Jak informuje dziennik ekonomiczny Kommiersant, powołując się na raporty Roszdrawnadzoru, rosyjskiej agendy rządowej zajmującej się monitoringiem sytuacji w zakresie zaopatrzenia w farmaceutyki oraz środki ochrony osobistej, w tamtejszych aptekach i hurtowniach jest obecnie 19,75 mln maseczek, co oznacza, że na jedną przypada 7,08 Rosjanina. Sytuacja się znacznie poprawiła w porównaniu z tym co było na koniec marca. Wówczas jedna maska przypadała na 140 obywateli Federacji Rosyjskiej. Te dane pozwalają w zasadzie zakończyć dyskusje nad kwestią czy Moskwa była przygotowana do wybuchu pandemii. Jest to o tyle dziwne, że granicę z Chinami zamknięto stosunkowo wcześnie, a pierwsze, nieliczne jeszcze przypadki infekcji, odnotowano w styczniu. Podobnie szybko do Wuhan pojechała misja rosyjskich naukowców, którzy chcieli zapoznać się z sytuacją na miejscu. Co prawda Rosjanie niewiele, a właściwie nic nie uzyskali, co zresztą wywołało chwilowe napięcia na linii Moskwa – Pekin, ale tym bardziej wydaje się dziwne, dlaczego władze rosyjskie tak słabo przygotowały się na nadciagające zagrożenie.

Ale to nie jedyne intrygujące dane, jakie zaczęły napływać z Rosji w ostatnim czasie. Otóż z opublikowanych informacji wynika, że z punktu widzenia liczby zgonów miniony kwiecień należał w Moskwie do zdecydowanie najgorszych. Zmarło 11 846 osób. Średnia w ostatnim dziesięcioleciu wynosi 9 866 zgonów w kwietniu. Takie porównanie, zdaniem wielu światowych epidemiologów, choć też mające swoje wady jest najlepszą miarą rzeczywistej śmiertelności pandemii Covid-19 z tej prostej przyczyny, że pozwala uniknąć dyskusji, trwających zresztą w wielu krajach świata na temat metodologii liczenia tych którzy zmarli w jej wyniku. Gdyby odnosić liczbę tegorocznych zgonów w rosyjskiej stolicy tylko do roku ubiegłego, to różnica wynosi 2 100 osób, podczas gdy oficjalne statystki ofiar Covid-19 raportują o 600 zmarłych. Oznaczałoby to, że ujmują one około 1/3 wszystkich.

Co ciekawe podobną proporcję dostrzec można w danych opublikowanych oficjalnie w Czelabińsku na Uralu, gdzie w wyniku pandemii zmarły 3 osoby, ale kolejnych 7 zgonów spowodowanych zostało, jak napisano, z powodu innych przypadłości u osób, których testy na infekcje wirusem dały wynik pozytywny. Jak powiedział mediom Sergiej Timonin z moskiewskiej Wyższej Szkoły Ekonomii w Rosji, celem ustalenia przyczyn zgonu, przeprowadza się autopsję, tak jest nawet w 70 % przypadków, podczas gdy w Europie Zachodniej tego rodzaju postępowanie mam miejsce jedynie w 10 % zgonów. I zgodnie z oficjalnymi zaleceniami Ministerstwa Zdrowia w sytuacji kiedy nie ma oczywistych, związanych z pandemią Covid-19 zmian np. w płucach, zmarły nawet mimo pozytywnego wyniku testu nie jest zaliczany do grona jej ofiar.

Podobną rozbieżność między liczbą osób zmarłych w wyniku Covid-19 a tych, które zeszły z tego świata z innych przyczyn, choć też miały infekcję dziennikarze odkryli w trzech innych regionach Rosji. Wszystko na podstawie danych oficjalnych. Gdyby obie grupy połączyć, to w Swierdłowsku liczba ofiar pandemii wzrosłaby o 233 %, w Saratowie o 200 % a w Riazaniu o 60 %. Moskwa jest też ciekawym przypadkiem. Oficjalne statystyku mówią o tym, że w rosyjskiej stolicy zmarło od początku pandemii w jej wyniku 956 osób, co stanowi tylko 35 % wszystkich zgonów osób z potwierdzoną infekcją koronawirusem. Tego rodzaju polityka jest, na co zresztą powołują się władze, zgodna z metodologia Światowej Organizacji Zdrowia, która jest w tym zakresie dość nieprecyzyjna i umożliwia zarówno takie podejście jak w Belgii, gdzie wszyscy u których potwierdzono infekcję kwalifikowani są jako jej ofiary oraz takie jak w Rosji.

Nie zamyka to jednak innej kwestii podnoszonej przez rosyjskich dziennikarzy. Czy można, pytają oni, wierzyć też tym podawanym przez władze informacjom. I jest co do tego wiele wątpliwości. Aleksandr Vaniukow, chirurg w Moskiewskim Szpitalu Klinicznym nr 52 powiedział mediom, że wątpi w oficjalne statystyki, skoro u niego w wyniku Covid-19 umiera dziennie od 10 do 20 osób, a takich szpitali jak ten w którym pracuje w rosyjskiej stolicy jest 20.

