Stagnacja to dewastacja

Gra w gorący ziemniak. Tak w skrócie można nazwać sprawę Reduty Ordona. Przypomnijmy, że pierwotnie typowano lokalizację szańca na warszawskiej Woli. Badania archeologiczne przeprowadzone w latach 2010-2013 przez Państwowe Muzeum Archeologiczne potwierdziły z całą stanowczością, iż Reduta Ordona zlokalizowana jest u zbiegu ulic Na Bateryjce i Bohaterów Września, na warszawskiej Ochocie. W efekcie przeszukania jednej trzeciej dostępnych terenów Reduty na stanowisku znaleziono łącznie blisko 2,6 tys. zabytków, w tym monety, dewocjonalia, wyposażenie wojskowe i rzeczy osobiste. Co istotne, przebadany teren okazał się jednym wielkim cmentarzyskiem. Szczątki poległych żołnierzy zebrano i zmagazynowano. Po 2013 r. dynamika prowadzonych badań spadła, a Reduta popadała w zapomnienie, chociaż dotychczasowe prace pozwoliły na dokonanie istotnych ustaleń historycznych:

W dwóch tomach opublikowaliśmy łącznie 42 artykuły, z czego część jest archeologicznych, reszta to artykuły historyków, którzy skonsumowali wyniki badań. Urealniono wiele danych dotyczących samej obrony. Historycy opierali się o dokumenty, raporty, które pisze się z pola walki takie, jakie ma dostać dowódca, który je czyta. Okazało się np. że wbrew podkreśleniom znakomitego ufortyfikowania, faktycznie Reduta nie została dokończona. Przebudowywano ją, ale np. nie było w ogóle zwieńczenia, pali wbitych w wilcze doły, ponieważ w zamieszaniu wojennym dostarczono je na inną redutę. W związku z tym Reduta nie była taka, jak powinna wg. planów i to pierwszy element, który wykazaliśmy”

relacjonował w 2017 roku dr Wojciech Borkowski, Wicedyrektor Państwowego Muzeum archeologicznego w Warszawie.

Lokalizacja Reduty Ordona na bazie odkrytego fragmentu jest hipotetyczna, ale prawdopodobna. W jakiejś mierze, oczywiście. Narysowanie granic Dzieła Nr 54 wynikało m.in. z wiedzy na temat ówczesnych fortyfikacji, ale – co jest tajemnicą Poliszynela – także z pewnej poprawności politycznej. Proszę zrócić uwagę, że zaproponowany wpis do rejestru zabytków uwzględnia tu szaniec, którego zasięg idealnie kończy się przed ulicą Na Bateryjce, a wilcze doły dochodzą prawie co do centymetra do płotu pobliskiego meczetu. Gdyby wpisano Redutę inaczej, oznaczałoby to, że budowa meczetu pochłonęła groby powstańców. Tego jednak autorzy wpisu Reduty Ordona nie chcieli suponować, bo teoretycznie zanim wybrano ziemię pod meczet, miał tam być tzw. nadzór archeologiczny...”

dopowiedział Robert Wyrostkiewicz, archeolog z firmy Pogotowie Archeologiczne i uczestnik badań archeologicznych na Reducie Ordona w latach 2011-2013.

Państwowe Muzeum Archeologiczne wystąpiło w ubiegłym roku o pozwolenie na kontynuację prac badawczych i nadal czeka na decyzję, którą Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków zobowiązał się podjąć do 31 marca 2023 r. Jak donoszą media, Reduta w tym czasie stała się spacerniakiem dla psów, dzikim wysypiskiem śmieci, miejscem imprez lokalnej żulerii i parkingiem dla muzułmanów udających się do meczetu. Czy zatem konserwator, niczym biblijny Piłat umywający ręce, skaże Redutę Ordona na niepamięć i dalszą dewastację?

Długa tradycja mecenatu

Przypomnijmy fakt, który pomija się w narracjach dotyczących badań na Reducie. Prace archeologiczne prowadzone w latach 2010-2013 finansowane były przede wszystkim przez inwestora, firmę Tremon z Hiszpanii. Nabywając grunt, deweloper nie miał pojęcia, że stanie się niebawem właścicielem miejsca pełniącego istotną rolę dla polskiej historii. Kiedy sprawa wyszła na jaw, Tremon wyłożył pieniądze na badania. Swoją finansową partycypację w pracach archeologicznych miał też drugi z deweloperów, właściciel kolejnej części terenu Reduty, Dynamic Development.

Nie bójmy się powiedzieć, że dzięki prywatnemu kapitałowi doszło do ujawnienia prawdy historycznej dotyczącej wydarzeń, które rozegrały się tutaj 6 września 1831 roku. Prawdy wzbogacającej wiedzę społeczeństwa, stanowiącej przedmiot dalszych szczegółowych prac oraz opracowań naukowców, archeologów i muzealników. Mecenat ma swoją wielowiekową tradycję. Już w starożytności wspierano zdolnych i fundowano świątynie. Współcześnie wiele firm i instytucji upatruje swoją misję w fundowaniu działań prowadzonych pro publico bono. Ostatnio głośno jest chociażby o genetycznych badaniach polskich władców, które – jak podaje salon24.pl – nie mogłyby się odbyć bez prywatnych środków:

To paradoks, że poznajemy genetyczne pochodzenie naszych królów dzięki prywatnie sponsorowanym badaniom zagranicznym”

czytamy w artykule „Genetycy: Jagiellonowie pochodzili od wikingów”.

Z drugiej jednak strony badania genetyczne odsłaniają prawdę o przeszłości – częstokroć rzucając nowe światło na poczynione dotychczas ustalenia – podobnie jak wszelkie inne badania, które pozwalają nam lepiej zrozumieć naszą historię. Odkrycia historyczne nie mają niższej rangi ze względu na sposób ich finansowania, nie tracą na znaczeniu i doniosłości przez udział kapitału prywatnego. Kapitału, który wyłącznie przez jednostki zakorzenione mentalnie w poprzedniej epoce politycznej i jej specyficznej nomenklaturze słownej nazywany być może bandyckim.

Kooperacja prywatnego kapitału z pracą naukową i badawczą?

Dlaczego nie, skoro przynosi ona obopólne korzyści. Mimo wielu deklaracji składanych przez polityków i przedstawicieli polskiego rządu dotychczas nie znalazły się pieniądze na wykup terenów Reduty Ordona z rąk właścicieli i – nie czarujmy się – raczej się już nie znajdą. Tremon chce sfinansować dalsze badania, w tym ekshumację oraz godny pochówek szczątków żołnierzy wydobytych podczas poprzednich badań i tych, których jeszcze nie odkopano z ziemi. Przedstawiciele firmy mówią wprost o pokryciu kosztów budowy muzeum i mauzoleum, ścieżek edukacyjnych, tarasu widokowego i pylonu oraz sfinansowaniu pamiątkowego muralu historycznego na ścianie jednego z budynków mieszkalnych, by ten – widoczny z Alei Jerozolimskich – informował przejeżdżających o lokalizacji Reduty 54.

A jeśli tak by się stało, to czy jest w tym coś złego?

Jan Ptasznik