Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Jak ocenia Pan, jako osoba przez wiele lat związana z Marszem Niepodległości, akcję prokuratorsko - policyjną wymierzoną w Roberta Bąkiewicza?

Marian Kowalski: Według mnie to żenujący pokaz głupoty obecnego rządu. Oni pewnie myślą, że jak się naśle policjantów, to nikt nie przyjedzie na Marsz Niepodległości. To jest oczywiście bzdura, bo pamiętamy pierwsze marsze i wtedy stosunek ówczesnych władz był także niechętny.

Gdyby tak naprawdę ci tuskowcy chcieli doprowadzić do tego, żeby Marsz Niepodległości był - powiedzmy - skromniejszy, to swój patronat nad nim powinien ogłosić Trzaskowski i powiedzieć, że sam przyjdzie. Może wtedy część osób rzeczywiście by się zniechęciła.

To jest po prostu pruski dryl, pruskie metody. Myślą, że jak czegoś zabronią to my się przestraszymy. Ci ludzie doskonale wiedzą, że to nie zadziała, a mimo to idą w zaparte.

Czy zbieżność roku 2018, czyli 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę jest przypadkowa?

Myślę, że tak, bo ten incydent był w zasadzie taki, że nikt o nim nie słyszał, że tam ktoś komuś krzyczał, coś groził. Pytam więc, jeżeli to była groźba karalna, to gdzie jest ta osoba, która się poczuła zagrożona? Nie wiemy nawet, czy ktoś taki był. Nie wiadomo kto krzyczał, nie wiadomo do kogo krzyczał, ale podobno krzyczał. 

Gdyby naprawdę była intencja wykrycia jakiegoś niebezpiecznego incydentu i jego sprawców, to policja powinna zająć się spaleniem samochodu TVN-u, czy budki pod ambasadą rosyjską. No bo te incydenty naprawdę były. Problem w tym, że odbyły się w obecności policjantów i różnych służb, czyli mogłoby się okazać, że sprawcami byli ci, którzy mieli zabezpieczać przestrzeganie prawa na imprezie. No to byłby przecież samobój. Chce się pokazać, że tam się działy rzeczy złe, podczas gdy te złe rzeczy były inicjowane przez ówczesne władze. Tego powiedzieć nie mogą, więc próbują wymyślić taką historię z rzekomymi groźbami karalnymi. Rzecz jasna, że nic z tego nie wyjdzie, bo jak mówię, nie słyszałem, żeby ktoś tam był w charakterze poszkodowanego, więc można tylko niszczyć zamki i tupać, stukać, ale to jest tak zwane bicie piany, pokazujące jednocześnie, że ten rząd próbuje odwrócić uwagę od realnych problemów.

Uważam nawet, że w tym rządzie powinien znaleźć jakiś ślusarz w charakterze ministra do spraw przywracania praworządności. To byłby najlepszy obraz tej ekipy.

Rząd Tuska coraz zajadlej atakuje działaczy szeroko pojętej prawicy. Czy mamy do czynienia z kolejną sztuczką ręki kuglarza? Czy uważa Pan, że to próba zamaskowania diametralnie pogarszającej się sytuacji ekonomicznej w kraju, wzrostu bezrobocia i inflacji i anulowania tych wszystkich korzystnych dla Polski inwestycji? Czy tego typu akcje służą jedynie odwróceniu opinii publicznej od tych działań?

Z jednej strony oczywiście tak, ale z drugiej strony pamiętajmy, że zapleczem koalicji 13 grudnia są skrajnie lewackie organizacje, tak zwane pozarządowe, które kiedy tylko mogły to występowały w charakterze prowokatorów na Marszach Niepodległości. One w istocie były finansowane przez władze Warszawy i od dawna stanowią zaplecze Platformy Obywatelskiej. Im też muszą dać jakąś pożywkę. Pokazać, że władza wreszcie rozprawia się z „naziolami”. No to trzeba zadowolić tych wszystkich tzw. aktywistów. Więcej ministrów już nie da się mianować, ponieważ kolejni byliby jeszcze bardziej pozbawieni walorów intelektualnych i moralnych od obecnych, co tylko kompromitowałoby ten rząd.

