Prawica amerykańska zrobiła - i słusznie - narodową dramę z zabójstwa Charliego Kirka. Pałała oburzeniem, kiedy jego przeciwnicy żartowali sobie sobie z jego śmierci i publicznie okazywali z niej zadowolenie. Dziś prezydent USA zrobił właściwie dokładnie to samo, tylko pod adresem twórcy, który chociaż wielokrotnie go publicznie krytykował, to zarazem był autorem uwielbianych przez miliony, wybitnych filmów.

To bardzo słabe i - uważam - nie przysłuży się ani Trumpowi, ani jego partii. Donald Trump napluł dziś na grób Roba Reinera, zachował się niegodnie - zarówno jako prezydent swojego kraju, jak po prostu jako człowiek.