Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Od jakiegoś czasu mówi się o tzw. „efekcie Trumpa”, którego wybór na prezydenta USA w 2016 roku zainspirował i wzmocnił ruchy konserwatywne i narodowe na całym świecie. W ostatnim czasie w Kanadzie mamy aferę korupcyjną związana z firmą SNC-Lavalin oraz protesty, takie jak "Konwój Wolności". We Francji niektóre sondaże wskazują, że Marine Le Pen może wygrać nawet w pierwszej turze, ale obserwujemy też diametralnie zmieniającą się sytuację w Niemczech. Co sprawia, że te zmiany mimo wszystko zachodzą?

Stanisław Żaryn, Doradca Prezydenta RP, Prezes Fundacji Instytut Bezpieczeństwa Narodowego: Zmiany polityczne w państwach Zachodu, zmiany nastrojów społecznych w kolejnych krajach, nie zależą wprost od Prezydenta USA. Trudno więc przypisywać wszystkie zmiany „efektowi Trumpa”. Ale oczywiste jest, że Prezydent USA ma zawsze możliwości oddziaływania na globalną scenę polityczną. Po pierwsze, z uwagi na rolę i potencjał Stanów Zjednoczonych. Mówimy o globalnym mocarstwie, liderze NATO. W sposób oczywisty Prezydent USA nadaje ton całej wspólnocie Sojuszu, ale również będzie wpływał na inne regiony świata. Z powodów formalnych Donald Trump i jego prezydentura będą miały wpływ na całą arenę międzynarodową. A widząc jak on działa jako człowiek i polityk, można się spodziewać, że jego wpływy będą większe. On jest osobą ekscentryczną, nieszablonową, niestandardową, i w działaniu, i w wypowiedziach, a przez to jego wpływ osobisty na politykę międzynarodową będzie znacznie wyższy. To nie jest typowy przedstawiciel establishmentu politycznego, a tym bardziej liberalnego establishmentu. Z tych względów jego kadencja będzie więc z całą pewnością dużym wstrząsem dla wielu środowisk, które mają pozycję dominującą w polityce chociażby zachodniej Europy.

Przy okazji erozji władzy w Kanadzie, Trump mówi, że chce ją przyłączyć do Stanów Zjednoczonych, ponieważ – jak stwierdza - granica między tymi dwoma krajami jest tak naprawdę formalna. Przedstawił nawet nową mapę. Kolejny jego pomysł to sprawa Grenlandii i nacisków na Danię. Jakby Pan Minister się do tego odniósł?

Z jednej strony należy to czytać przez pryzmat jego obietnic wyborczych, bo pamiętajmy, że Donald Trump bardzo mocno stawiał i w tej kampanii, ale i wcześniej to, że będzie traktował interesy Stanów Zjednoczonych jako absolutny priorytet. Sprawa dotycząca Kanady została przez niego przedstawiona jako pomysł, który de facto wpisuje się w walkę o interesy ekonomiczne Stanów Zjednoczonych. W swoim komentarzu Donald Trump zaznaczył bowiem, że Kanada bardzo mocno zyskuje i korzysta na umowach dotyczących wymiany handlowej ze Stanami Zjednoczonymi, co - jak należy się domyślać – jest w jego odczuciu niekorzystne dla USA. Musimy więc tutaj widzieć, że ten prowokacyjny wpis, przede wszystkim stawia na pierwszym miejscu interes USA.

Podobnie należy rozumieć kwestię jego komentarzy i działań dotyczących Grenlandii. Myślę, że jest to też element pewnej walki o charakterze globalnym, która dotyczy zasobów, minerałów zidentyfikowanych na Arktyce. To jest obszar strategicznej rywalizacji między Stanami Zjednoczonymi, Chinami i Rosją już od dłuższego czasu. Zresztą na Grenlandię od wielu już wieków różni Prezydenci USA patrzyli jako na obszar strategiczny właśnie dla Stanów Zjednoczonych, ich interesów i bezpieczeństwa. Sam Trump oferty ws. wpływu USA na tę wyspę wysyłał już w 2019 roku. Powrót do tej sprawy wynika z identyfikowania przez nowego prezydenta interesów USA. Ale również wskazuje to właśnie na chęć ofensywnego walczenia o interesy USA. Dlatego do tej sprawy Donald Trump wraca tak szybko.

