okropność piekła. Pokazała im również na dłoni swoje serce splecione ciernistą koroną wyjaśniając, że tak wygląda Jej Niepokalane Serce zranione grzechami. Maryja przepowiedziała, że jeśli się nie nawrócimy, świat nie uniknie cierpień, katastrof i zniszczeń, które wychodzą z ludzkiego serca i się kumulują. Właśnie wyrazem nawrócenia będzie akt Ojca Świętego, który w jedności z biskupami świata poświęci dziś Rosję i Ukrainę Niepokalanemu Sercu Maryi.

Dlaczego to właśnie Rosja znalazła tak wyjątkowe miejsce w objawieniach fatimskich, dlaczego o poświęcenie właśnie tego kraju prosiła Matka Boża?

Matka Boża powiedziała, że z Rosji wyleje się zło, wyleje się trucizna, która będzie nieszczęściem dla całego świata. Nie wchodziła przy tym w dywagacje geopolityczne. Nie interesowały jej też filozoficzne źródła zniszczenia Europy i świata. Nie rozprawiała o tym, że chodzi o komunizm, dyktaturę, totalitaryzm. Nie tłumaczyła, że komunizm jako ideologia leży na sumieniu Zachodowi, bo to Niemcy wyprawili Lenina do Moskwy, a potem do Sankt Petersburga, aby wszczął rewolucję. Wskazała jedynie na związek między ludzkim sercem a ogromną udręką, która może rozlać się na cały świat.

Od tych wydarzeń dzieli nas 105 lat. S. Łucja, jedyna z trojga świadków, która pozostała przy życiu po objawieniach, spisała ich treść w trzech częściach. Części te później nazwano Trzema Objawieniami Fatimskimi. Za pośrednictwem biskupa miejsca przekazała je Stolicy Apostolskiej.

Wiemy jednak, że Stolica Apostolska nie spieszyła się, aby spełnić wolę Maryi.

Zapieczętowana koperta ze spisaną przez s. Łucję III Tajemnicą Fatimską trafiła do Tajnego Archiwum Świętego Oficjum dopiero w 1957 roku, w schyłkowej fazie pontyfikatu Piusa XII. Kopertę otworzył i zapoznał się z jej treścią Jan XXIII, który kazał jedynie zapisać na kopercie „nie wyrażam oceny” i ponownie umieścić w archiwum. Paweł VI sięgał do niej dwukrotnie. Jej treść ogłosił jednak dopiero św. Jan Paweł II, który sam sięgnął po wspomnienie s. Łucji po zamachu na swoje życie. Leżąc w klinice Gemelli był świadomy, że Maryja uratowała mu życie. Wiedział, że zaplanowano publiczną egzekucję głowy Kościoła katolickiego, która nie została urzeczywistniona dzięki interwencji nieba. Skojarzył dzień zamachu – 13 maja z liturgicznym świętem Matki Bożej i pierwszym objawieniem z 1917 roku. Po przestudiowaniu całej dokumentacji zdecydował się spełnić pragnienie Niepokalanej. 25 marca 1984 roku na Placu św. Piotra umieszczono sprowadzoną z Fatimy figurę Matki Bożej. Po nabożeństwie pokutnym Ojciec Święty, w towarzystwie reprezentantów biskupów świata oddał cały świat Niepokalanemu Sercu Maryi. Działo się to w momencie, w którym zaledwie kilku centymetrów brakowało do wybuchu konfliktu nuklearnego. To był czas niezwykłego napięcia między blokiem sowieckim i zachodnim.

Ojciec Święty nie wymówił jednak słowa „Rosja”. Z przekazu o. Gabriela Amortha wiemy, że zadziałał nacisk wywierany na papieżu z powodów dyplomatycznych i ekumenicznych. Jan Paweł II miał nawet w swoim stylu dopytywać czy wolno mu wymienić Rosję. Poproszono jednak, aby tego nie robił.

Temu wydarzeniu towarzyszył też pewien wątek sensacyjny, dzięki któremu zawierzenia dokonano w samym sercu Rosji. Papież wysłał na Kreml swojego „agenta”.

Ojciec Święty powierzył specjalną misję swojemu przyjacielowi, bp. Pawłowi Hnilicy. Ten słowacki jezuita niewątpliwie był bohaterem wiary w systemie komunistycznym. W charakterze turysty pojechał do Moskwy wsparty przyjaźniami Matki Teresy Kalkuty i wyposażony w jej osobisty różaniec. Dostał się na Kreml i wyglądając na zmęczonego turystę wszedł do soboru św. Michała. Otworzył sowiecką „Prawdę”, w której ukrył „L'Osservatore Romano” i w jedności z papieżem oraz biskupami świata dokonał aktu zawierzenia Rosji. Później ponowił go w świątyni Zaśnięcia Matki Bożej, gdzie potajemnie odprawił Mszę świętą.

Zawierzenie z 1984 roku miało jakiś „namacalny” skutek?

Kilkadziesiąt dni później, 13 maja doszło do pożaru w bazie radzieckiej floty w Siewieromorsku, w wyniku którego ZSRR straciło zdolność do przeprowadzenia ataku nuklearnego. Związek Radziecki stracił żelazny argument w wywieraniu nacisku na Zachód, w związku z czym musiał zgodzić się na pertraktacje ze Stanami Zjednoczonymi i ostatecznie podpisanie aktu o obustronnej redukcji broni nuklearnej. Zbieg okoliczności i przypadek to jest oczywiście inna nazwa tego, co chrześcijanie nazywają Bożą Opatrznością.

Dziś również mamy nadzieję na Bożą interwencję. Na Ukrainie trwa straszna wojna zmierzająca do wyniszczenia. Jej symbolem jest całkowicie zniszczone miasto poświęcone Matce Bożej – Mariupol. Umierają niewinni ludzie, miliony uciekają ze swoich domów. Ukraińscy biskupi poprosili Ojca Świętego o ponowienie aktu zawierzenia Niepokalanej. Ku naszej ogromnej radości papież zdecydował się dziś, w czasie liturgii pokutnej, dokonać zawierzenia Rosji i Ukrainy Niepokalanemu Sercu Maryi. W Fatimie, w tym samym czasie dokona tego kard. Konrad Krajewski, a na całym świecie z papieżem łączyć będą się biskupi.

Zastanawiamy się nad przyczyną barbarzyńskiego ataku na Ukrainę. Niektórzy przekonują, że doprowadziło do niego szaleństwo Putina. Inni utrzymują, że to konsekwencja imperialnych ambicji narodu rosyjskiego. Inaczej na to pytanie odpowiadał przed laty abp Fulton Sheen. W wydanej niedawno w języku polskim książce „Komunizm i sumienie Zachodu” ten amerykański Sługa Boży podkreślał, że „tak zwany problem rosyjski ma głównie charakter filozoficzny, a nie ekonomiczny czy polityczny, ponieważ dotyczy samej natury człowieka”. Gdzie Ksiądz Profesor widzi ten problem, co doprowadziło do dzisiejszego dramatu Ukrainy?

Ta walka toczy się na głębszym niż tylko geopolitycznym poziomie. Dziś dostrzegamy procesy, które cały czas dręczą Rosję i żyjących w niej ludzi. Abp Sheen miał rację stwierdzając pod koniec lat 40, że komunizm kiedyś się zawali. Ale miał też rację twierdząc, że to nie komunizm jest sam w sobie straszny. Komunizm jest jedynie pewnym historycznym wcieleniem się wirusa, herezji, którą abp Sheen zdiagnozował jako marksizm czy neomarksizm. Wyjaśniał, że natura tego wirusa polega na tym, iż powraca on w zmutowanej postaci i atakuje najbardziej narażone na infekcję części ludzkości. Właśnie taką najbardziej narażoną na herezję częścią świata jest Rosja.

