Zbyt dobrze bowiem pamiętali krew i łzy, które przelało wiele pokoleń Polaków oddających swoje życie w walce o niepodległą Polskę.
Podobno Gierek w tajemnicy przed ZSRR realizował polski program atomowy, który jednak okazał się niewypałem. Dlaczego więc, III RP nie miałaby dążyć do uzyskania bomby atomowej, która odstraszyłaby potencjalnych agresorów, takich, jak np. Rosja?
Technologię produkcji bomby atomowej nie tylko można próbować uzyskać od innych państw. Polska mogłaby także sama przystąpić do realizacji programu atomowego. Mamy wszakże odpowiednio wykwalifikowanych specjalistów, którzy są w stanie stworzyć bombę atomową. Jedyne czego, tak naprawdę potrzebujemy, to woli politycznej i odrzucenia kompleksu niższości względem Zachodu oraz panicznego strachu przed Rosją, które sprawiają, że wszelkie pomysły mające na celu upodmiotowienie Polski i zapewnienie jej bezpieczeństwa uważane są za absurdalne lub niewykonalne. Do sukcesu takiego projektu, potrzebowalibyśmy także męża stanu oraz polityków myślących na pięćdziesiąt lat do przodu. Mówiąc kolokwialnie, w Polsce musiałby się znaleźć polityk, który miałby jaja, aby wbrew interesom innych państw i wewnętrznym wrogom realizować polski interes narodowy. Aby zrealizować polski program jądrowy nie musiałaby jednak istnieć wcale ponadpartyjna zgoda. Znając bowiem polskie warunki wydaje się, że najwłaściwszym sposobem na realizacje owego programu, byłoby przeprowadzenie go w ścisłej tajemnicy, jako tajnego projektu wojskowego. Pod tym względem, polska klasa polityczna mogłaby się zaś wiele nauczyć od swoich izraelskich kolegów, którzy pozyskali bombę atomową w tajemnicy przed światem, dzięki czemu m.in. Izrael wciąż istnieje.
To, że Izrael posiada bombę nuklearną z różnych względów nie stanowi dla Stanów Zjednoczonych żadnego problemu. W przypadku atomowych aspiracji Iranu jest już jednak inaczej. Ciekawe, jaki byłby stosunek Waszyngtonu do Warszawy, gdyby ta dążyła do uzyskania broni nuklearnej do celów obronnych. Śmiem twierdzić, że niestety negatywny. Mimo to, nie powinniśmy się w tej kwestii oglądać na Zachód. Nie możemy bowiem za każdym razem, gdy jesteśmy zagrożeni czekać na reakcję Waszyngtonu, gdyż któregoś dnia może być dla nas za późno. Może się także okazać, że prezydent Stanów Zjednoczonych wcale nie będzie chciał wysyłać amerykańskich chłopców, aby umierali za Warszawę.
Nikomu nie przeszkadza, że Francja i Wielka Brytania posiadają bombę nuklearną. Polacy zaś nie są wcale gorsi Brytyjczyków, czy Francuzów. Nie ma więc powodu, aby Polska nie miała zacząć starać się o uzyskanie broni jądrowej, zwłaszcza, że nie służyłaby nam ona do ekspansji militarnej i ataku na inne państwa, ale odstraszaniu potencjalnych agresorów. Funkcja odstraszająca jest tu bardzo istotna. Gdyby bowiem Ukraina nie oddała Rosji broni jądrowej, najprawdopodobniej nie doszłoby do aneksji Krymu i nie widzielibyśmy uzbrojonych Rosjan na ulicach ukraińskich miast. Właśnie w zajętych przez Rosjan ukraińskich gmachach, widać wyraźnie, co, tak naprawdę oznaczają zachodnie gwarancje integralności terytorialnej Ukrainy złożone w Budapeszcie.
Nawet, jeśli lata niewoli i położenie na mapie, nic nas nie nauczyły, to mam nadzieję, że Polacy odrobią chociaż lekcję krymską.
Niezależnie od broni jądrowej, która jak już wspomniałem pełniłaby funkcję odstraszającą, Polska potrzebuje przede wszystkim armii zawodowej, złożonej z co najmniej 200 tys. żołnierzy. Obywatelom powinno się także zwiększyć dostęp do broni palnej i umożliwić organizowanie się w grupach na kształt struktur Armii Krajowej. Dodatkowo osoby nie odbywające służby wojskowej (zarówno kobiety, jak i mężczyźni) powinny przechodzić obowiązkowe szkolenia wojskowe. Musimy zbudować nad Polską tarczę antyrakietową, skonstruować własne satelity wojskowe, zorganizować cyberarmię, a także pozyskać dla polskiej armii drony i najnowsze myśliwce. Polska powinna bowiem zakładać, że w momencie wojny nikt nie przyjdzie jej z pomocą. Pomni lat niewoli, powinniśmy budować silną armię wzorując się na rozwiązaniach obronnych Izraela lub Szwajcarii, które należy oczywiście odpowiednio zaadoptować i dostosować do polskich warunków.
Najważniejsze jednak jest to, aby państwo polskie wzięło na siebie obowiązek przekazywania młodzieży patriotyzmu i poczucia obowiązku względem Ojczyzny. W innym razie, będziemy mieli armię zawodową złożoną ze Szwejków, takich, jak jeden z moich kolegów z czasów szkolnych, służących obecnie w jednostce w Dęblinie, który na zadane mu kiedyś przeze mnie pytanie, co by uczynił, gdyby doszło do wojny z Rosją, od razu odparł, że wziąłby plecak, namiot oraz wędkę i ukrył się na położonej na Wiśle, Krowiej Wyspie. Dodał także, że nie byłby wcale jedyny. Mamy zaś taką armię, jakie mamy społeczeństwo. Nie może być więc zgody na traktowanie polskości, jako nienormalności, tak, jak określił właśnie polskość premier Donald Tusk. Inaczej w niedalekiej przyszłości, defilujący na Placu Putina w Warszawie (dawnym Placu Piłsudskiego) rosyjscy żołnierze, będą witać nowego namiestnika gromkim "urraaa".
Gabriel Kayzer
Tekst opublikowany pierwotnie w roku 2014