„Wierzy im czy cynicznie ich wykorzystuje dla klików i pieniędzy?” – głosi okładka nowego numeru „Newsweeka”, ilustrowana zdjęciem Rymanowskiego. Tygodnik sugeruje, że prowadzący program „Rymanowski Live” zaprasza do swoich rozmów osoby podważające oficjalne narracje m.in. w kwestiach zdrowia, polityki czy gospodarki, by „żerować na sensacji”.
Tymczasem reakcja opinii publicznej była natychmiastowa. Komentatorzy, dziennikarze i internauci stanęli w obronie twórcy, uznając atak za przejaw cenzorskich zapędów mediów głównego nurtu, albo – jak kto woli – „głównego ścieku”.

Magdalena Ogórek skomentowała na portalu X: „Przerażenie w ‘Newsweeku’, bo na naszych oczach trzeszczy i rozpada się ich monopol na ‘jedynie słuszne poglądy’.”
Z kolei Krzysztof Stanowski, założyciel Kanału Zero, zauważył krótko: „Rymanowski jest dziś znacznie większy niż Newsweek.”

Publicysta Rafał Ziemkiewicz podsumował sprawę dosadnie: „Tracący od lat publiczność tygodnik chce się podlansować atakiem na influencera, który ma zasięgi wielokrotnie przebijające jego nakład.”

Rymanowski: „Wolność słowa. Albo jest, albo jej nie ma.”

Sam Bogdan Rymanowski nie pozostał dłużny. W odpowiedzi opublikowanej w mediach społecznościowych przypomniał, że dziennikarstwo to nie ideologiczny filtr, lecz otwarta przestrzeń wymiany poglądów.

„Każdy zasługuje na wysłuchanie. Żadni ‘policjanci myśli’ nie mogą dyktować dziennikarzowi, kogo może, a kogo nie może zapraszać. Wierzę w zdolność moich widzów do samodzielnego myślenia. Wolność słowa – albo jest, albo jej nie ma” – napisał.

Na końcu dodał krótko: „Dopiero się rozkręcam.”

Strach przed nowymi mediami

Według dziennikarza Leszka Kraskowskiego, krytyka ze strony „Newsweeka” to nie przypadek. Jego zdaniem wpływ Rymanowskiego na opinię publiczną staje się realnym zagrożeniem dla tradycyjnych mediów.

„Słynny wywiad, jakiego udzielił Donald Tusk Bogdanowi Rymanowskiemu, mógł wpłynąć nawet na wynik wyborów prezydenckich” – ocenił Kraskowski.

Prawnik Bartosz Lewandowski zauważył natomiast, że Rymanowski pozostaje jednym z niewielu dziennikarzy, którzy zachowali niezależność i nie starają się przypodobać żadnej ze stron sporu politycznego:

„To dziennikarz przez duże ‘D’, którego fajnie się ogląda, bo nie daje odczuć widzom, jakie sam ma poglądy. Przejdzie do historii pytaniem, po którym cała Polska dowiedziała się, że premier 37-milionowego kraju opiera się na wiedzy celebryty.”