Wbrew powszechnej propagandzie Berlina, Niemcy nigdy nie uregulowały swoich zobowiązań wobec Polski. Straty wojenne oszacowano na ponad 6 bilionów złotych, jednak każde polskie żądanie jest konsekwentnie ignorowane. Komisja reparacyjna pracująca przy rządzie PiS przygotowała w tej sprawie pełną dokumentację, ale nowy rząd Donalda Tuska, zamiast ją egzekwować, unika tematu. Współczesne elity polityczne w Warszawie wolą trzymać się linii Berlina niż dopominać się o sprawiedliwość dla milionów polskich ofiar.

Wiceminister spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk w poprzedniej kadencji rządu wykonał ogromną pracę dokumentacyjną. Złożył oficjalne noty dyplomatyczne i przedstawił dowody na ogrom strat materialnych i ludzkich. Odpowiedź Niemiec? Milczenie i pogarda. Oficjalne stanowisko Berlina wciąż głosi, że „sprawa reparacji została zamknięta”. Co gorsza, politycy pokroju Donalda Tuska czy Radosława Sikorskiego zamiast naciskać na Berlin, publicznie opowiadają o „moralnym długu” — jakby ofiary i zrabowane dobra można było pokryć jedynie pustymi frazesami.

Symbolem tej kosmicznej obłudy staje się najnowszy „kamień pamięci”. Bez żadnych konkretów, bez aktów zwrotu, bez rekompensaty. To tylko wygodna forma „europejskiej pamięci” – tania w produkcji, dobrze wyglądająca w mediach, a politycznie nijaka. Nie ma tam jednak ani zwrotu tysięcy skradzionych dzieł sztuki, ani słowa o reparacjach dla zamordowanych i zniszczonych społeczności, ani refleksji nad milionami Polaków, którzy po dziś dzień nie odzyskali rodzinnych pamiątek, majątków, książek, obrazów, dzieł architektury i kultury.

Co więcej, Niemcy nadal trzymają w swoich muzeach i kolekcjach prywatnych tysiące bezprawnie zagrabionych dzieł sztuki z Polski. Polska wycenia swoje straty kulturowe na ponad 500 tys. obiektów. Tylko niewielki procent z nich wrócił do kraju. Reszta pozostaje za zachodnią granicą, często sprzedawana na aukcjach lub wystawiana w galeriach jako niemiecka własność.

W tym kontekście działalność rządu Tuska i jego współpracowników – w tym prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego – jest nie tylko bierna, ale wręcz sprzyja niemieckiej narracji historycznej, w której Polacy mają być co najwyżej „współofiarami wojny”, a nie narodem ograbionym i zdradzonym. Niewygodne tematy – jak reparacje, kradzieże dóbr kultury, zbrodnie ludobójstwa – są w tej wersji historii zamiatane pod dywan.

Nie możemy jednak pozwolić, by historia została przekształcona w polityczny marketing, a prawdziwa odpowiedzialność – zasłonięta milczącym jak kamień „kamieniami pamięci”. Polacy mają moralne i prawne prawo domagać się zadośćuczynienia. A Niemcy, jeśli naprawdę chcą uchodzić za kraj sprawiedliwy i odpowiedzialny, muszą w końcu przestać ukrywać się za gestami i rozpocząć realne działania. Póki to nie nastąpi – każdy kolejny kamień lub nawet pomnik będą tylko i wyłącznie kolejnym symbolem hipokryzji.

Zenon Witkowski