W istocie te tzw. organizacje pozarządowe - doskonale to wiemy - to zbieranina lewackich próżniaków, którzy żyją z pieniędzy zagranicznych sponsorów i samorządów. Muszą się wykazać wobec swoich zwolenników. Słuchałem ostatnio w radio, jakiejś działaczki stowarzyszenia Nigdy Więcej. Była bardzo zadowolona z akcji bodnarowców i mówiła, że na Marszach Niepodległości wielokrotnie były atakowane osoby LGBT, niezależni dziennikarze i że głoszono hasła rasistowskie.

No to ja poproszę o podanie haseł rasistowskich i nazwiska atakowanych osób. Gdyby rzeczywiście tak było i ktoś byłby poszkodowany, to już dawno mielibyśmy procesy. Najśmieszniejsze było to, że w TVN-ie akurat wczoraj oglądałem obrazki z dawnych Marszów Niepodległości i wśród haseł rzekomo o charakterze nacjonalistycznym pokazano baner z napisem „Trzecia Droga”. Ja przypomnę „Trzecia Droga” to było jedno z haseł przedwojennego ONR-u.

No to jeżeli „Trzecia Droga” to hasło nazistowskie, kim jest Pan Hołownia? W dziwnym świecie stawia PO swoich koalicjantów. Skoro „Trzecia Droga”  to hasło nacjonalistyczne, no to chyba ktoś inny powinien się tłumaczyć, a nie organizatorzy Marszu Niepodległości.

Czy paliwa politycznego w postaci rozliczania PiS wystarczy Tuskowi na długo? Jego najwięksi akolici zapewne są całkowicie odporni na jakąkolwiek krytykę Tuska, ale co z bardziej umiarkowaną częścią rządowego elektoratu? Czy możliwe są jakieś przetasowania na scenie politycznej?

Wszystko zależy od tego jak długo zwolennicy Tuska, ci którzy rzeczywiście wierzyli, że jak on dojdzie do władzy to im się poprawi sytuacja materialna, będą tolerować nic nierobienie tego rządu. No bo realne kwestie, tak jak powiedzmy ta nieszczęsna składka zdrowotna, czy kwota wolna od podatku, czy dobrowolny ZUS - to mnie najbardziej śmieszy, że ktoś wierzył w takie fantasmagorie, a o tym zupełnie nic się nie mówi, prawda? Ja bym nie ufał ekipie, która obiecywała mi poprawę sytuacji finansowej, a w istocie doprowadziła mnie do bankructwa. To życie weryfikuje szczerość takich polityków.

Powiem szczerze, że gdyby się okazało, że rzeczywiście ksiądz Olszewski kradł pieniądze, że jeździł luksusowym samochodem, że ci kolejni ministrowie rządów Prawa i Sprawiedliwości dorobili się majątków, że w meblach się znalazły jakieś duże pakiety gotówki, no to może by ta propaganda działała, ale na razie nic takiego nie ma.

Bąkiewiczowi na przykład zabrali telefon i musieli go oddać. Zabrali też laptopy. Kuriozalne!

Laptopy mieli dawać uczniom na nowy rok szkolny, a tu się okazuje, że jedyne co zrobili z laptopami to ukradli je Organizatorom Marszu Niepodległości. To takie radio Erywań na miarę tej ekipy.

Zmienię nieco temat. Niedawno Sławomir Mentzen jako pierwszy ogłosił swój start w wyborach prezydenckich. Jak ocenia Pan jego kandydaturę i szerzej, jego środowisko polityczne, jako jednego z głównych potencjalnych koalicjantów PiS?

Powiem tak, że ja już od dawna miałem wątpliwości co do szczerości intencji niektórych składników Konfederacji. Po prostu znam tych ludzi od dawna. Wiadomo, że tak długo jak była potrzebna im ta jedność, żeby wejść do Sejmu, to ta jedność była.

Przypomnę, że jak byłem wiceszefem Ruchu Narodowego, to Unia Polityki Realnej weszła do Ruchu Narodowego. Mało tego, ja byłem zwolennikiem współpracy Ruchu Narodowego, gdy był jeszcze partią samodzielną rosnącą w siłę, czyli za poprzednich rządów Tuska z „korwinistami”. Wtedy mnie moi koledzy – Bosak i inni - nazywali liberałem i posądzali o zdradę. Wtedy właśnie był pierwszy kryzys uchodźczy i wszyscy mieliśmy podobny stosunek do tego problemu.

Jednego dnia w Warszawie byłem rano u korwinistów na manifestacji w tej sprawie, a potem w południe na manifestacji ONR-u mówiłem, że w tej kwestii musimy działać razem. No to wtedy mnie tam odsądzano od czci i wiary, ale jak trzeba było zostać posłami, to już byli w zgodzie. Także to jest pewnego rodzaju cynizm, a co najmniej pragmatyzm.

Pan Mentzen natomiast bardziej w zasadzie sam się zgłosił niż został wyłoniony, czyli wyszedł przez szereg. Ja uważam, że to będzie tak jak z moimi wyborami prezydenckimi. Po prostu część konfederatów nie tylko odmówi mu pomocy przy kampanii, ale będzie robiła wszystko, żeby pan Mentzten osiągnął gorszy wynik niż Krzysztof Bosak. Tego właśnie się spodziewam.

Natomiast mam niestety coraz więcej podejrzeń, że część liderów Konfederacji robi wszystko co może, żeby żadna prawica nigdy nie przejęła władzy w Polsce. Oni sami nie mają na dzień dzisiejszy takiego potencjału, żeby stworzyć rząd. Cały czas twierdzą, że „PiS – PO jedno zło”, o czym świadczy oświadczenie Bosaka po włamaniu do siedziby Marszu Niepodległości. Rola Giertycha, jaką odegrał jako wicepremier i szef Ligi Polskich Rodzin oraz obecnie - to potwierdza. Robią wszystko, żeby żadna prawica - bardziej czy mniej umiarkowana, czy zdecydowana - nie przejęła władzy. Nie wszyscy oczywiście zdają sobie z tego sprawę, że taki jest cel tych głównych wodzirejów, ale niestety twierdzę, że tak jest naprawdę.

Jak ocenia Pan decyzję PKW o odrzuceniu sprawozdania finansowego PiS? Czy Sąd Najwyższy Pana zdaniem uchyli tę decyzję?

Ja oczywiście tego nie wiem, ale wszyscy możemy podejrzewać, że czy uchyli czy nie uchyli, to i tak klucz do pieniędzy ma minister finansów, a on bimba sobie na sąd. Osobiście byłem zawsze przeciwnikiem finansowania partii politycznych za pośrednictwem rządu i uważałem, że partie powinny być utrzymywane przez swoich zwolenników. Wtedy po pierwsze politycy musieliby utrzymywać kontakt ze swoimi zwolennikami, słuchać ich i partia byłaby żywa. Niestety w obecnym systemie widzimy, że często zabrakło chęci albo powodów, dla których także Prawo i Sprawiedliwość musiało by sięgać po opinię swoich zwolenników. Na przykład w sprawie tej nieszczęśliwej piątki dla zwierząt czy składki zdrowotnej. Gdyby politycy na co dzień obcowali ze swoimi zwolennikami, to być może uniknęliby takich fatalnych w skutkach decyzji. Widać także, że zbiórka, która ruszyła, już przyniosła pewne owoce, czyli to działa. Pokazała to także sprawa Telewizji Republika, która jest zasilana wyłącznie przez swoich widzów. Widać, że można osiągnąć sukces, jeśli się daje ofertę rzetelną. Ludzie chcą uczestniczyć w wielkich projektach. Natomiast finansowanie, tak jak mówię, za pośrednictwem rządu było najlepszą drogą, jak widzimy, do powrotu do systemu quasi-autorytarnego. Także próg wyborczy  doprowadził do takiej sytuacji, gdy Prawo i Sprawiedliwość ma trudności z pozyskaniem koalicjanta. To jest szkodliwe dla Polski i mam nadzieję, że teraz Prawo i Sprawiedliwość zaproponuje, jeśli potrafi nawiązać relacje ze swoimi wyborcami, likwidację subwencji i dotacji.

