Fronda.pl: Panie Marszałku, Roman Giertych, były lider Młodzieży Wszechpolskiej, związany przez lata z Ruchem Narodowym, znalazł się na listach Koalicji Obywatelskiej w ramach jednego obozu politycznego z postkomunistami czy środowiskami skrajnie proaborcyjnymi. Ta obecność Giertycha w KO jeszcze dziwi czy była ona już jak najbardziej spodziewana w kontekście spektakularnej metamorfozy politycznej Giertycha, której możemy się przyglądać od kilkunastu lat?

Marek Jurek (były Marszałek Sejmu, były wiceprezes, poseł i eurodeputowany PiS, założyciel Prawicy Rzeczypospolitej): Jak widać, łatwiej mu pogodzić się z panowaniem kontrkultury śmierci niż z poparciem społecznym dla Jarosława Kaczyńskiego. Od lat szukał swego miejsca po stronie liberalnej opozycji i to na jej politycznie skrajnym, najbardziej antyrządowym, skrzydle. Myślałem jednak, że będzie w tym wszystkim chciał zachować przynajmniej osobistą tożsamość. Inni politycy, którzy stawali po tamtej stronie, a nie deklarowali liberalnych poglądów, znaleźli się w końcu w Koalicji Polskiej. Ta koalicja po fuzji z ruchem Szymona Hołowni też jest w bardzo dwuznacznej sytuacji, ale ci, którzy znaleźli się tam wcześniej, począwszy od Marka Biernackiego, przynajmniej szukali własnej drogi. Niektórzy po prostu odeszli z PO, jak Bogusław Sonik.

Giertych przed laty kreował się na polityka o bardzo twardych, prawicowych poglądach. Jednak po rozpadzie koalicji PiS z LPR i Samoobroną zaczął zdecydowanie odpływać na lewy brzeg, ewidentnie zbliżając się do środowisk liberalno-lewicowych. Skąd Pana zdaniem wzięła się ta, zdumiewająca wtedy jednak dla wielu, przemiana tej postaci? I jak ocenia Pan rolę Romana Giertycha w III RP?

Roman Giertych reprezentował wtedy taki groteskowy nacjonalizm, który wyżywa się głównie w zwalczaniu innych Polaków. Pamiętam jak zapowiadał rozliczenie wszystkich, którzy wprowadzili Polskę do Unii Europejskiej. Ja nie miałem powodu czuć się tym dotknięty, bo występowałem i głosowałem przeciw akcesji. Ale zapytałem go czy zamierza zwykłych Polaków rozliczać z ich głosowania. Dziś poglądy zmienił, ale rozliczać chce dalej.

Na przełomie 2006 i 2007 roku, jako Marszałek Sejmu a zarazem wiceprezes PiS podjął się Pan próby uzyskania, bardzo często w nieoficjalnych, kuluarowych negocjacjach z posłami nie tylko koalicyjnych: PiS, LPR i Samoobrony, ale również PSL czy PO, poparcia dla projektu konstytucyjnej gwarancji ochrony życia. Ta próba, mająca naprawdę całkiem realną szansę na sukces, została wówczas dość brutalnie storpedowana przez zdecydowaną większość ówczesnego PiS, z braćmi Kaczyńskimi na czele. Roman Giertych, jak i cała LPR tego wsparcia za to jednogłośnie udzielili. Jednak Giertych wyszedł wtedy jednocześnie z projektem postulującym konstytucyjny zapis o pełnej ochronie życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Pan wówczas, w kategoriach politycznych, ocenił tamto działanie Romana Giertycha krytycznie, gdyż ów projekt LPR był w tamtej konfiguracji sejmowej absolutnie nierealizowalny, a jednocześnie osłabił on poparcie PO dla sygnowanego przez Pana projektu. Jak by Pan ocenił tamto działanie Giertycha z perspektywy czasu, gdy dziś znajduje się on na listach formacji, której lider postawił każdemu, kto się na niej znalazł ultimatum w postaci otwartego poparcia dla rozszerzenia dopuszczalności abortowania dzieci poczętych do 12 tygodnia ich życia?

Inicjatywa miała dwa źródła. Jednym był list intelektualistów katolickich, apelujących o podjęcie tej sprawy przez Sejm. Rzecz wyszła od środowiska „Christianitas”, zasięg miała szerszy, ale zakładała od początku budowanie szerokiego poparcia, a najpierw – przygotowanie opinii. Drugim źródłem i to tym, które bezpośrednio popchnęło sprawę, była poprawka do prezydenckiej ustawy o zmianie konstytucji, umożliwiającej realizację procedury europejskiego nakazu aresztowania. To był czysto formalny wymóg współpracy europejskiej, dziś już na pewno wicepremier Giertych nie jest przeciw. Ale wtedy jego środowisko przedstawiło poprawkę do poprawki, precyzując brzmienie art. 38, dodając do prawa do życia „od poczęcia”. Oczywiście było to całkowicie nieproceduralne, bo wniosek o zmianę konstytucji musi poprzeć 92 posłów, LPR miał o wiele mniej. Trzeba złożyć wniosek, a nie poprawkę do nowelizacji mającej inny konstytucyjny przedmiot. To była raczej obstrukcja, akcja na aferę, jałowa demonstracja zakładająca niewiedzę prawną szerszej opinii.

