Każdy, kto sprzeciwił się masowemu szczepieniu dziewczynek przeciwko wirusowi HPV, został okrzyknięty barbarzyńcą, który zgadza się na to, by kobiety umierały na raka szyjki macicy. Na nic tłumaczenia, wyjaśnienia, że na razie o szczepionce wiadomo niewiele, że nie wiadomo, jaką ona da ochronę, kiedy dziś zaszczepione dziewczęta będą w 30. czy 40. roku życia. Na nic tłumaczenie, jak ważna jest w profilaktyce tego nowotworu cytologia. Żadne argumenty nie docierały. Najgłośniej za potrzebą szczepionki krzyczały te same środowiska, które dziś tak bardzo walczą o prawo kobiet do aborcji – najlepiej na żądanie. Szkoda, że są one tak bardzo krótkowzroczne, że nie zauważają innego związku – między aborcją a rakiem piersi. W ostatnich latach pojawiło się sporo badań potwierdzających tę zależność: „Związek aborcji z nowotworem piersi (w skrócie określany mianem ABC Link-Abortion-Brest Cancer link) nie powinien być ignorowany, ponieważ został udowodniony w około pięćdziesięciu badaniach naukowych i w metaanalizach. Wśród autorów tych badań szczególnie chcę wymienić Angelę Lanfranchi pracującą w New Jersey, która jest chirurgiem specjalizującym się w walce z rakiem piersi. Zapadalność na tę chorobę w Stanach Zjednoczonych wciąż wzrasta od momentu legalizacji aborcji w USA” – pisze Benedetta Foa w książce „Imię cierpienia”.
Z kolei Joel Brind, docent endokrynologii i biologii Uniwersytetu w Nowym Jorku, w pracy The Abortion – Brest Cancer connection, podaje dane, z których wynika, że od 1973 roku (moment legalizacji aborcji w USA) aborcja stała się przyczyną co najmniej trzystu tysięcy zachorowań na nowotwór, które skończyły się śmiercią pacjentek.
Badania Amerykanów potwierdzili chińscy naukowcy: „Metaanaliza, przeprowadzona przez chińskich naukowców i opublikowana na łamach magazynu „Cancer Causes and Control”, potwierdziła, że po dokonaniu aborcji ryzyko raka piersi wzrasta o 44%. Okazało się także, że ryzyko to rośnie proporcjonalnie do liczby kolejnych zabiegów – po dwóch zwiększa się o 76%, a po trzech o 89%”. Chińskie media informowały także o badaniu, z którego wynika, że w ostatnim dziesięcioleciu sło ryzyko raka piersi wśród Chinek w średnim wieku zamieszkujących miasta wzrosło o 20-30%. . Dane te cytuję za portalem jak najbardziej walczącym o prawo do zabijania dzieci, czyli NaTemat.
Od Stanów Zjednoczonych po Chiny widać jak na dłoni związek aborcji z rakiem piersi. Jeśli ktoś myśli, że w Polsce jest inaczej, to się myli. „Rak piersi jest jedną z najczęściej występujących chorób nowotworowych. W Polsce rak piersi rozpoznawany jest najczęściej u kobiet w wieku 50–69 lat. Rośnie jednak liczba przypadków diagnozowanych u kobiet młodszych. U kobiet w wieku 20-49 lat zachorowalność na raka piersi wzrosła prawie 2-krotnie w ciągu ostatnich 30 lat. Oznacza to, że rak piersi coraz częściej dotyka kobiet w pełni aktywnych w życiu zawodowym, rodzinnym i społecznym” – to wnioski z raportu „Rak piersi w Polsce. Leczenie to inwestycja”. I choć nie każda kobieta, u której zdiagnozowano nowotwór, ma za sobą aborcję, to dane te niepokoją. Tym bardziej, że w grupie, w której jest najwięcej przypadków tego nowotworu, są kobiety, których młodość i czas rozrodczy przypadały na lata, kiedy w naszym kraju legalne byłe usuwanie ciąży. Jak podaje Krajowy Rejestr Nowotworów w Polsce co piąta kobieta ze zdiagnozowanym nowotworem złośliwym cierpi na raka piersi. Rak piersi to także jedna z głównych przyczyn zgonu polskich kobiet. Po raku płuc to druga przyczyna śmierci z powodu nowotworów.
Przywoływana już dr Lanfranchi w 2010 roku została uznana za najlepszego lekarza leczącego raka piersi w Nowym Jorku. W artykule opublikowanym w piśmie „Linacre Quarterly” wyjaśniła, w jaki sposób zwiększa się ryzyko wystąpienia raka piersi po aborcji. Aborcja hamuje naturalne procesy fizjologiczne, dokonujące się w piersiach podczas całego okresu ciąży. Gdy dochodzi do poczęcia, produkowana jest gonadotropina, która odpowiada za wzrost poziomu estrogenu i progesteronu. W rezultacie dochodzi do podwojenia ilości tkanek piersi typu 1 i 2, w których może rozwijać się rak. Po 20. tygodniu ciąży pojawia się kolejny hormon odpowiedzialny za produkcję mleka. Zdaniem prof. Lanfranchi, dopiero po 32. tygodniu ciąży zmniejsza się ryzyko zachorowania na raka piersi, kiedy dojrzałe są tkanki typu 4, które hamują rozrost komórek rakowych. Dokonanie aborcji przed 32. tygodniem jest bardzo ryzykowane. Pod koniec ciąży 85. proc. tkanek piersi jest odpornych na raka. Warto przy okazji odnotować, że wpływu na zwiększenie ryzyka raka piersi nie ma samoistne poronienie, ponieważ jest ono na ogół wynikiem zbyt niskiego poziomu hormonów: estrogenu i progesteronu.
Szkoda więc, że zwolennicy praw kobiet, tak łatwo szafują zdrowiem i życiem tych, o prawa których rzekomo walczą. Ich logika jest doprawdy porażająca. Badania prowadzone w różnych krajach nie pozostawiają wątpliwości. Aborcja zwiększa ryzyko raka piersi i to kilkukrotnie. I kto tu jest barbarzyńcą, którego celem jest torturowanie kobiet? Ci, którzy fundują im takie nowotwory w imię walki o „prawa kobiet”.
Małgorzata Terlikowska