Śledzimy uważnie to co dzieje się na Białorusi, ale jak na to patrzą rosyjskie elity? Jakie konsekwencje, w ich odczuciu, będą miały zbliżające się wybory prezydenckie i do czego doprowadzi ta widoczna już gołym okiem fala społecznego ożywienia, buntu i sprzeciwu wobec rządów Aleksandra Łukaszenki. Od razu trzeba powiedzieć, że rosyjskie media, w przeciwieństwie do polskich, o niebo bardziej interesują się sąsiednim krajem i tym co się na Białorusi dzieje. W Rosji wydarzenia w Mińsku, Brześciu, Grodnie czy Witebsku to temat pierwszych stron, co oczywiście dość boleśnie obnaża nasz brak zainteresowania i tłumaczy brak wpływów, czy choćby narzędzi pozwalających głębiej analizować białoruską sytuację. W Rosji jest zupełnie inaczej. O Białorusi się dyskutuje, to co się tam dzieje podlega analizie, a wnioski jakie są wyciągane dają częściowy obraz nastrojów w jakim obecnie znajdują się rosyjskie elity.

Sergiej Markow, współpracujący z Kremlem politolog napisał w ubiegłym tygodniu na swej stronie facebookowej, że „te same państwa, które obaliły Jakunkowycza przygotowują się do obalenia Łukaszenki”. Jego zdaniem podobnie jak w przypadku Ukrainy, scenariusz może wyglądać następująco – najpierw Łukaszenka zostanie oszukany i wybierze drogę zbliżenia do Zachodu, podobnie jak Janukowych przed Majdanem. A kiedy już osłabnie na tyle, że nie będzie mógł przeciwstawić się narastającej presji, zwłaszcza, że flirt z Zachodem zablokuje mu drogę do pojednania z Rosją, nastąpi finalny etap, czyli obalenie Baćki. Efektem będzie zainstalowanie na Białorusi „rusofobskiej dyktatury” jak w kremlowskiej nowomowie określa się rządy państw z przestrzeni postsowieckiej, które nie chcą słuchać poleceń Moskwy. Wzywa przy tym, choć nie precyzuje co dokładnie ma na myśli, do tego aby Rosja była przygotowana na każdy możliwy scenariusz.

Nieco później, ale tego samego dnia, rosyjski politolog wrócił do kwestii pisząc, że istnienie realistyczne wyjaśnienie pojawienia się Wagnerowców w Mińsku. Otóż jego zdaniem miał to być sygnał wysłany z Moskwy do Łukaszenki, że sytuacja jest poważna i nie należy jej lekceważyć. Areszt oznacza odpowiedź w stylu „poradzę sobie sam bez waszej pomocy”. Tym nie mniej Markow jest przekonany, że 10 sierpnia podjęta zostanie próba obalenia Łukasznki, podobnie jak to miało miejsce na Ukrainie. Ale odmiennie niźli w Kijowie, ani Łukaszenka ani Moskwa nie mają zamiaru bezczynnie przyglądać się temu co się będzie działo, a to, w opinii kremlowskiego polit-technologa oznacza, że umowny Zachód władzy nad Białorusią nie zdobędzie.

Inni rosyjscy eksperci piszący na temat białoruskich wydarzeń nie są już tak optymistycznie nastrojeni. I tak dziennik Niezawisimaja Gazieta w specjalnym odredakcyjnym komentarzu, który ukazał się na niecały tydzień przed 9 sierpnia jest zdania, że aresztowanie Wagnerowców w Mińsku jest faktyczna deklaracją rozwiązania wspólnego rosyjsko – białoruskiego państwa a wzajemne stosunki nie wrócą już do poprzedniego stanu. Trudno bowiem liczyć na przywrócenie status quo ante w sytuacji, kiedy władze zaprzyjaźnionego państwa publicznie rzucają oskarżenia na Moskwę, że ta próbowała zorganizować przewrót. Zdaniem redakcji stan relacji białorusko – rosyjskich jest uważnie obserwowany w innych stolicach przestrzeni postsowieckiej i to co się już wydarzyło będzie miało destrukcyjny wpływ dla rosyjskich interesów. Pragmatycznie nastrojone rządy państw Azji Środkowej, z których niektóre już orientują się otwarcie na Chiny, a niektóre na Stany Zjednoczone i Turcję uznają „bunt” Łukaszenki za oznakę słabości Moskwy, ostateczne potwierdzenie kurczenia się świata rosyjskich wpływów i wyciągną z tego jedyne możliwe wnioski obierając kurs na większą niezależność. Konsekwencją tego będzie wielce prawdopodobny uwiąd czy wręcz likwidacja skonstruowanej przez Moskwę Unii Euroazjatyckiej.

Sergiej Strokań, komentator dziennika ekonomicznego Kommiersant, napisał, że stosunki Rosji i Białorusi osiągnęły punkt z którego nie ma już powrotu do starych czasów. Zwraca on uwagę, że po raz pierwszy w relacjach między Rosją a Mińskiem pojawił się temat „moskiewskiej ręki” i jej negatywnego wpływu na sytuacje wewnętrzną. To oznacza zmianę języka i rozumienia sytuacji w całej przestrzeni postsowieckiej. Komentator dziennika pisze, a jego artykuł jest na czele listy najpopularniejszych w ostatnim tygodniu opublikowanych tekstów, że „prezydent Białorusi faktycznie wziął Rosjan jako zakładników politycznych, czego żaden światowy przywódca nie odważyłby się uczynić i tym samym wszedł w niewypowiedzianą wojnę z Rosją.” W związku z tym nie ma powrotu do starych relacji nie dlatego, że Łukaszenka tego nie chce, bo on może zmienić zdanie, ale Moskwa nie może pozwolić sobie na uznanie tego co zaszło za wydarzenie mało istotne. Z jej perspektywy aresztowanie Wagnerowców w Mińsku jest wręcz kwestią fundamentalną, bo teraz można poważnie utrzymywać, że Rosja nie ingeruje w wybory w państwach Zachodu, jeśli coś wręcz przeciwnego twierdzi największy rosyjski do tej pory sojusznik? „Aleksander Łukaszenko, świadomie lub mimowolnie, wręczył królewski prezent każdemu po drugiej stronie geopolitycznych barykady, kto od dawna poważnie mówi o długich „rękach Moskwy”, które można dotrzeć w każdym kraju i wtrącają się w wszędzie w wewnętrzną politykę, jeśli tylko Kreml tego potrzebuje.”

Znany rosyjski politolog i komentator polityczny Dmitrij Drize jest zdania, że „Białoruś i Rosja to już nie sojusznicy”. Warto przytoczyć konkluzję jego komentarza będącą też w gruncie rzeczy oceną skuteczności polityki Kremla. „Wniosek nasuwa się sam: Łukaszenka jest obecnie znacznie gorszy dla Rosji niż nawet najbardziej prozachodni przywódca opozycji. W ciągu ostatniego roku lub dwóch próbowali go wychować, a nawet wywrzeć presję, pozbawiając dochodów. Skończyło się na tym, że po prostu wziął i ogłosił Rosję swoim głównym wrogiem. I próbuje ogłosić się głównym obrońcą Zachodu przed roszczeniami dawnego imperium.”