Ale skorzystałem z tej okazji, wziąłem sprawę w swoje ręce, zaproponowałem w Konwencie Seniorów porozumienie – LPR wycofuje się z obstrukcji wobec wniosku prezydenckiego, ale w zamian za to inne kluby nie będę przeszkadzać swoim posłom w podpisywaniu formalnego wniosku o zmianę Konstytucji. I to był sukces. Wniosek podpisała 1/3 Sejmu, a za podjęciem prac głosowało prawie ¾ posłów, dokładnie biorąc 72 %. Robiłem więc dalej wszystko, by – patronując temu przedsięwzięciu – zbudować dla niego jak największe poparcie. Ale tu zaczęła się dwustronna obstrukcja. PiS zaczął przynosić rozmywające sprawę projekty prezydenckie, których jakość życzliwi sprawie prawnicy ocenili bardzo krytycznie. Roman Giertych natomiast oświadczył – żadnych zmian w jego projekcie. Ja starałem się prowadzić prace w spokoju, w nastroju moralnej i konstytucyjnej powagi, kierownictwo PiS je kontestowało, a LPR robiła wszystko, żeby z tak szerokiej inicjatywy parlamentu zrobić partyjną demonstrację. Ale nadzwyczajna komisja sejmowa (które stale udzielałem wsparcia) wypracowała swą własną via media, bardzo zresztą dobrą. Zaproponowała zmianę w art. 30, otwierającym rozdział II Konstytucji, więc w optymalnym miejscu. Chodziło o to, żeby znajdujące się tam stwierdzenie, że źródłem wszystkich praw i wolności człowieka jest jego przyrodzona godność uzupełnić precyzacją „przysługująca każdemu od poczęcia”. To nie była żadna nowa norma, ale po prostu implementacja Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 28 maja 1997 roku.

Zaproponowałem Jarosławowi Kaczyńskiemu i Romanowi Giertychowi, żeby wycofali swoje partykularne projekty i skupili się wokół wniosku komisji. Obaj, z różnych pozycji, twardo odmówili. Dziś Roman Giertych deklaruje się jako zwolennik aborcyjnych „kompromisów”, ale wtedy odrzucał nawet nie kompromis, ale formułę, która mogła zbudować optymalną większość. I zbudowała. Za głosowało 60 % posłów, przeciw 22 %. Zamęt, który wokół sprawy tworzono – zmniejszył poparcie wobec poprzedniego. Ale i tak stało się na lata zarówno znakiem rewitalizującym społeczne poparcie dla prawa do życia i pokazującym determinację jego obrońców. Znakiem całkiem praktycznym. I przypomnę, że udało się wtedy uniknąć większych kontrowersji społecznych, mimo, że próbowano je wzniecać. Nastrój moralnej powagi udało się utrzymać. Niestety, w budowaniu tej większości wicepremier Giertych częściej mi przeszkadzał niż pomagał.

Przed laty, gdy wraz z Romanem Giertychem byliście jeszcze członkami jednego obozu koalicyjnego, Pan był Marszałkiem Sejmu z ramienia PiS, on wicepremierem z LPR, udzielił Pan wywiadu prasowego, w którym na pytanie, czy ceni Giertycha: odpowiedział: „Napiszcie, że cenię Macieja” [ojca Romana Giertycha, również posła LPR - red.]. Czy Giertych już wtedy nie był dla Pana politykiem wiarygodnym?

Nie pamiętam już tamtego wywiadu, ale miałem nadzieję, że problemy działalności Romana Giertycha wynikają trochę z temperamentu, trochę ze specyficznej metody politycznej, którą w końcu zmieni. Jej istotą, stałym motywem jego działalności, była agresja. Jałowa dodam. Mówiłem o liczbach, które udało nam się osiągnąć. Pamiętam, jak po tym 72 % wyjściowym poparciu dla poprawki konstytucyjnej, LPR wykorzystał pierwszy pretekst, by zaatakować posłów popierających zmianę Konstytucji, ale którzy ulegali naleganiom kierownictwa PiS i nie głosowali za przejściem od razu do pierwszego czytania. Poseł Wierzejski, najbliższy współpracownik Romana Giertycha, umieścił ich wszystkich, chwilę po tym jak w ważniejszych niż proceduralne głosowania byliśmy razem, na odczytanej publicznej „liście śmierci”. Ciekawe czy teraz umieści tam swojego ówczesnego przywódcę. Mówię to z żalem, bo ta metoda atakowanie wszystkich naokoło jest kompletnie jałowa i co więcej (a mówię to na podstawie bardzo długiego doświadczenia politycznego) nie jest żadnym dowodem ideowego maksymalizmu tych, którzy się nią posługują.

cdn…