W artykule o semantycznym kapitulanctwie myśli konserwatywnej wobec nowego "liberalnego" totalitaryzmu zapowiedziałem przytoczenie kilku przykładów działania owego totalitaryzmu, albo - żeby być precyzyjnym - totalitarnych wątków we współczesnych "liberalnych" demokracjach. Oto one.


Na przełomie 2016/17 roku Francuskie Zgromadzenie Narodowe uchwaliło "liberalną" ustawę (uwaga! zacytuję jej opis za przychylną tej ustawie "liberalną" Gazetą Wyborczą) przewidującą surowe kary za odstraszającą "dezinformację" w sprawie przerywania ciąży, m.in dlatego, że cytowane świadectwa kobiet wszystkie bez wyjątku przedstawiają aborcję w jednoznacznie negatywnym świetle. A to dopiero zbrodnia! - twierdzić, że ludzi, którzy się jeszcze nie urodzili nie wolno zabijać, bo też mają prawo do życia. Za głoszenie takich poglądów i zniechęcanie do zabijania nienarodzonych muszą grozić surowe kary, bo przecież takich poglądów ani obrony nienarodzonych ludzi wolność słowa obejmować nie może. "Liberałom" nie wystarcza samo mordowanie nie urodzonych jeszcze ludzi; zakazane musi być samo przedstawianie tego procederu w jednoznacznie negatywnym świetle, żeby sumieniom nie dać szansy na przebudzenie. Co innego przedstawianie tego procederu w świetle jednoznacznie pozytywnym. Taki pogląd, jako po orwellowsku równiejszy wolno jak najbardziej głosić. Taka jest obecnie "wolność" i "równość" w "liberalnej" Francji.

W marcu zeszłego roku opisywaliśmy (TUTAJ), jak w sąsiedniej Hiszpanii zakazano głoszenia nieprawomyślnego hasła o tym, że Chłopcy mają penisy. Dziewczynki mają waginy w kontrze do prawomyślnego Są dziewczynki z penisami i chłopcy z waginami. To drugie oczywiście można było głosić bez przeszkód. To z kolei "równość" i "wolność" w "liberalno-demokratycznej" Hiszpanii.

W styczniu b.r. tzw. Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł, że jeśli szwajcarskie szkoły chcą uczyć np. siedmiolatki stosunku płciowego na specjalnych zestawach z pluszowymi waginami i penisami, to rodzice nie mają nic do gadania, bo taki jest wymóg "liberalnego" systemu edukacyjnego. Nie jest jasne, czy w "liberalizmie" samym rodzicom wolno mieć własne zasady moralne, ale o zasadach wpajanych dzieciom decyduje "liberalne" państwo. W ten sposób tzw. Trybunał Praw Człowieka widzi prawa człowieka-rodzica.

Jednak szwajcarscy rodzice powinni właściwie się cieszyć, że nie wylądowali w więzieniu, jak to się zdarza rodzicom niemieckim, którzy nie godzą się na lekcje homo-seksu dla swoich dzieci. Z kolei ci posadzeni w "liberalnym" więzieniu rodzice niemieccy są w lepszej sytuacji niż rodzice amerykańscy, których nastoletnich synów szkoła umieszcza w gejowsko-heteryckich sojuszach (gay-straight alliances) kojarząc w pary z gejowskimi mentorami, a faktycznie wystawiając ich jako łowną zwierzynę homoseksualnym drapieżcom. Zwyczajni rodzice mogą być przerażeni, jednak w "liberalnej" narracji takie wprowadzenie młodego człowieka w świat homoseksu i zdestabilizowanie jego genderu, choć przypomina stan psychotycznego rozpadu osobowości ... musi wywoływać także wyzwalające skutki, [kiedy] uwolnione ciało może realizować nienormatywne pragnienia. (tak opisuje to gej i teoretyk queer Jacek Kochanowski w Socjologii Seksualności). Rodzice "liberalni" mogą być szczęśliwi z takiego "wyzwolenia" swojego dziecka, a nie-"liberalni" muszą(?) się z tym pogodzić.

