Pozdrowiwszy na początku byłych prezydentów i dygnitarzy obecnych na uroczystości, Trump zapowiedział „złotą epokę Ameryki” i koniec jej upadku, co ma prowadzić do tego, że będzie ona „wkrótce wspanialsza, silniejsza i dużo bardziej wyjątkowa niż kiedykolwiek przedtem”. Obiecał przywrócenie suwerenności i bezpieczeństwa Ameryki oraz ponownego zrównoważenia „szal sprawiedliwości”. Wyraził przekonanie, że wybory dały mu „upoważnienie” do tego, by „przywrócić narodowi jego wiarę, jego bogactwo, jego demokrację i w istocie jego wolność”.
Zdaniem Trumpa powrót na urząd prezydenta to „początek elektryzującej nowej ery narodowego sukcesu” i „fala zmian”, która ogarnia USA. Zachęcił obywateli do wzmożonego „działania z odwagą, energią i witalnością najwspanialszej cywilizacji w historii”. Odwołując się do własnego doświadczenia, kiedy próbowano postawić go w stan oskarżenia zarówno, gdy był prezydentem pierwszy raz, jak i przed ponownym wyborem, potępił „bezwzględne, brutalne i niesprawiedliwe” wykorzystywanie Departamentu Sprawiedliwości do prześladowania oponentów politycznych.
„Nie pozwolimy, by to się działo – powiedział nowo wybrany prezydent. – Nie zdarzy się to ponownie. Pod moim przywództwem przywrócimy uczciwą, równą i bezstronną sprawiedliwość pod konstytucyjnymi rządami prawa”.
Sporo miejsca w swoim przemówieniu Trump poświęcił zapowiedzi dekretów prezydenckich, które potem tego samego dnia podpisał. Wśród działań, które jego administracja postanowiła podjąć natychmiast, znalazły się takie jak: zapewnienie bezpieczeństwa na granicach, zakończenie cenzurowania mediów społecznościowych przez rząd oraz prześladowania przeciwników politycznych, zagwarantowanie bezpieczeństwa i rozwoju energetycznego, likwidacja w instytucjach rządowych inicjatyw „woke”, które miałyby wprowadzać tzw. „różnorodność, sprawiedliwość i inkluzję” oraz przywrócenie zdroworozsądkowego pojmowania płci jako tylko dwóch płci: męskiej i żeńskiej.
Prezydent Trump stwierdził, że miarą sukcesu Stanów Zjednoczonych nie będą wygrane bitwy, ale zakończone wojny i te, w które jego kraj „nigdy się nie wda”. Jego „najdumniejszą spuścizną będzie spuścizna rozjemcy”. Jednak równocześnie paradoksalnie zasugerował, że USA staną się „rosnącym narodem, który zwiększy swoje bogactwo, rozszerzy” swoje „terytorium”, wyznaczając nowe horyzonty i niosąc amerykańską flagę na Marsa. Zapowiedział też uregulowanie statusu Kanału Panamskiego: „Chiny obsługują Kanał Panamski, a myśmy nie dali go Chinom. Daliśmy go Panamie i go zabierzemy”.