Żyjemy w mojej ocenie w takim czasie, kiedy Donald Trump będzie chciał pokazać swoją bezkompromisowość, sprawczość, dużą determinację, a wręcz ofensywność wobec walki o interesy amerykańskie. Myślę, że jesteśmy świadkami pewnego ustawiania sobie globalnej sceny politycznej przez przyszłego prezydenta, właśnie po to, żeby świat zrozumiał, że Trump nie żartował, kiedy mówił, że będzie dbał bardzo mocno o interesy amerykańskie. To jest również sygnał wysłany do wrogów świata Zachodu oraz rywali strategicznych. Należy więc to czytać również jako przesłanie dla Rosji czy Chin. Z tego też względu uważam, że rysują się szanse dla Polski, dla Europy Środkowo-Wschodniej. W czasie tej prezydentury możemy wypracować nowe idee i pomysły na wzmocnienie Polski i naszego regionu. Powinniśmy z tego skorzystać.

Czy w tym kontekście należy też rozumieć fakt, że dzięki sankcjom upadł projekt rosyjskiego gazu w Arktyce?

Od dawna trwa wyścig o interesy w Arktyce. Działania Trumpa wobec Grenlandii mogą być sygnałem, że nowy prezydent będzie chciał działać ofensywnie. A jeśli chodzi o stosowanie narzędzi administracyjnych czy używanie sankcji to już pierwsza prezydentura Trumpa pokazała, że rozumie jak tego używać. To był okres bardzo istotnych decyzji i działań korzystnych dla Europy Środkowo-Wschodniej. To z jednej strony realne wzmocnienie militarne wschodniej flanki NATO - decyzje wypracowane przez szczyt NATO w Warszawie w 2016 roku były realizowane później za czasów prezydentury Trumpa. Ale to też właśnie bardzo mocne sankcje chociażby na firmy zaangażowane w budowę Nord Stream II. To też projekty, które pozwoliły na dozbrojenie Ukrainy w zaawansowaną technologię wojskową ze Stanów Zjednoczonych. Te działania, które podejmował Trump, absolutnie były działaniami i decyzjami korzystnymi dla bezpieczeństwa Europy Środkowo-Wschodniej. Wydaje się więc, że to jest bardzo duży potencjał, żebyśmy jako Polska, ale i w imieniu Europy Środkowo-Wschodniej, negocjowali o zachowanie tej polityki wobec naszego regionu. Przez najbliższe lata krytyczne znaczenie będzie miał dla nas strategiczny sojusz ze Stanami Zjednoczonymi. To jeden z elementów naszego bezpieczeństwa i stabilności całego regionu.

Oliwy do ognia dolał też ostatnio Elon Musk zapowiadając wywiad na serwisie X z szefową AfD przed zbliżającymi się wyborami w Niemczech. Jak to można skomentować? Zapowiada się mocniejsza rywalizacja z Niemcami i ogólnie z establishmentem UE?

Wspieranie przez Elona Muska AfD uważam za niebezpieczne dla polskich interesów. Mamy do czynienia z formacją, która w przeszłości nie ukrywała swojej prorosyjskości, zresztą jak większość ugrupowań w RFN, a wobec Polski formułowała nawet rodzaj roszczeń terytorialnych. Z jednej więc strony działania Muska wydają mi się szkodliwe dla nas. Ale widać tu również drugie dno – uderzenie w establishment, który od lat dominuje w Niemczech. Ten sygnał jest z kolei dla Polski pewną szansą. Bowiem może sygnalizować skłonność nowej administracji do zmiany strategicznej, o którą my powinniśmy walczyć. Chodzi o przeniesienie ciężaru sojuszu USA-Europa z Niemiec do Polski. Stany Zjednoczone za czasów pierwszej prezydentury Trumpa były znacznie mniej proniemieckie niż wcześniej i niż później. Otwiera się więc dla Polski pole do gry. Polska ma swój potencjał i ma swoje zasoby i argumenty, żeby o taką zmianę powalczyć. Dziś to Polska powinna być głównym sojusznikiem USA w Europie. I prezydentura Trumpa daje pewne nadzieje na taką zmianę.

