Dlaczego zwróciłem uwagę na ten OSINTOwski projekt. Bo to najbardziej konserwatywny sposób liczenia strat. Każdy z tych żołnierzy jest znany z imienia, nazwiska, są zdjęcia, co do większości znane są okoliczności w których zginęli. Czyli to są najbardziej twarde dane co do strat armii rosyjskiej jakie tylko mogą istnieć. Oprócz tego OSINT oczywiście nie może sięgnąć każdej wiadomości i też nie każdy żołnierz doczekał się nekrologu. Poza tym, Rosjanie jak dobrze wiemy niezbyt dbają o zwrot ciał i godny pogrzeb dla swoich żołnierzy. Pola Donbasu są pełne niezidentyfikowanych ciał Rosjan. Pozycyjny charakter wojny z wielokilometrową strefą śmierci, która utrudnia ewakuację ciał, również sprzyja sytuacji, w której te ciała leżą tam przez bardzo długi czas. Więc procent osób "zaginionych" po stronie rosyjskiej zawsze był i jest duży. Jaki konkretnie, tego nie wiemy. No ale przyjmijmy bardzo konserwatywnie że ok 30% strat osintowcom ucieka. Jakby wtedy wyglądały rosyjskie straty w tej wojnie ?

W październiku zginęło 10360 żołnierzy. Dodajmy do tego 30% i wyjdzie ok 13500. Medycynę pola walki w XXI wieku trudno porównywać z tą z czasów Drugiej Wojny Światowej. W czasie wojny Rzeszy ze Związkiem Sowieckim, ten ostatni średnio tracił 3 rannych do jednego zabitego. Załóżmy tak samo bardzo konserwatywnie, że Rosjanom pod tym względem nie zmieniło się nic z czasów ostatniej wojny światowej. Wtedy okaże się, że w październiku straty rosyjskie licząc zabitych i rannych sięgnąć musieli ok 54 000 żołnierzy. Straty we wrześniu są prawie na tym samym poziomie jak i w październiku. Jeżeli weźmiemy średnie straty w tym roku to wychodzi ok 32 000 miesięcznie zgodnie tej metody, którą przyjąłem wyżej. Albo prawie 384 tyś. rocznie. Powtórzę, że bierzemy tutaj najbardziej konserwatywny sposób liczenia tych strat jaki jest tylko możliwy.

Dużo to jest czy mało? W Afganistanie zginęło ok. 15 000 żołnierzy w ciągu 10 lat wojny. W obu wojnach w Czeczenii zginęło według rosyjskich źródeł ok 9500 żołnierzy. Ale ciekawe jest inne porównanie. Jeżelibyśmy wzięli średnie straty Armii Czerwonej w roku 1944 w stosunku do ogólnej liczby żołnierzy w tej armii i porównali z rosyjską armią w walkach o Donbas to by się okazało, że Rosja dziś ponosi porównywalne straty w proporcji do stanu jej obecnych sił zbrojnych. Są to straty na poziomie 2-3% miesięcznie. Przypomnę, że w roku 1944 z tymi stratami Armia Czerwona przemaszerowała spod Kijowa do rejonu Warszawy i rozgromiła Grupę Armii Środek Wehrmachtu. Rosja w 2025 roku pokonała 12 i 19 km na flankach miasta Pokrowsk. Rosja poniosła absurdalnie wysokie straty w stosunku do sukcesów jej armii.

Możemy długo mówić o tym jak potężna jest Rosja i jak nieistotne dla niej są straty ludzkie, ale zadajmy sobie pytanie, jaka jest różnica pomiędzy Pierwszą Wojną Światową, gdzie Rosja poniosła ogromne straty, a Drugą Wojną Światową, gdzie traciła jeszcze więcej żołnierzy? Dlaczego pierwsza zakończyła się dla Rosji wojną domową, a druga nie? Bo druga dała Rosjanom poczucie triumfu i zwycięstwa nad wrogiem. A pierwsza nie dawała w zamian nic podobnego i dlatego zakończyła się rokiem 1917 i wojną domową. Rosjanie rzeczywiście są gotowi poświęcać się na wojnie i są dość odporni na duże straty. Ale tylko wtedy, jeżeli w zamian otrzymują poczucie wielkości tego ich imperium i jeżeli lider prowadzi ich do zwycięstwa. Pytanie, które sobie zadaję, jak długo można udawać, że zajęcie kolejnych wiosek czy nawet miast powiatowych każde z których trzeba szturmować przez wiele miesięcy i lat ... to jest ten wymarzony przez Rosjan triumf?