To kraj, który nigdy nie pogodził się z utratą pozycji „numer jeden” na świecie. Ma tendencje imperialistyczne. Ma cara i ludność, która popiera swojego cara we wszystkim, również w jego zbrodniczych działaniach. Kraj, który jest gotowy rozpętać wojnę wyłącznie przez swoje pragnienie posiadania. Człowiek się dla niego nie liczy, jest gotowy zniszczyć cały naród, aby tylko odzyskać tereny. Objawem tego wirusa jest dziś również to, co mówi patriarcha Cyryl i inni przedstawiciele rosyjskiego prawosławia oraz rosyjscy ideolodzy. To Aleksander Dugin i jego geopolityka sakralna.

Mamy obecnie do czynienia jakby z inną postacią Związku Sowieckiego i odradzającą się potrzebą ustanowienia na nowo imperium. W tle jest nieustannie działający w sercach i wyobraźniach ludzi siarczany demon, który stawia jedynie na siłę. Stawia na potęgę żelaznych pazurów i jest w każdej chwili gotowy zastraszyć świat demonstracją atomowych zębów. W tym wszystkim jest ten odradzający się wirus. Abp Schenn wskazywał, że wirus ten jest tak groźny, bo łączy pozór chrześcijaństwa z najgorszą postacią pogańskiej idolatrii. Wybrzmiewa to w wystąpieniach Dugina, który chlubi się prawosławiem połączonym z wielką ideą panslawizmu i odtworzenia imperium słowiańskiego, na potrzeby czego można odblokować siły okultystyczne. Razem z rozpoczęciem wojny w Moskwie spotkały się rosyjskie czarownice, aby rzucać klątwy na Ukrainę. Widzimy to zdemonizowanie gotowe uruchomić wszelkie siły, aby tylko okazać potęgę i zastraszyć innych. Mamy do czynienia z czymś ogromnie niebezpiecznym, do wyjaśnienia czego nie wystarczą jedynie analizy geopolityczne. Dlatego potrzebujemy interwencji nieba i dlatego właśnie sięgamy po orędzie Matki Bożej, kojarząc Rosję i Ukrainę z Fatimą.

Nie możemy powiedzieć, że mamy do czynienia ze złem w Rosji, bo tam jest szalony Putin albo szaleni bojarzy. Tego nie da się wytłumaczyć szaleństwem jakiejś elity czy grupy ludzi. To, co dzieje się dziś w Rosji, może wydarzyć się w każdej innej części świata. Niczym w soczewce oglądamy rzeczywistość dokonującą się w każdy ludzkim sercu. Polska jest dziś położona między bezbożnym despotyzmem na Wschodzie a bezbożną demokracją na Zachodzie. Bezbożność jest tym wspólnym czynnikiem. Oddalenie się od Boga, zobojętnienie na Dekalog, na dobro i zło, odrzucenie krzyża i zlekceważenie chrześcijaństwa nie mogą rodzić nic innego, jak właśnie brak pokoju i równowagi. Gdzie wycofuje się Bóg, tam pustkę zasiedlają demony.

Równie bezbożny Zachód jednak nie realizuje swoich celów za pomocą wojny.

Bo demon nie ujawnia się tylko poprzez wojny. Ujawnia się przez wojny, ale równie dobrze ujawnia się przez lodowatą obojętność. Tę obojętność dziś obserwujemy. Ukraina płonie i umiera. Ustami swoich polityków wykrzykuje to światu. Tymczasem obok rosyjskiego czerwonego smoka widzimy apokaliptyczną bestię wychodzącą z zimnego morza. Bestię obojętną, skoncentrowaną na przeglądaniu rachunków i obliczaniu, co jej się opłaca. Symbolem tej postawy mogą być Niemcy wysyłające hełmy na Ukrainę. Symbolem mogą być protesty we włoskim parlamencie, gdzie pacyfiści sprzeciwiają się wysyłaniu wsparcia militarnego proponując w zamian manifestacje pokojowe.