Niezależnie od tego czy uznamy, że oficjalne statystyki zgonów są wiarygodne czy też nie, to wydaje się, że w Rosji w świetle oficjalnych zaleceń za ofiary pandemii uznaje się około 1/3 osób, które w innych krajach są tak kwalifikowane. A to by oznaczało, że licząc na milion mieszkańców wskaźnik liczby zgonów dla Federacji Rosyjskiej wynosi obecnie około 40, a nie 13. To i tak znakomicie lepiej niż w Wielkiej Brytanii, Francji czy Stanach Zjednoczonych, jednak w porównaniu z państwami Europy Środkowej sporo gorzej.

Wydaje się zatem, że Rosja, wbrew oficjalnej narracji wcale nie okazała się państwem lepiej przygotowanych do pandemii i lepiej sobie z nią radzącym. Dlaczego tak się stało zastanawiają się dziennikarze niezależnego portalu Projekt, którzy opisują polityczne rozgrywki na początku pandemii. Ich zdaniem władze w kluczowym miesiącu, czyli w marcu, kiedy należało zacząć szybko wprowadzać niezbędne ograniczenia były zajęte polityczną kampanią związaną ze zmianami w konstytucji. Przygotowania do zaplanowanego na 22 kwietnia referendum, którymi kierował Sergiej Kirijenko, główny kremlowski polittechnolog, szły pełną parą. Wydrukowane były już plakaty, powołane zespoły agitatorów, którzy na ulicach rosyjskich miast mieli namawiać ludzi do głosowania na „tak”, w tym do poparcia konstytucyjnego zabiegu, który miał pozwolić Putinowi na dwie kolejne kadencje prezydentury. Pandemia była ostatnią rzeczą, o której myślano na Kremlu w tych dniach. Jeden ze wspierających władze blogerów powiedział dziennikarzom, że kiedy w marcu zaczął publikować alarmistyczne teksty związane z nadciągającym zagrożeniem, to zaraz dostał z Kremla, z biura Kirijenki, telefon „aby nie przesadzał”. Pierwotne plany były nawet takie, aby kwarantannę w Rosji wprowadzić od 23 kwietnia, czyli w dzień po zapowiedzianym referendum. Wszystko zmieniło się 24 marca kiedy Putin w towarzystwie mera Moskwy Sobianina (pamiętna wizyta rosyjskiego prezydenta w skafandrze przypominającym strój kosmonauty) odwiedził szpital kliniczny na Kommunarkie, gdzie od jego szefa Denisa Procenko usłyszał, że w Rosji wszystko zmierza w stronę scenariusza włoskiego, a nawet gorszego. Wtedy nastąpiła zmiana politycznych planów, mimo, że jeszcze 17 marca Putin spotykał się z Ellą Pamfiłową szefową Centralnej Komisji Wyborczej i rozmawiali na temat przeprowadzenia referendum. Jednak przełom jaki nastąpił po wizycie w szpitalu i rozmowie Putina z Procenko nie oznacza, że wszechmocna administracja Kremla zajęła się przygotowywaniem kraju do walki z pandemią. Wolna rękę dostał mer Moskwy Sobianin, który, jak piszą dziennikarze „w panice” zaczął ogłaszać ograniczenia i środki mające zatrzymać jej rozprzestrzenianie się. Ale jego aktywność, głównie w mediach, na Kremlu, w politycznym zapleczu Putina, wywołała zaniepokojenie, że Sobianin, który jest jednym z bardziej wpływowych w Rosji polityków a w przeszłości był szefem administracji prezydenckiej, chce się wylansować na pandemii. Taki pogląd wydawał się uprawnionym w świetle zarówno statystyki medialnych wystąpień Sobianina, jak i tego, że zaczął on być notowany w rankingach popularności polityków. To wywołało nie tylko pytanie „w co gra Sobianin” na które część moskiewskich klanów władzy udzielało odpowiedzi, że chce skierować kraj „na Zachód”, ale również nakazywało wypracowanie nowej strategii politycznej dla Putina. Trzeba było znaleźć medialno – państwową formułę tego jak Władimir Putin ma funkcjonować w czasie pandemii, z jakim przesłaniem wystąpić do narodu, jak spowodować, aby na zagrożeniu rosyjski prezydent zyskał, a nie stracił. Ostatecznie pod koniec marca kremlowscy technolodzy władzy opracowali model działania w czasach pandemii rosyjskiego prezydenta, ale błędy już popełniono (np. ogłoszenie dni wolnych od pracy i kwarantanny dopiero po słonecznym weekendzie, który Rosjanie wykorzystali na organizowanie wycieczek, pikników i grillów) i energia, inwencja i niezmiernie potrzebny wówczas czas został wykorzystany nie na przygotowanie kraju do Covid-19, a obozu władzy do tego jak radzić sobie w nowej sytuacji. Rosja straciła kilka tygodni, kiedy trzeba było podejmować decyzje hamujące rozwój pandemii. Błędy popełnione w marcu i na początku kwietnia, np. krytykowana przez specjalistów zgoda aby z Moskwy wyjechało do siebie do domu setki tysięcy pracujących w rosyjskiej stolicy pracowników tymczasowych, doprowadziły do rozlania się pandemii po całej Rosji. I w efekcie jej ogniska są dziś praktycznie w każdym podmiocie Federacji Rosyjskiej.

Tak w praktyce wygląda przygotowanie autorytarnego reżimu do walki z pandemią. Kiedy należało podejmować kluczowe dla kraju decyzje Putin i jego otoczenie zajęci byli innymi, politycznymi, kwestiami. Cenę za to zapłaci cały kraj. Zobaczymy jak wysoką.

Marek Budzisz