Hołownia powiedział wczoraj na antenie Polsatu, że wielokrotnie namawiano go do przeprowadzenia zamachu stanu poprzez niezwołanie Zgromadzenia Narodowego, na którym zaprzysiężony ma zostać prezydent-elekt Karol Nawrocki.

Marszałek Sejmu stwierdził także, że na wąskim spotkaniu liderów rządzącej koalicji 13 grudnia miał usłyszeć od Donalda Tuska pytanie: „co robimy?”.

„Ja to nazywam zamachem stanu. To oczywiście nie wypełnia kryteriów prawdopodobnie prawnych zamachu stanu, ale ja mówię o zamachu stanu, mając na myśli sytuację, w której prezydent został wybrany, a ja mówię: no nie podoba mi się ten prezydent, to może ja go nie zaprzysięgnę” – mówił Hołownia na antenie Polsat News.

Podczas dzisiejszego spotkania z wyborcami w Pabianicach w bardzo niejednoznaczny sposób skomentował słowa Hołowni Tusk.

„Nieodpowiedzialne zachowanie oraz lekkomyślne słowa mogą prowadzić do bardzo poważnych skutków” – powiedział Tusk.

„Gdy wysyłamy dzieci na wakacje, uczymy je, by unikały nierozważnych działań, ponieważ takie mogą przerodzić się w tragedię. Polityka rządzi się podobną zasadą. Każde słowo, gest czy nieprzemyślana decyzja może wywołać dalekosiężne konsekwencje” – dodał.

Tusk powiedział także, że miał od Hołowni usłyszeć jasną deklarację o treści: „Niezależnie od tego, co się wydarzy, zwołam Zgromadzenie Narodowe i dokonam zaprzysiężenia prezydenta Nawrockiego”.

„Właściwie koniec dyskusji. Nie jestem marszałkiem Sejmu. Nie zwołuję Zgromadzenia Narodowego. Jeśli ktoś zmieni marszałka, to PiS z Konfederacją. Jeśli nie będziemy razem z Polską za 2050 i Polskim Stronnictwem Ludowym” – dodał Tusk.