Za kampanią – czytamy - stoi fanpage „Wybierzmy Przyszłość”, który do tej pory pozostawał nieznany szerszemu gronu odbiorców. Według ekspertów oraz danych z Meta Ads Library, działania tego profilu miały charakter masowy i celowany. Zdaniem Piotra Okulskiego, specjalisty od komunikacji strategicznej, to przykład niedoszacowania wpływów zewnętrznych w krajową kampanię wyborczą.

„120 tys. zł w jeden dzień to nieprawdopodobna skala. Ja ich niedoszacowałem, to zaskakujące” – napisał Okulski na serwisie X.

Jak przypomina Mateusz Magdziarz, ekspert ds. komunikacji politycznej, Fundacja Liberté już wcześniej angażowała się finansowo w działania promujące określonych kandydatów. W 2023 roku, na 90 dni przed wyborami parlamentarnymi, fundacja ta miała przeznaczyć na reklamy polityczne w mediach społecznościowych ponad pół miliona złotych.

Dziennikarze zauważają, że Liberté korzysta m.in. ze wsparcia Fundacji George’a Sorosa (Open Society Foundations) oraz z sieci Atlas Network, które promują wartości liberalne i globalistyczne. Tego rodzaju ingerencje finansowe budzą poważne wątpliwości co do przejrzystości i legalności kampanii.

Pomimo skali finansowania i charakteru kampanii, jak dotąd żadne służby państwowe nie podjęły formalnych działań wyjaśniających. Z kolei media sympatyzujące z Platformą Obywatelską oraz politycy tej partii milczą lub bagatelizują sprawę. Niektórzy publicznie kpią z pomysłu, by zająć się nią miała „neo-prokuraturą” pod kierownictwem Adama Bodnara, bo przecież nic nie wykaże w sprawie prorządowego kandydata.

Rafał Trzaskowski, pytany o źródła finansowania swojej kampanii, stanowczo zaprzecza oskarżeniom. W czasie ostatniej debaty prezydenckiej stwierdził, że nie korzysta z nielegalnego wsparcia zagranicznego, a ataki na jego osobę są w jego opinii inspirowane politycznie.

„Wolę Sorosa niż Orbána. To nieprawda, że kampania jest finansowana z zagranicznych pieniędzy. Jeśli trzeba, spotkamy się w sądzie” – oświadczył, odpowiadając Karolowi Nawrockiemu.

Choć Trzaskowski publicznie odrzuca zarzuty o nielegalne finansowanie, rosnące wydatki podmiotów wspierających jego kandydaturę wymagają jednak pełnego wyjaśnienia. W przeciwnym razie pozostanie podejrzenie, że część kampanii prezydenckiej odbywa się z pominięciem mechanizmów kontroli państwowej, co może naruszać fundamenty uczciwej rywalizacji wyborczej.