Pod koniec listopada ogromną burzę wywołały medialne doniesienia na temat spotkania kierownictwa resortu sprawiedliwości ze znanymi z wulgarnych i agresywnych manifestacji przeciwko PiS aktywistami, które zorganizowano w siedzibie Prokuratury Regionalnej w Warszawie. Uczestniczyli w nim m.in. oskarżany o kontakty z rosyjskimi służbami działacz Fundacji Otwarty Dialog Bartosz Kramek, organizatorka agresywnych manifestacji Marta Lempart czy prowokator Arkadiusz Szczurek. Zaproszona została też znana jako „Babcia Kasia” Katarzyna Augustynek, która za pośrednictwem mediów społecznościowych zdradziła więcej szczegółów na temat kontrowersyjnego wydarzenia. Działaczka wskazała, że liczyła, iż w czasie spotkania z ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym Waldemarem Żurkiem dowie się czegoś w sprawie toczących się przeciwko niej postępowań karnych.

- „Jedno co mi utkwiło w pamięci, to końcowe słowa pana ministra, że do osób z listy, przypuszczam, że ze spisu zaproszonych uliczników, będą dzwonić”

- zdradziła.

Dalej w swoim wpisie aktywistka żali się, że mimo obietnicy ze strony ministra Żurka, nikt się do niej nie odezwał, a ona dalej musi płacić zasądzone grzywny.

- „Dziś minęły 4 tygodnie, a ze mną nikt się nie kontaktował. Ile czasu mogą zająć telefony do 20-30 osób? Czas płynie nieubłaganie , a ja przegrywam i płacę, płacę, płacę …, ale już nie płaczę, nie mam czym. Dziś robię przelew na 1180 zł  (nie 1200 zł, gdyż moje zatrzymanie sąd hojnie wycenił na 20 zł) przed samymi świętami, dziękuję z całego uśmiechniętego serca”

- napisała.

Ze słów Augustynek wynika, że minister sprawiedliwości obiecał agresywnym działaczom coś w stylu „parasola ochronnego”. Do sprawy odniósł się w „Aktualnościach dnia” na antenie Radia Maryja sędzia Sądu Okręgowego w Opolu Łukasz Zawadzki, który podkreśla, że „to jest coś niebywałego”.

- „(…) dochodzi do spotkania, podczas którego – jak dowiadujemy się z wpisu pani Katarzyny Augustynek – miały być podjęte czynności zmierzające do debatowania nad toczącymi się postępowaniami karnymi, czyli takimi, w których prokurator już wniósł akt oskarżenia (…) bądź też sprawami, które już prawomocnie się zakończyły, bo główny jęk pani Katarzyny Augustynek sprowadza się do obciążenia fiskalnego jej domowego budżetu, a wynika ono z konsekwencji jej własnych zachowań, które podejmowała w okresie rządów Zjednoczonej Prawicy”

- zauważył.

Sędzia zwrócił przy tym uwagę na inną formę ingerowania w działanie sądów przez władzę wykonawczą, jaką jest manipulowanie składami sędziowskimi.

- „Minister sprawiedliwości nie tylko może kontrolować tok postępowania (…), ale de facto – poprzez manipulowanie składami, co do tej pory w polskiej procedurze było niespotykane – może doprowadzić do realnego wpływu na pożądaną treść decyzji procesowych i finalnie orzeczenia. (…) Nawet potencjalna możliwość ingerencji ministra sprawiedliwości w treść decyzji procesowej sądu wytwarza w opinii publicznej obraz wymiaru sprawiedliwości, który jest manipulowany przez władzę wykonawczą”

- powiedział.

Wracając do wpisu Augustynek, sędzia zwrócił uwagę na użyte przez nią słowo „strategia”.

- „Mamy do czynienia z sytuacją bezprecedensową. Minister sprawiedliwości-Prokurator Generalny, będący przełożonym prokuratora, który wnosi akt oskarżenia do sądu, ma podejmować jakąś strategię – rozumiem: strategię obrończą – w stosunku do pani Katarzyny Augustynek. Jest to kompletne pomieszanie ról. Prokurator Generalny zamierza podjąć – bo tak pisze pani Katarzyna Augustynek – strategię w stosunku do własnego podwładnego, do prokuratora, który zdecydował się wnieść akt oskarżenia (…), a my się dowiadujemy, że ta strategia ma polegać na tym, aby nie zapadały niekorzystne dla takich osób orzeczenia. Coś niebywałego! Z jednej strony [Waldemar Żurek – radiomaryja.pl] działa w ramach ochrony praworządności na mocy przepisów ustawy o prokuraturze, a z drugiej ma – bo tak wynika z wpisu pani Katarzyny Augustynek – zmierzać do tego, aby postawić ją w pozytywnym świetle i doprowadzić być może do uniewinnienia, zdjęcia zarzutów”

- podkreślił.