Tu jednak powstaje pytanie o decyzję i strategie rządu Polski. Niestety można mieć obawy, że rząd Donalda Tuska utrzyma swoją konfrontacyjną politykę i postawę wobec Republikanów i D. Trumpa, co niestety może się skończyć nie tylko ochłodzeniem relacji ze Stanami Zjednoczonymi, ale wręcz jakimś rodzajem poparcia nurtu konfrontacyjnego, który widać w części elit Unii Europejskiej. To rzecz jasna byłoby dla Polski bardzo szkodliwe i wprost niebezpieczne.

Wtrącę bardzo istotny akcent polski w obalaniu establishmentów lewicowo – liberalnych. Zbliżają się protesty przeciwko MEN i proponowanym przez resort zmianom w programach nauczania. Minister Nowacka mówi już nawet, że tzw. „edukacja zdrowotna” będzie fakultatywna i nieobowiązkowa. Czy partyjny lewicowy beton w Polsce też zaczyna pękać, albo – mówiąc inaczej – czy wirus strachu dostał się już do samego jądra tego systemu w naszym kraju?

Myślę, że przede wszystkim po roku funkcjonowania rządu pod wodzą Donalda Tuska coraz więcej osób widzi mizerię tej ekipy. Polacy widzą, że ten rząd jest po prostu całkowicie niewiarygodny jeżeli chodzi o obietnice i program. To jest ekipa, która przyszła do władzy na kłamstwie, manipulacji i nienawiści do konkretnego środowiska politycznego. Pierwszy rok rządów spędziła właściwie tylko na rewanżyzmie wobec PiSu i szukaniu jakichś haków na poprzedników. Z drugiej strony to, na czym zależało rządowi Tuska, to kwestia rewolucji obyczajowo-lewicowej. Symboliczne jest oddanie kwestii edukacyjnych w ręce bardzo zideologizowanej, lewicowej polityk, która zaczęła realizować działania dotyczące rewolucji liberalno-lewicowej, obyczajowej. Ten kierunek został odrzucony przez polskie społeczeństwo. W tym sensie Tusk sam sprowadził na siebie problemy. Polacy nie chcą eksperymentów tego typu, nie chcą lewackich projektów w szkołach. Polacy chcą natomiast rozwoju, poszanowania tradycji, działań na rzecz dobra Polski i dobrobytu w Polsce i polskiego bezpieczeństwa. Tego obecny rząd nie zapewnia i - mam wrażenie - nie jest w stanie zapewnić. Natomiast lewacko-obyczajowa rewolucja jest po prostu przez Polaków odrzucana. W moim przekonaniu będzie to jednym z wątków, które będą powodowały dalszą erozję obozu obecnych władz.

Jakie są główne przyczyny takich zmian i upadków tych kolejnych rządów liberalno-lewicowych albo - mówiąc wprost - komunistycznych, totalitarnych czy też zmniejszających do totalitaryzmu? Czy jest to może słabnąca na świecie rola Chin, Rosji i generalnie tej ideologii trucia umysłów?

Po pierwsze, wbrew temu, co w Polsce się mocno przedstawia i prezentuje, rządy liberalne i liberalno-lewicowe nie są rządami profesjonalnymi, jeżeli chodzi o kwestie ekonomii, rozwoju i gospodarki. W Polsce próbuje się nam usilnie wmówić, że ekipy związane z liberalną stroną sceny politycznej są jakimiś cudotwórcami, jeżeli chodzi o kwestie polityki gospodarczej i rozwojowej. Otóż ostatnie lata pokazały dobitnie, że tak nie jest.

To, co było m.in. sukcesem w czasie rządu Prawa i Sprawiedliwości, to dwa projekty, które absolutnie nie są i nigdy nie były szanowane przez rządy liberalno-lewicowe. Z jednej strony dokonano uszczelnienia systemu podatkowego i wprowadzenia rewolucji, jeżeli chodzi o poziom dochodów państwa, a z drugiej strony dokonała się nowa redystrybucja pewnych środków po to, żeby Polacy mieli za co żyć, ale też żeby popyt wewnętrzny budował szanse rozwojowe i rozwój gospodarczy całego państwa.

