Po zaledwie 45 sekundach walki Carini musiała pożegnać się z marzeniami o olimpijskim medalu i zapewne w obawie o własne zdrowie w starciu z silnie bijącym, o czym przekonała się w poprzedniej rundzie niemiłosiernie poobijana meksykańska zawodniczka - pięściarzem z Algierii uczestniczącym na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w turnieju kobiet, Włoszka poddała pojedynek rezygnując z dalszego udziału w nierównej walce.
„Włoszka Carini po serii ciosów poprosiła o przerwę i było po wszystkim. Włoszka po walce zalała się łzami i ważne odnotowania - nie podała ręki rywalce. Wymowne” – napisał w mediach społecznościowych ekspert związany ze sportami walki Maciej Turski.
„Wielkie brawa dla Włoszki, że postanowiła nie uczestniczyć w tym cyrku. Hańba ludziom, którzy do tego dopuścili” – skomentował jeden z internautów.
„Mężczyźni po zmianie płci w sporcie to nadal są genetycznie mężczyźni. Na Igrzyskach poprawność wygrywa ze zdrowym rozsądkiem i... zdrowiem zawodniczek” – podkreślił w jednym ze swoich wcześniejszych wpisów Turski.
Jak przypomniał ekspert związany ze sztukami walki, wspomniany Khelif, który obija zawodniczki na trwających Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu jeszcze w ubiegłym roku nie został dopuszczony do kobiecych mistrzostw świata ze względu na „zbyt wysoki poziom testosteronu, złe wyniki testów płciowych”.
„A gdzie zdrowie KOBIET?” – dopytywał Maciej Turski.