Szymon Hołownia doprecyzowuje w mediach społecznościowych, co miał na myśli, mówiąc o „zamachu stanu”.

Hołownia powiedział wczoraj na antenie Polsatu, że wielokrotnie namawiano go do przeprowadzenia zamachu stanu poprzez niezwołanie Zgromadzenia Narodowego, na którym zaprzysiężony ma zostać prezydent-elekt Karol Nawrocki.

Marszałek Sejmu stwierdził także, że na wąskim spotkaniu liderów rządzącej koalicji 13 grudnia miał usłyszeć od Donalda Tuska pytanie: „co robimy?”.

„Ja to nazywam zamachem stanu. To oczywiście nie wypełnia kryteriów prawdopodobnie prawnych zamachu stanu, ale ja mówię o zamachu stanu, mając na myśli sytuację, w której prezydent został wybrany, a ja mówię: no nie podoba mi się ten prezydent, to może ja go nie zaprzysięgnę” – mówił Hołownia na antenie Polsat News”.

„Widzę, że jest potrzeba, więc wyjaśniam, że sformułowania 'zamach stanu' użyłem we wczorajszym 'Gościu Wydarzeń', podobnie jak wielokrotnie wcześniej, nie w znaczeniu prawnym – co zresztą w rozmowie zostało wyraźnie podkreślone – a politycznej diagnozy, opisu sytuacji, w której dochodzi do poważnej destabilizacji państwa i podważenia zasad demokracji” – pisze Hołownia na Facebooku.

„W przestrzeni publicznej wielokrotnie formułowano wobec mnie oczekiwania, by nie uznać werdyktu wyborców, nie zwoływać Zgromadzenia Narodowego w celu zaprzysiężenia prezydenta elekta albo dokonać obstrukcji poprzez ogłaszanie w Zgromadzeniu przerw, wzywano do niekonstytucyjnego przejęcia obowiązków prezydenta czy wreszcie – zarządzenia nowych wyborów” – pisze Marszałek Sejmu.

„Wszelkim próbom (…) destabilizowania państwa, podobnie jak jednomyślni w tej sprawie wszyscy liderzy koalicji 15 października, stanowczo się przeciwstawiam i nadal będę się przeciwstawiał” – konkluduje Hołownia.