Mam wrażenie, że rządy liberalno-lewicowe w Europie idą w zupełnie inną stronę i nie zapewniają w dłuższej perspektywie rozwoju gospodarczego, co zawsze odbija się na ich popularności. Eksperci wskazują również, że właśnie kwestie rozwojowe, ekonomiczne przypieczętowały porażkę Demokratów w USA. Trump wygrał stawiając w przekazie mocno na politykę rozwoju i ekonomię. Widać więc, że i w Stanach rządy liberalne i lewicowe Bidena się nie sprawdziły jeśli chodzi o politykę gospodarczą. Podobnie było zresztą za czasów Obamy.

Z drugiej strony mamy do czynienia z kompromitacją różnych projektów i programów, które są typowo liberalno-lewicowe. Jako przykład należy tu wskazać politykę migracyjną, która wychodząc z kośćca i korzenia liberalnego doprowadziła w Europie do dramatycznych zjawisk obniżenia bezpieczeństwa i zapaści różnych programów społecznych czy socjalnych. W niektórych państwach wywołała nawet ryzyko upadku kolejnych społeczeństw Europy Zachodniej, które zostały zupełnie rozbite, właśnie z powodu zbyt liberalnej, lewackiej polityki migracyjnej.

Oczywiście można wskazać na kryzys czy mniejszą efektywność aktorów czy promotorów środowisk liberalno-lewicowych na Zachodzie. To Chiny, ale przede wszystkim Rosja, która od dekad promuje środowiska liberalno-lewackie na Zachodzie, żeby siać deprawacje w naszych społeczeństwach. To również pewne korporacje międzynarodowe. Ci wszyscy ludzie, te wszystkie jednostki i podmioty, są w tej chwili w kryzysie albo nie mają wpływów takich, jak wcześniej. Nie mają też środków, żeby być tak skutecznymi jak wcześniej. Ten kryzys, o którym Pan Redaktor mówi, to splot wielu czynników.

I jeszcze ostatnie pytanie. Czy konserwatywne rzędy, które już zdobyły władzę w wielu krajach lub za chwilę zdobędą, mogą wspólnie przeciwstawiać się tej totalitarnej komunistycznej polityce globalistycznej organizacji takich jak WHO, Unia Europejska czy inne? Czy cały ten kryzys zaczął się - że tak powiem - po pandemii COVID-19 i jej ekonomicznych skutkach, jak również dzięki wzrostowi świadomości tego, kto tak naprawdę za tym stoi? Mam tu na myśli głównie Chiny, WHO, Rosję oraz wszystkie inne przybudówki, a warto też wspomnieć, że głównym sponsorem WHO jak na razie były Niemcy.

Mam przekonanie, że wygrana Kamali Harris w Stanach Zjednoczonych scementowałaby obszar pewnego lewackiego wariactwa, które widać w wielu miejscach czy instytucjach, o których Pan mówi. Wydaje się, że Donald Trump i jego wygrana zatrzymały pewne zjawiska i tendencje związane właśnie z taką typowo lewacko-liberalną agendą. Z tego też względu prawdopodobnie nowa administracja będzie zainteresowana, żeby wycofać aktywa Stanów Zjednoczonych z różnego tego typu kierunków i polityk. Chodzi tu chociażby o politykę klimatyczną czy politykę dotyczącą różnych projektów obyczajowych czy rewolucji obyczajowej.

Mam osobiste wrażenie, że wiele środowisk prawicowych zobaczyło w zwycięstwie Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych właśnie oznakę takiego pierwszego, bardzo mocnego sprzeciwu wobec tej szalonej ideologii, która zawładnęła przez jakiś czas światem. Zobaczymy niebawem, czy rzeczywiście prezydentura Trumpa w tym obszarze będzie tak mocno jednoznaczna - na pewno dla środowisk konserwatywnych w Europie nowa administracja amerykańska zdecydowanie daje nadzieję na zatrzymanie tego szaleństwa oraz szalonych projektów i programów politycznych.

Uprzejme dziękuję Panie Ministrze za rozmowę.