W tym wszystkim bardzo budują mnie jednocześnie akty wiary, które obserwujemy po wybuchu wojny. Wspólnie modlący się Ukraińcy: prawosławni, grekokatolicy i łacinnicy. Również w Polsce: codzienne adoracje, modlący się na kolanach ludzie. W mediach społecznościowych krąży zdjęcie z podpisem: polskie myśliwce są gotowe do boju. Na zdjęciu widzimy leżących na posadzce kościoła ludzi, którzy z rozłożonymi rękami modlą się o pokój. Możemy walczyć z wojną stając po stronie Maryi. W swoich przekazach ona zawsze jest warunkująca. Przepowiadając Bożą karę podkreśla, że ona spadnie na nas, jeżeli się nie nawrócimy. Dlatego fundamentalnym dziś pojęciem geopolitycznym jest nawrócenie.

Abp Sheen komentuje też „cud słońca”. Z pewnym spokojem interpretujemy III Tajemnicę Fatimską jako rzeczywistość, która już się dokonała. Arcybiskup jednak właśnie w odbieranym jedynie jako dowód na prawdziwość objawień cudzie widzi ewentualną zapowiedź jeszcze straszniejszej rzeczy, która może zrealizować się w przypadku niespełnienia wezwania Maryi. „Czy mogła to być zapowiedź dnia, w którym ludzie ukradną część energii atomowej ze Słońca i użyją jej nie do oświetlenia świata, ale do zrzucenia z nieba bomby na bezbronną ludność?” – pytał. W Fatimie Maryja przestrzegała przed katastrofą, która dopiero się wydarzy?

Właśnie na tym polega ta warunkowość. Papież Benedykt XVI w 2010 roku, kiedy wracał z Fatimy, przyrównał interwencję Maryi w Fatimie do fragmentu z Księgi Rodzaju, gdzie Bóg zstępuje na ziemię, aby uratować ludzi przed skutkami grzechu Sodomy. Papież powiedział, że Maryja szuka dziś tej garstki sprawiedliwych, dzięki której uda się uratować świat. Siedzimy na beczce prochu. Mamy pokolenia odrywające się od Chrystusa, żyjące w grzechu. Maryja mówiła w Fatimie dzieciom o milionach ludzi, którzy idą do piekła. Dziś o piekle się nie mówi. Nikt nie przypomina, jak robił to ks. Dolindo, że z życiem wiecznym nie ma żartów. Żyjemy jakby nie dotyczyło nas nic poza ceną benzyny i wyjazdem na długi weekend. Psalm 49 nie pozostawia jednak złudzeń: „Człowiek żyjący bezmyślnie w dostatku równy jest bydlętom, które giną”. Dlatego Maryja zstępuje i uderza w nasze sumienia.

Dzięki pomocy Matki Bożej i temu przebudzeniu, które pod Jej wpływem może nastąpić w naszym sumieniu, Pan Bóg może nas doprowadzić do nowego wylania łaski. To jest jednak warunkowe, bo jesteśmy zagrożeni tym, że wzruszymy ramionami i przełączymy kanał. Tak reagują dziś zachodnie parlamenty, które po wystąpieniu prezydenta Zełenskiego „przełączają kanał” i płynnie przechodzą do innych tematów. Ważniejsze są szczepienia, wiatraki i ceny ropy naftowej.

Maryja wskazała w Fatimie, że warunkiem pokoju jest nawrócenie Rosji. Patrząc na życie religijne samych Rosjan i barbarzyńskie decyzje jej przywódców trudno powiedzieć, że ono dokonało się po 1984 roku. Maryja wzywała jednak nie tylko do aktu konsekracji. Drugim warunkiem było ofiarowywanie przez katolików Komunii św. wynagradzającej w pierwsze soboty miesiąca. Sądząc po ilości katolików zbierających się w pierwsze soboty w kościołach – ten warunek wciąż nie został spełniony.

Musimy patrzeć na tę rzeczywistość przez okulary wiary i mieć świadomość, że nie chodzi o spełnienie jakiegoś magicznego zaklęcia. To nie polega na wpisaniu hasła „pierwsze soboty miesiąca”, które odwróci fatum. Tak nie działa wiara, to wyobraźnia magiczna. Maryja tymczasem prosi o radykalne, gwałtowne i pełne pasji nawrócenie do Chrystusa. Znakiem tego nawrócenia jest akt ofiarowania Jej Niepokalanemu Sercu Rosji. Z drugiej strony natomiast Matka Boża prosi nas o wytrwałą walkę duchową. Symbolem tej właśnie walki jest w naszym kościele comiesięczna spowiedź w pierwsze piątki miesiąca. Ta walka wyraża się w nabożeństwie pierwszych sobót miesiąca i uporczywym trwaniu przy Maryi, naśladowaniu jej w wierze. Ta walka dokonuje się przez niedzielne Eucharystie czy piątkowe powstrzymywanie się od mięsa i przyjemności. Chodzi o regularną, codziennie podejmowaną walkę duchową – walkę przeciw ciału, przeciw światu, przeciw diabłu. Jej celem jest życie w nieustannej otwartości na Chrystusa, w stanie nieustannego nawrócenia.

Kościół dziś bardzo potrzebuje tej walki. W Fatimie Maryja przestrzegała dzieci i prosiła o modlitwę nie tylko ze względu na świat i wojnę, ale również z uwagi na Kościół. Ostrzegała, że Kościołowi grozi niebezpieczeństwo zbrojowego samobójstwa.

To kolejny aspekt objawień, który zdaje się spełniać na naszych oczach.

Widzimy to w Kościele na Zachodzie Europy, ale również zaczyna się to dziać z nami. Zbiorowe i zamanifestowane, ale też jeszcze bardziej niebezpieczne, ciche apostazje. Tworzenie nowego Kościoła w ramach niemieckiej „drogi synodalnej”. Majstrowanie przy Credo, dowolne redefiniowanie i reinterpretowanie Pisma Świętego, próba wywierania nacisku na zmianę Katechizmu Kościoła Katolickiego. Ów cały zamęt, dowolność, lekceważący i cyniczny stosunek do sakramentów, kapłaństwa, małżeństwa i Komunii świętej. Ideologiczne podejście i swoiste ubóstwianie dialogu czy „dialogizmu” religijnego i ekumenicznego, który prowadzony jest kosztem prawdy. Przyjmowanie postawy obojętnego Piłata nieprzejmującego się prawdą albo wręcz zajmowanie postaw judaszowych w Kościele. Mamy aż nadto symptomów objawiających rzeczywistość zbiorowego samobójstwa Kościoła, przed którym przestrzegała Maryja.

Razem z wojną na Ukrainie powraca pytanie, które budziło wiele kontrowersji w czasie pandemii koronawirusa. Czy możemy ją rozumieć jako Bożą karę, jako Boże napomnienie? To właśnie przed „karą” ostrzegała Maryja w Fatimie, wzywając świat do nawrócenia.

