Rumuńskie ministerstwo obrony poinformowało o wycofaniu się wojsk amerykańskich stacjonujących w tym kraju. Według udostępnionych przez resort informacji nie było to dla Rumunów zaskoczeniem. Wojska amerykańskie miały zostać wycofane, cytuję: „w ramach przeglądu globalnej pozycji sił zbrojnych USA”. W rzeczywistości należy dodać, że wycofanie się nie jest w pełni poprawnym terminem, ponieważ amerykańskie wojska na wschodniej flance NATO stacjonują głównie na zasadzie rotacyjnej, więc w wypadku wojsk w Rumunii, obecna rotacja się kończy, a nowa po prostu nie przyjedzie.
W Polsce natychmiast pojawiły się komentarze uspokajające opinię publiczną – z Polski żadne amerykańskie jednostki się nie wycofują. Dobry kontakt prezydenta RP z prezydentem Trumpem miał sprzyjać temu, że redukcja sił amerykańskich w Europie nie dotknie Polski. I zapewne po części jest to prawda i w wewnętrznych rozgrywkach politycznych te dobre kontakty w USA zapewne mają znaczenie. Jednak należy się zastanowić, czy rzeczywiście ten fakt, że wojska amerykańskie wycofały się „tylko” z Rumunii jest dla nas pozytywną informacją?
Po pierwsze wschodnia flanka NATO jest systemem naczyń połączonych. Amerykańskie jednostki znajdujące się w Polsce czy innych krajach regionu nie są przeznaczone do obrony wyłącznie tego kraju, w którym stacjonują. Są często przerzucane z jednego państwa do drugiego i w razie ataku wszystkie te siły mogą być szybko przemieszczone w konkretny rejon walk z Polski do Rumunii, czy z Rumunii do Polski. Więc wycofanie się wojsk amerykańskich z jakiegoś państwa regionu obniża poziom bezpieczeństwa całego regionu.
Po drugie należy zdawać sobie sprawy jakie konkretnie siły USA stacjonują w Europie i jakie znajdują się na wschodniej flance. Są to dwie ciężkie brygady wyposażone w czołgi Abrams przy wsparciu jednej brygady artylerii. To są siły stacjonujące na wschodniej flance na zasadzie ROTACYJNEJ. Należy to podkreślić. Jedyne siły, które znajdują się w Europie stale to są dwie lekkie brygady, nieposiadające na stanie czołgów, bazujące we Włoszech i Niemczech. To nie są siły, które same w sobie mogą obronić wschodnią flankę od ataku ze wschodu. W skali tej wojny, która obecnie się toczy za naszą wschodnią granicą, gdzie na froncie działają dziesiątki i setki brygad, dywizji, korpusów, ta amerykańska obecność jest zbyt nieliczna, aby mogła mieć decydujący wpływ na przebieg walk. Może jedynie być dobrym wsparciem dla lokalnych sił polskich, rumuńskich czy państw bałtyckich.
Sens przebywania tych sił w Europie polega na odstraszaniu potencjalnego przeciwnika. Amerykańskie brygady nie mają same w sobie być w stanie obronić nas, jedynie muszą stwarzać zagrożenie dla przeciwnika, iż w razie ataku USA zaangażuje się w walki i wtedy zza oceanu przebędzie cała moc armii USA. Wobec tego odstraszanie amerykańskie w Europie opiera się nie o ilość jednostek stacjonujących w konkretnym kraju, tylko o przekonanie potencjalnego przeciwnika odnośnie determinacji USA do włączenia się do wojny w razie realnego ataku. Należy więc zadać sobie pytanie, czy wycofanie tych nielicznych sił USA, które były obecne w krajach wschodniej flanki sprzyja wzmocnieniu tego odstraszania czy raczej przekonują Rosję, że USA nie zamierzają się zaangażować do konfliktów europejskich? Jest to pytanie retoryczne.
Po trzecie należy podkreślić, że obecność rotacyjna sama w sobie osłabia efekt odstraszania ze strony USA ponieważ w odróżnieniu od obecności stałej, rotacyjną obecność bardzo łatwo jest zwinąć. I sytuacja Rumunii to nam dobrze demonstruje. Wystarczy po prostu nie wysyłać kolejnej rotacji. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że tę demonstrację obserwujemy nie tylko my, ale również i Rosja. I to również samo w sobie jest złym sygnałem, który może przekonać Moskwę, iż siły amerykańskie w centralnej Europie to zjawisko tymczasowe.
Należy uświadomić sobie możliwe konsekwencje polityki amerykańskiej i zdawać sobie sprawę z tego, iż ta polityka prawdopodobnie się nie zmieni. A to oznacza, że Polska nie może sobie już pozwolić myśleć o USA jako o jedynym realnym gwarancie bezpieczeństwa RP. Należy szukać alternatywnych dróg, budować partnerskie stosunki z tymi państwami, które mają podobną do naszej percepcję zagrożeń ze wschodu i być gotowym na sytuację, w której gwarancje USA nie zadziałają tak, jak nam by się chciało. Jeżeli będzie inaczej – będzie to przyjemny bonus. Nie można jednak budować swojej polityki w oparciu o ten jedyny, najbardziej pozytywny ze scenariuszy. Wręcz przeciwnie, w swoich obliczeniach należy się opierać o najczarniejszy ze scenariuszy. Wtedy każdy inny lepszy scenariusz będzie jedynie przyjemną niespodzianką.
01.11.2025, 14:29
Fot. US Army via Flickr / MON via Flickr
Susujew dla Frondy: wojska USA opuszczają Rumunię. Polska potrzebuje alternatywy
Polska nie może sobie już pozwolić myśleć o USA jako o jedynym realnym gwarancie bezpieczeństwa RP. Należy szukać alternatywnych dróg, budować partnerskie stosunki z tymi państwami, które mają podobną do naszej percepcję zagrożeń ze wschodu i być gotowym na sytuację, w której gwarancje USA nie zadziałają tak, jak nam by się chciało.
Mikołaj Susujew/fronda.pl
Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »
