Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Na środowym posiedzeniu Dumy Państwowej rosyjski minister obrony, Siergiej Szojgu potwierdził, że Rosja posiada specjalne oddziały, które prowadzą wojnę informacyjną. Szojgu nie opisał szczegółowo mechanizmów działania, stwierdził jednak, że „propaganda musi być mądra, inteligentna i skuteczna”.
Gen. Roman Polko: Nic nowego. Wojna informacyjna była prowadzona w czasach Związku Radzieckiego, współczesna Rosja ją kontynuuje. Oczywiście, te działania są przystosowane do nowych warunków, a więc z zastosowaniem technologii informatycznych. Tego typu działania tak naprawdę prowadzone są na całym świecie. Doskonale „radzi sobie” w tym obszarze chociażby Daesh, czyli tzw. Państwo Islamskie. Również i Rosja ma swoją „armię” trolli, którzy świetnie wykonują swoje zadania. Jakiś czas temu prowadziłem na ten temat seminarium w Białymstoku, razem z panią Agnieszką Romaszewską, która też zajmuje się tym problemem. Nie możemy bowiem go ignorować, ewentualnie utworzyć jednoosobowy „zespół dezinformacyjny” złożony z człowieka, który nie ma żadnego doświadczenia dziennikarskiego. Trzeba przejść do ofensywy i to do mądrej ofensywy. Czyli między innymi skorzystać z doświadczenia ludzi, którzy świetnie potrafią poruszać się w cyberprzestrzeni, w sferze informacji.
O „wojnie hybrydowej”, „cyberwojnie”, „wojnie informacyjnej” lub o tym, że w przypadku ew. wybuchu III wojny światowej jednym z jej obszarów może być cyberprzestrzeń, coraz częściej mówią np. analitycy czy wojskowi, a jednak temat wciąż wydaje się nieco „abstrakcyjny”, traktowany trochę „po macoszemu”
Świętej Pamieci generał Gągor mówił już prawie dziesięć lat temu o konieczności przeciwdziałania wojnie informacyjnej. Najwyższa pora, żeby coś w tym zakresie zrobić, choć i tak jesteśmy już spóźnieni. W ubiegłym roku co prawda NATO ogłosiło, że cyberprzestrzeń jest pełnoprawną domeną działań wojennych na świecie. Jednak wygląda to trochę jak „picie wody na pustyni”- jeśli czujesz pragnienie, to jest już za późno. Trzeba pamiętać, że wróg zawsze atakuje tam, gdzie toczy się normalne, ludzkie życie. A ponieważ współcześnie w ogromnej mierze toczy się ono w cyberprzestrzeni, to również i w tym obszarze prowadzone są wojny informacyjne.
Jeśli mówimy o cyberprzestrzeni, to w jednym z artykułów na portalu InformNapalm możemy przeczytać o tym, że ukraińscy haktywiści z „CyberHunta” i Ukraiński CyberAlliance (UCA) otrzymali dostęp do komputera oraz m.in. korespondencji mailowej obywatela Białorusi, Aleksandra Usowskiego, prorosyjskiego historyka, pisarza i publicysty, który aktywnie zajmował się organizacją antyukraińskich akcji w Polsce i innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Usowski kilka lat temu stworzył fikcyjną organizację pozarządową, „Wschodnioeuropejska Inicjatywa Kulturalna”. Od początku jej istnienia szukał źródeł finansowania, prosił o wsparcie nawet instytucje unijne. Ostatnio w relacjach między Polską a Ukrainą doszło do kilku bardzo przykrych incydentów. Czy takie wydarzenia, jak np. bezczeszczenie polskich cmentarzy czy pomników na Ukrainie lub antyukraińskie akcje w Polsce mogą być inspirowane przez Kreml?
Jestem przekonany, że tak. Nawet więcej niż połowa jest w mojej ocenie inspirowana z Kremla. To nie jest tak, że gdzieś tam siedzą analitycy, którzy czytają i analizują jakieś wiadomości. Oni po prostu mają różnego rodzaju narzędzia, które wykorzystują współczesne serwisy czy portale społecznościowe itd. Rozpowszechniają „fejki”, fałszywe informacje, dla przeciętnego badacza, który może tak bardzo „nie siedzi” w tych technikach stwarzają przekaz, że jest to „wiadomość potwierdzona z wielu różnych źródeł”. Mieliśmy już do czynienia z tego rodzaju sytuacjami. Na przykład Rosja, podczas Tuczu w Turcji, skutecznie wykorzystała informację, że zagrożone są materiały jądrowe, które Amerykanie trzymają na terenie Turcji. Była to fałszywa wiadomość, jednak została podchwycona niemal przez wszystkie dzienniki, a gdy później pojawiło się sprostowanie, to praktycznie nikt go nie zauważył. I zapewne ten przykład będzie pokazywany jako dowód zagrożenia brakiem kontroli nad ładunkami jądrowymi przez Stany Zjednoczone.
W Polsce jednak spora grupa osób, np. przedstawicieli tzw. „środowisk narodowych”, niekiedy określanych jako „skrajna prawica”, daje się w jakiś sposób „uwieść” tej rosyjskiej propagandzie.
Niestety, znowu mówimy o tych pożytecznych idiotach... Mamy zbyt duże grupy ludzi, którzy ulegają tej propagandzie. A to jest wojenna propaganda, to nie jest propaganda, która po prostu narzuca komuś jakąś retorykę. To jest granie na wewnętrznych odczuciach, na bolesnych kartach historii, takich jak Wołyń. O ile nasza historia jest rzeczywiście trudna, o tyle podgrzewanie nienawiści w żaden sposób nie służy bezpieczeństwu Polski, a szczególnie dotyczy to relacji z Ukrainą. Wolna, suwerenna Ukraina to naturalny dwuczłon, który chroni przed Rosją. Od Federacji Rosyjskiej oddzieleni jesteśmy Białorusią i Ukrainą. W polskim interesie narodowym leży jak największa suwerenność, stabilność oraz niezależność tych krajów od Rosji. Fakt, że Rosjanom udaje się podgrzewać nastroje antyukraińskie, to nic innego, jak wpychanie Ukrainy w strefę wpływów Rosji. A jeśli to się spełni, w następnej kolejności pewnie będzie generowało stan zagrożenia dla Polski. Nasz kraj, jako obszar w „strefie regionalnej odpowiedzialności” Rosji w dalszym ciągu chodzi Putinowi po głowie.
Bardzo dziękuję za rozmowę.