Pozostańmy troszeczkę przy tym rynku mediów. Jak już Pan powiedział, Telewizja Republika odniosła spektakularny sukces. Ostatnio nawet przebiła TVN w jakimś jednym notowaniu. Pojawiła się także telewizja w Polsce24, która też ma bardzo dobre notowania. Czy myśli Pan, że powstanie jeszcze jedna, dwie, może trzy? Czy jest jeszcze miejsce na kolejną większą telewizję prawicową?

Nie ode mnie to należy, ale ja osobiście jednak wolałbym, żeby nie było konkurencji w tym momencie pomiędzy takimi stacjami, żeby sobie nie odbierały widzów i nie próbowały  robić rozmaitych przykrości. Uważam, że jest miejsce na to, żeby te telewizje poszerzały swoją ofertę i zagospodarowywały potencjał, który jeszcze mamy na rynku i dziennikarskim i tak zwanym celebryckim. Są ludzie, których można jeszcze zaangażować do projektów już istniejących.

To jest szansa na stworzenie takich stacji, które zaspokoją potrzeby szeroko rozumianego, prawicowego widza, nie wszyscy przecież interesują się wyłącznie publicystyką. Są tacy, którzy oczekują dobrych filmów, dobrej muzyki, albo nawet rozmów osób, które mają coś ciekawego do opowiedzenia o historii, albo problemach współczesnego świata, którzy nie są politykami. No bo ile jeszcze można tworzyć kanałów w internecie, w których ktoś rozmawia z kimś? Mamy szansę na tworzenie prawdziwych telewizji o dużym zasięgu, o szerokiej ofercie.

Czy wobec tak ogromnych kłód, jakie koalicja 13 grudnia rzuca pod nogi obecnej opozycji, możliwa jest konsolidacja szerszego elektoratu wokół Zjednoczonej Prawicy?

Oczywiście, że tak. Kilka lat temu wraz z innymi byłymi działaczami Ruchu Narodowego zaproponowaliśmy PiSowi współpracę.  Na początku oferta była przyjęta entuzjastycznie, a potem umarła. To było przykre, bo wielu moich kolegów to byli ludzie z doświadczeniem, aktywni jeszcze od lat dziewięćdziesiątych, doskonale rozumiejących ideę narodową.

Z różnych powodów odeszli z Ruchu Narodowego albo w ogóle do niego nie wchodzili. Nie zostali zagospodarowani. Uważam, że Prawo i Sprawiedliwość powinno być zainteresowane  tworzeniem nowej partii reprezentującej rolników. Pan Ardanowski cieszy się dużym autorytetem na wsi. Byłem na blokadach teraz i dawniej i wiem, że trzeba doprowadzić do sytuacji, gdy Prawo i Sprawiedliwość będzie mogło mieć koalicjantów, ale - uwaga - koalicjantów, a nie wasali. To właśnie Prawo i Sprawiedliwość powinno pielęgnować, bo PiS na przykład nie ma na dzień dzisiejszy oferty dla rolników, a to oni są w największych opałach. Nie ma też propozycji dla drobnych przedsiębiorców. Takich ludzi nie może zagospodarować Petru, broń Boże, bo to będzie ze szkodą dla nich samych. Niestety szeroko rozumiana idea narodowa jest opanowana  przez szarlatanów. Ci wykorzystują po pierwsze naiwność, po drugie brak wiedzy historycznej, zwłaszcza młodszych patriotów. Dochodzi do paradoksów, gdy koleś z szalikiem Narodowych Sił Zbrojnych wygłasza jakieś prorosyjskie dyrdymały.

Czyli tu jest dużo do zrobienia, ale jak mówię, przede wszystkim lider na szeroko rozumianej Prawicy, czyli Prawo i Sprawiedliwość powinno zdawać sobie sprawę z tego, że nie karny aparat jest siłą partii, lecz społeczne poparcie i o nie trzeba zbiegać. Natomiast przedstawiciele karnego aparatu okazują się czasem cynicznymi karierowiczami, bezideowymi zupełnie i niestety wielu zwolenników Prawa i Sprawiedliwości jest przez to zniechęconych do tej partii, bo z takimi ma do czynienia w terenie.

Uprzejmie dziękuję Panu za rozmowę.