Po raz pierwszy od 14 lat od zdobycia kanadyjskiego GP w 2009 r. Robert dołączył do elitarnego klubu zwycięzców Le Mans i wyścigu F1 – jedynym innym kierowcą, który tego dokonał we współczesnych czasach, jest Fernando Alonso.
Wyścig rozpoczął się od 13. miejsca na starcie. Pierwsza część należała do Phila Hansona. Gdy w kokpicie pojawił się Kubica, znacząco podniósł tempo, wykorzystując swoje doświadczenie z F1.
W kluczowym momencie, na kilkadziesiąt okrążeń przed metą, objął prowadzenie. Potrafił utrzymać przewagę nawet po ostatnim pit-stopie, zdobywając zwycięstwo z ponad 14-sekundową przewagą nad drugą ekipą.
Kubica dołączył do ekipy, w której znaleźli się debiutujący w Le Mans Yifei Ye – pierwszy Chińczyk, który zwyciężył tę legendarną imprezę, oraz Phil Hanson z Wielkiej Brytanii. Razem zdobyli AF Corse, a Ferrari osiągnęło trzecie kolejne zwycięstwo w Le Mans z różnymi składami.
To zwycięstwo ma wyjątkowy wymiar. Kubica wrócił – po wypadku, rehabilitacji i powrocie do F1 w 2019 r. jego miejsce na najwyższym stopniu podium w Le Mans nabiera także znaczenia symbolicznego. Jak ujął to sam kierowca: „To, co zawsze chcieliśmy osiągnąć – udało się. Trzy różne składy, trzy różne zwycięstwa. Jesteśmy zasłużeni”.
Dla polskiego motorsportu, to moment przełomowy. Pierwszy Polak, który wygrał klasyczny Le Mans, to wydarzenie porównywalne z sukcesem Kubicy w F1. Rajdowiec stanie się Inspiracją dla wielu młodych zawodników z jego historią powrotu i triumfu po dramatycznym wypadku – to przykład determinacji i siły psychicznej.