Nie uciekałbym przed tym językiem. Jest dziś jakaś polityczna poprawność, która każe z przerażeniem i popłochem uciekać od pojęcia Bożej kary. Ale przecież ta kara jest stałym motywem w Piśmie Świętym. Jest na ustach Matki Bożej przy różnych okazjach. Jest przedmiotem przesłań mistyków. Kara Boża źle się nam kojarzy, bo jesteśmy zainfekowani freudyzmem i mamy kompleks Edypa. Wydaje się nam, że mówienie o Bożej karze jest namalowaniem Panu Bogu gęby wściekłego furiata, który będzie nas karał dlatego, że się wściekł. Kara Boża to nie jest wyraz tego, że Bóg się wściekł. Jest ona, jak tłumaczył to św. Augustyn, elementem pedagogii Boga. Św. Augustyn tłumaczył, że czasem Bóg nie ma innej możliwości, aby skłonić człowieka do opamiętania i nawrócenia, żeby uzdrowić serce człowieka. Dlatego czasem na chwilę zdejmuje z naszej głowy rękę i pozwala nam przejść przez ogień pokuty, dzięki któremu widzimy konsekwencje naszych złych wyborów. To pozwala nam na nowo zapragnąć wiary, nadziei i miłości. Mówiąc o karze Bożej nie mamy więc na myśli freudowskiej furii, ale to, co św. Paweł nazwał w Liście do Rzymian „Bożym karceniem”. Wyobraźmy sobie sytuację, w której dwoje dzieci bawi się na ulicy. Kiedy nadjeżdża ciężarówka zgarnia je jakiś mężczyzna i na chodniku krzyczy na jedno z nich. Łatwo domyśleć się, którego z nich jest ojcem. Jeśli ojcu zależy na dziecku, z miłości jest gotowy nim wstrząsnąć. W tym sensie kara jest znakiem troski Boga.

Ksiądz Profesor jest nie tylko teologiem, ale też psychologiem. W jaki sposób wobec niepokojów targających dziś światem, w tej – jak pisze papież Franciszek – „mrocznej godzinie”, odnajdywać pokój w swoim życiu? Jak nie dać się przygnieść tym wszystkim dramatycznym informacjom, które każdego dnia do nas docierają?

Dla nas, dla chrześcijan, ważne jest, aby przebywać jak najbliżej Chrystusa. Dlatego padamy na kolana. Wierzymy w Chrystusa, który zmartwychwstał i jest potężniejszy od nienawiści, śmierci i zła. Dla innych, może mniej wierzących lub niewierzących ludzi będziemy na pewno ogromną pomocą, jeśli będą w nas widzieć nie rozedrganych strachem o wszystko neurotyków, ale niosących w sobie pokój chrześcijan. Nosimy ten pokój nie dlatego, że jesteśmy nieświadomi, ale dlatego, że mając oczy i uszy otwarte, wiedząc co dzieje się na świecie, pokładamy pokój w Chrystusie. Bo wiemy, że On jest Panem historii. Wiemy, że nawet kiedy pojawia się wielki smok i wychodzi jedna bestia po drugiej, to ostateczne zwycięstwo należy do Baranka. To wszystko dzieje się w czasie, w którym Kościół przeżywa Wielki Post, czyli pierwszą część drogi paschalnej. Jako chrześcijanie nie oczekujemy na katastrofy. Katastrofy się zdarzają. Ostateczne zwycięstwo należy jednak do Baranka. Na ziemi jesteśmy tylko przejściowo. Przechodzimy przez różne utrapienia, ale zmierzamy do Królestwa Bożego.

Bardzo zachęcam wszystkich, żeby nie chodzili w tych dniach nieuzbrojeni. W obecnych czasach trzeba wyposażyć się w broń. Ks. Dolindo zawsze nosił przy sobie różaniec i pytany o to odpowiadał, że to jego karabin na diabła. Więc bardzo zachęcam, żeby przynajmniej włożyć sobie różaniec do kieszeni czy torebki. Mieć go pod ręką. O takiej broni myślę. Musimy uzbroić się w zbroję Bożą: w hełm zbawienia, obuć nogi w gotowość głoszenia Dobrej Nowiny, chwycić miecz Słowa Bożego i mieć ufność w Panu Jezusie i Matce Bożej. (Por. Ef 6, 10-18)

Czekam z nadzieją na to, że dziś wydarzy się coś ważnego dla Kościoła i dla świata.

 

Rozmawiał Karol Kubicki