"Liberalna" konwencja stambulska (obowiązująca także w Polsce) zaleca w art. 12. zmianę społecznych i kulturowych wzorców zachowań kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia zwyczajów, tradycji i innych praktyk opartych na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn. "Liberalna" "wolność" nie polega przecież na tym, żeby ludzie żyli sobie tak jak im się podoba, żeby matka stereotypowo zachowywała się jak matka, a ojciec jak ojciec. Trzeba społeczeństwo poddać wykorzeniającej stereotypowe zachowania resocjalizacji. Pamiętamy tę "liberalną" "wolność": ja drugoj takoj strany nie znaju, gdie tak swobodno dyszet czeławiek - głosiła sowiecka pieśń z czasów największego rozkwitu Gułagu.

To jednak nie wszystko. "Liberalna" konwencja każe również promować na wszystkich etapach (oczywiście "liberalnej") edukacji niestereotypowe role genderowe, i forsować je także w ramach nieformalnego nauczania, jak również w ramach działalności sportowej, kulturalnej i rekreacyjnej oraz w mediach. Nie ma gdzie schować dziecka przed tą "liberalnie" totalitarną edukacją, bo rodzice oczywiście nie mają nic do gadania. A kto właściwie ma określić, które zachowania są stereotypowe i mają podlegać wykorzenieniu? Zapewne jakiś "liberalny" Goering, który powie, że o tym co jest stereotypowe decyduję ja.

Uniwersytet Warszawski gościł kilka lat temu konferencję na temat uroków kazirodztwa (w tym głębokich, miłosno-erotycznych relacji ojców i synów), sado-masochistycznych związków typu fem-dom (tzn. z kobiecą dominacją, w których często stosowanym narzędziem jest męski pas cnoty) oraz wielu innych praktyk opartych na niestereotypowych rolach kobiet i mężczyzn.
Jak wiemy, "liberalna" konwencja stambulska nakazuje takie praktyki promować kosztem wykorzenianych praktyk stereotypowych. Stąd zrozumiała gościnność "liberalnego" rektora "liberalnego" uniwersytetu.

"Liberalna" gościnność nie jest jednak dla każdego. Kiedy Polskę odwiedziła amerykańska działaczka pro-life Rebecca Kiessling, rektor UW Pałys wraz z podobnie "liberalnym" rektorem UJ Wojciechem Nowakiem we wspólnym stanowisku odmówili zgody na jej wykład na zarządzanych przez siebie uczelniach. Prelegentka przecież otwarcie zapowiadała, że zamierza wesprzeć dążenia do wykreślenia z ustawy możliwość legalnego przerwania ciąży w przypadku, gdy jest ona wynikiem gwałtu. Ich Magnificencje określili to jako działalność jawnie lobbystyczną i propagandę (uzasadnienie wciąż do przeczytania TUTAJ). Rzeczywiście, wyrażanie poglądów w sprawach publicznych często oznacza poparcie takich czy innych rozwiązań legislacyjnych, a do tak straszliwego nadużycia wolności "liberalni" rektorzy "liberalnych" uczelni nie mogli przecież dopuścić. Przecież w uniwersyteckich murach nikt nigdy żadnych ustaw nie popiera (sarkazm).

"Liberalne" uniwersytety od lat kształcą kadry nowego totalitaryzmu. Wśród nich rośnie liczba "liberalnych" hunwejbinów genderyzmu, co stopniowo przekłada się na kadrę nauczycielską w szkołach. Kończąc pracę w rządzie PO-PSL Małgorzata Fuszara zapowiedziała we wrześniu 2015 r. zmasowany nasz atak na wydziały pedagogiki. Ten atak trwa i dotyczy nie tylko wydziałów pedagogiki. Od polityków, ale i od społeczeństwa zależy czy będą się temu biernie przyglądać.

Grzegorz Strzemecki

>>>Przeczytaj pierwszą część tekstu<<<