Wczoraj prezydent USA Donald Trump oznajmił, że zgodnie z amerykańskimi danymi Federacja Rosyjska straciła w walkach 112 000 żołnierzy od początku roku. W tym 20 000 miała stracić w samym lipcu. Siły ukraińskie od 1 stycznia 2025 roku miały stracić 8000 żołnierzy, nie wliczając w to zaginionych i dezerterów.
W tym samym czasie na wschodzie Ukrainy Rosja prowadzi swoją permanentną ofensywę. Rosja przyjęła taktykę przewidującą stały nacisk na pozycje ukraińskie w celu wyczerpania ukraińskich zasobów ludzkich i materiałowych. W tej bitwie nie ma klasycznych przerw operacyjnych, podczas których front byłby statyczny, a Rosja przygotowywałaby się i koncentrowała siły dla kolejnych przełamań frontu. Z tego powodu, że i samych przełamań na froncie nie ma od kilku lat. Nie licząc taktycznej ukraińskiej operacji w obwodzie kurskim, która miała ograniczony sukces z powodu słabej rosyjskiej obrony na tym kierunku i zaskoczenia.
Na wschodzie kraju armia rosyjska stara się podtrzymywać stały nacisk. Zamiast przerw operacyjnych mają miejsce krótkie okresy zmniejszonej intensywności operacji ofensywnych, podczas których Rosjanie reorganizują swoje jednostki, przerzucają je na inne kierunki itd. Wszystko po to, by za chwilę wznowić kolejny bardziej intensywny etap starć, co potocznie jest nazywane w mediach „nową rosyjską ofensywą”, letnią czy jesienną. W rzeczywistości te granice dawno już zostały w tych warunkach zatarte i trudno często odróżnić przerwę w walkach od ofensywy.
Rosjanie nie zmieniają swojego podejścia. Oni bez żadnej finezji po prostu pchają front do przodu. Nie mając możliwości prowadzić szeroko zakrojonych operacji i przełamań, armia rosyjska prowadzi nieskończoną ilość operacji taktycznych prowadzonych małymi grupami piechoty przy wsparciu lotnictwa, artylerii i dronów. Sił im starcza dla prowadzenia takich natarć na kilku wąskich odcinkach frontu. I Rosja koncentruje swoje siły w ten sposób, by podgryzać front na flankach ważnych dla Ukraińców punktów na mapie, będących na przykład węzłami logistycznymi. Tak było w wypadku Bachmutu czy Wuhłedaru i tak samo się dzieje w tej chwili w wypadku Pokrowska. Rosjanie bardzo powoli podgryzają flanki mocno bronionego ukraińskiego miasta aż do momentu, kiedy garnizon zostanie postawiony w stan zagrożenia otoczeniem. W ten sposób Rosjanie zmuszają Ukraińców do wycofywania się z umocnionych pozycji. Oczywiście są też prowadzone i frontalne ataki na miasto, ale mają one raczej charakter walk wiążących po to, by garnizon pozostawał na swoich pozycjach i nie wycofał się wcześniej niż Rosjanie by tego chcieli. W tym kontekście należy przewidywać, że miasto Pokrowsk pod jakimś czasie upadnie podobnie jak w taki sam sposób padły inne umocnione ukraińskie miasta-twierdze w Donbasie.
Ale co trzeba zrozumieć w kontekście tych opisanych wyżej starć: sukces na wojnie mierzy się ceną, którą się za ten sukces płaci. Ilością zużytych zasobów w proporcji do posiadanych zasobów i w proporcji do skali samego sukcesu. Czas, posiadane zasoby, i zdolność rozsądnego wykorzystania tych zasobów... to są na wojnie najważniejsze czynniki. Rosja wobec tego może zająć Pokrowsk, ale czy to można uważać za realny sukces rosyjskiej armii?
Czas – Rosja rozpoczęła ofensywę na miasto Czasiw Jar od razu po opanowaniu Bachmutu. W tej chwili nie jest jasne czy armia FR kontroluje to małe miasteczko w całości czy częściowo. Tak czy inaczej bitwa o Czasiw Jar trwa 2 lata. Maksymalnie Rosjanie posunęli się na tym kierunku o 10 km w ciągu 2 lat.
Rosja rozpoczęła swoją ofensywę na Pokrowsk od razu po zajęciu miasta Awdijiwka. To jest największy sukces rosyjski w tej wojnie od wiosny 2022 roku. Rosja w ciągu 1,5 lat na tym kierunku posunęła się o 33 – 40 km.
Na kilku innych kierunkach w ciągu ostatnich 2 – 2,5 lat walk Rosjanie posunęli się o odległość mniejszą niż 10 km. To jest realny wymiar prowadzonej przez Rosjan ofensywy. I jeżeli wierzyć danym Amerykańskim to cena, którą Rosja za te sukcesy płaci, liczy 20 000 żołnierzy miesięcznie. Ktoś może powiedzieć, że żołnierz nie ma znaczenia dla Putina. Ale to niezupełnie jest prawda. Prezydent Putin nie bez powodu woli wydawać ogromne kwoty na werbowanie ochotników, bo boi się przeprowadzenia mobilizacji. A skoro nie ma mobilizacji to państwo musi cały czas wydawać kolejne miliardy dolarów każdego miesiąca na bonusy dla ochotników otrzymywane przez nich i ich rodziny w momencie podpisania kontraktu. Być może życie ochotnika nie ma dla Rosji wartości, ale taki sposób prowadzenia wojny jest dla tego kraju niezwykle kosztowny. W połączeniu z szybko powiększającą się dziurą w rosyjskim budżecie i problemach w gospodarce zasób, którym są pieniądze wcale nie wydaje się być takim nieograniczonym w wypadku FR.
Rosja w tej wojnie żyje nadzieją na wyczerpanie się zasobów ukraińskich, które doprowadzi do załamania się frontu i wygranej całej tej wojny. Dlatego Rosjanie cały czas podtrzymują swój nacisk, nie patrząc na straty i wydane na wojnę środki. I w normalnej symetrycznej wojnie, tak właśnie by się stało. Z tym, że Ukraińcy nie chcą po prostu stać w miejscu i umierać, oni zamiast tego cały czas się adaptują i szukają rozwiązań asymetrycznych. Stąd ogromny rozwój systemów dronowych, jak powietrznych tak i lądowych. Ukraińcy budują fortyfikacje, dostosowując je do charakteru walk i starają się na różne sposoby zmniejszyć swoje straty, by wytrwać w tej wojnie na wyniszczenie. Rosja z drugiej strony w tej gonitwie za wyczerpaniem sił przeciwnika może w pewnym momencie nadwyrężyć swoje własne siły. I na to z kolei liczy strona broniąca się wraz z partnerami zachodnimi, którzy ją wspierają.
Tak czy inaczej bez możliwości przełamania frontu i zniszczenia ukraińskich sił, Rosjanie są zmuszeni do stałego pchania frontu do przodu, płacąc za każdy metr życiem kolejnych setek i tysięcy żołnierzy. Z pewnością nie jest to recepta na szybkie i sprawne zwycięstwo, a raczej na długi konflikt na wyniszczenie, gdzie opanowanie każdego ważnego punktu trwać będzie przez lata i nie może co do zasady przynieść Rosji żadnego zdecydowanego zwycięstwa.