Kilka dni temu „Gazeta Wyborcza”, opierając się na czterech anonimowych relacjach ze środowiska lewicowego, opisała alkoholowe problemy, z jakimi ma się borykać od długiego czasu uczyniony przez premiera Donalda Tuska wiceszefem dyplomacji w jego rządzie Andrzej Szejna.
„Mało było dni, kiedy nie wyczuwałem od niego alkoholu. Spotykał się taki „nieświeży" z działaczami i wyborcami” – relacjonował "Wyborczej" świętokrzyski działacz lewicy.
Jedna ze współpracowniczek Andrzeja Szejny dodawała, że podczas wspólnych podróży, obecny wiceszef MSZ często zatrzymywał się na stacjach benzynowych, „by się odświeżyć w toalecie – szedł tam z plecaczkiem” i "po każdym „odświeżeniu" wracał weselszy, a woń alkoholu stawała się intensywniejsza”.
„Do naszych obowiązków jako pracowników biura należało szukanie jego kaszkietów. Gubił je w taksówkach i sejmowych samochodach. Dzwonił i mówił: „Masz znaleźć kaszkiet" – opowiadał GW inny ze współpracowników, dodając że Szejnie zdarzało się również zgubić m.in. portfel na lotnisku w Hamburgu czy też płaszcz w Sejmie.
Dziś głos w sprawie wybryków wiceszefa dyplomacji w rządzie Tuska zabrała za pośrednictwem mediów społecznościowych również lewicowa posłanka poprzedniej kadencji Beata Maciejewska.
„Tak to jest obrzydliwa sprawa. Szejna ciągle chodził pijany i większość posłów oraz pracowników Klubu Parlamentarnego Lewicy o tym wiedziała. Kiedyś nie przyszedł na ważne głosowania, bo nie był w stanie. Dostał potem "bana" na chodzenie do mediów” – napisała Maciejewska, która wraz z Szejną pełniła przez dwa lata funkcję wiceprzewodniczącej Nowej Lewicy.
„Kilka dni temu, po ujawnieniu nieprawidłowości dot. Szejny napisał do mnie dawny działacz Lewicy: Tak, to trwa od lat... Bywało nawet gorzej. Pobił kiedyś [tu pada nazwisko partyjnej działaczki]. Miała złamany nos, a ona go szantażowała, że pójdzie z tym do mediów jeśli nie będzie jej opłacał mieszkania i życia w Warszawie i tak bal trwa do dziś....” – zakończyła swój wpis Beata Maciejewska.