Rodziny oddają specjalnym firmom skremowane szczątki swoich bliskich, by te za pomocą specjalistycznej techniki zostały przerobione na kilkadziesiąt małych kuleczek. Paciorki nawleka się potem na sznurki i tak powstaje różaniec.

 

Na taką, powiedzmy niekonwencjonalną formę, obchodzenia się ze szczątkami bliskich zmarłych zdecydowało się już pół tysiąca osób. Nie jest to jednak tania sprawa – za paciorki do różańca ze swoich bliskich trzeba zapłacić 870 dolarów, czyli prawie trzy tysiące złotych.

 

Pomysł Koreańczyków to jednak żadna nowość, jeśli chodzi o nietypowe grzebanie zmarłych. Jakiś czas temu czytałam o tzw. pierścieniach pamięci, które powstają w podobnym procesie, jak różańce ze zmarłych. Skremowane prochy poddawane są działaniu potężnej prasy, która nadaje im konsystencję kryształu. Odpowiednio oszlifowany, oprawiony w szlachetny metal pierścień stanowi wyjątkową „pamiątkę” rodzinną.

 

Inną formą, z kolei daleko od wysublimowanej, zamkniętej w pierścionku pamięci o zmarłym, są tak zwane „Ogrody Pamięci”. To specjalne „pola urnowe” gdzie można rozsypywać prochy swoich bliskich. Czasem można też spotkać się z pomysłami rozrzucenia szczątków w górach lub nad morzem, w zależności od upodobań i preferencji zmarłego. W bardziej zlaicyzowanych krajach bywa, że prochy wsypuje się do zbiorowej mogiły, bez żadnej imiennej tablicy. Ma to podwójne „korzyści” - zaciera pamięć o zmarłym, a bliskich zwalnia z konieczności opłat za miejsce na cmentarzu.

 

Wszystkie te, mniej lub bardziej dziwaczne, pomysły na obchodzenie się ze szczątkami bliskich łączy jeden wspólny mianownik – nieumiejętność obcowania ze śmiercią, próba uciszenia niepodważalnego faktu nieuchronności przemijania i sublimacja wspomnień po zmarłej osobie. Co jakoś mocno nie dziwi, jeśli jednym z dominujących wzorców kulturowych jest „łapanie” chwili, tak, jakby życie było wieczną zabawą. Średniowieczne „memento mori” jest dla takiej koncepcji życia destrukcyjne.

 

Stąd próby „zutylizowania” wszelkich śladów śmierci, wmówienia sobie, że tacy, jak jesteśmy teraz, piękni i młodzi, będziemy zawsze. Ale nie da się zamknąć w klatce chwili, zaś ze śmiercią bliskiej osoby, jakkolwiek traumatycznym przeżyciem by ona nie była, trzeba się w końcu kiedyś pogodzić. Dlatego pewna niechęć (a może raczej brak entuzjazmu) Kościoła wobec kremacji wynika również z argumentów psychologicznych i socjologicznych. Dużo łatwiej jest pogodzić się ze śmiercią bliskiej osoby widząc realnie pogrzebaną trumnę ze zwłokami, aniżeli rozsypując prochy na wiatr, albo tym bardziej – nosząc je ze sobą na palcu.

 

Z całym szacunkiem, różaniec za bliskich zmarłych jest niezbędny, jak każda inna modlitwa, ale na litość boską, nie na paciorkach z niego samego.

 

Marta Brzezińska