Oto niezwykła historia związana z ujawnieniem treści siódmego objawienia. Można by nieomal sądzić, że poznaliśmy zawartość tego objawienia „zupełnie przypadkowo”. Ale przecież – jak mawiał św. Jan Paweł II – „w chrześcijaństwie nie ma przypadków”.
Był wieczór, 30 kwietnia 2007 roku. W kościele pod wezwaniem Najświętszego Sakramentu w Hanceville (stan Alabama, USA) doszło do niezwykłego spotkania kapłana określanego przydomkiem „Fatima Priest” i pewnej portugalskiej lekarki. Ten ksiądz to Robert Fox, założyciel Apostolatu Rodzin Fatimskich (Fatima Family Apostolate), pozostający wiele lat w bliskich kontaktach z Siostrą Łucją, a także z ks. Luisem Kondorem – wicepostulatorem sprawy beatyfikacyjnej fatimskich pastuszków, z rektorem sanktuarium w Fatimie ks. Luciano Guerrą, z ks. Mirosławem Drozdkiem i z innymi najważniejszymi postaciami Fatimy. Jego rozmówczynią była 57-letnia Branca Paul z Coimbry. W spotkaniu tych dwojga nie byłoby nic szczególnego, gdyby nie fakt, że pani Paul przez ostatnie piętnaście lat życia Siostry Łucji była jej osobistym lekarzem, odwiedzającą ją niemal codziennie i wiele z nią rozmawiającą. Branca Paul jest dla nas ważnym świadkiem, była bowiem obecna przy śmierci ostatniej wizjonerki z Fatimy. Okazuje się, że w celi Siostry Łucji pozostała też chwilę dłużej niż inni...
Spotkanie Roberta Foxa i Branki Paul trwało dwie i poł godziny. W pewnym momencie rozmowa zeszła na temat ostatnich chwil życia Siostry Łucji. Wtedy lekarka wspomniała o zapiskach wizjonerki, jakie odkryła w jej celi po śmierci. Chodzi o osobisty dziennik, w którym pani Paul znalazła słowa opisujące siódme objawienie.
Nie znamy szczegołów tej rozmowy (zarejestrowanej przezornie przez ks. Foxa na taśmie filmowej). 13 maja 2007 roku ks. Fox upublicznił wiadomość o rewelacjach przekazanych mu przez lekarkę Siostry Łucji i zapowiedział, że obszerne fragmenty wywiadu ukażą się w czerwcowo-lipcowym numerze jego biuletynu „Fatima Family Messenger”. Gdy jednak wyszedł on spod pras drukarskich, okazało się, że na próżno szukać tam jakiejkolwiek wzmianki o Brance Paul i siódmym objawieniu fatimskim. Dlaczego? Najlepiej będzie, gdy odpowiedzi na to pytanie udzielimy na końcu.
Mimo bardzo skąpych informacji, jakie dotarły do mediów, w środowiskach związanych z Fatimą zawrzało. Nic dziwnego, ujawnienie informacji o notatkach Siostry Łucji dotyczących siódmego objawienia jest przecież wydarzeniem historycznym. To bardzo ważna wiadomość, stanowi bowiem dowód na to, że Matka Najświętsza spełniła swą obietnicę i rzeczywiście przyszła do Cova da Iria po raz siódmy.
Zapytajmy od razu – w duchu posłuszeństwa Kościołowi – czy rzeczywiście mamy prawo mówić o „ujawnieniu” prawdy o siódmym objawieniu w Fatimie? Nie słyszymy o tym z ust przedstawicieli Kościoła, ale od prywatnej osoby, która w dzień jej śmierci przekartkowała notatki Siostry Łucji, z pewnością nieprzeznaczone do upublicznienia. Dziennik Siostry Łucji był najprawdopodobniej pisany z polecenia jej spowiednika i przeznaczony wyłącznie dla niego, by pomoc mu rozeznać drogi, którymi Bóg pragnie prowadzić jego niezwykłą penitentkę. To, co Siostra Łucja miała powiedzieć światu, było przez nią spisywane wbrew jej woli; zmuszał ją do tego nakaz władz kościelnych. Tylko jeden raz sama Siostra Łucja prosiła o opublikowanie swych refleksji nad orędziem fatimskim (chodzi o wydane w 2001 roku Apele orędzia fatimskiego). Kto zna duchowość wizjonerki, ten wie, że była ona nie tylko bardzo ostrożna w wypowiedziach, ale wręcz pełna lęku, by coś, o czym nie należy głośno mówić, nie zostało „wykradzione” i upublicznione. To dlatego tak bardzo nie chciała spisać treści tajemnicy fatimskiej... Uległa dopiero na wyraźne polecenie samej Matki Najświętszej. To dlatego też wizjonerka pozostała do końca bardzo powściągliwa wobec Branki Paul, która próbowała się z nią zaprzyjaźnić i zachęcić do zwierzeń. Okazuje się, że osobista lekarka Siostry Łucji nic nie wiedziała o objawieniach, jakie miała jej pacjentka. Wiemy o nich z listów wizjonerki, z uśmiechów będących odpowiedzią na pytania odwiedzających ją biskupów czy wreszcie ze wspomnień jej współsióstr – świadków rożnych „cudów” dziejących się wokół Siostry Łucji.
Branca Paul nie została przez nią wtajemniczona w jej życie duchowe.
Usłyszeliśmy coś nowego na temat siódmego objawienia... Nie jest to jednak oficjalne ujawnienie kolejnej prawdy o Fatimie. Będzie tak dopiero w dniu, gdy autorytety kościelne ujawnią treść zapisków Siostry Łucji i jej dziennika, do których nikt z zewnątrz nie ma dostępu. Z chwilą śmierci Siostry Łucji jej cela została zaplombowana, a rękopisy przekazane do Watykanu.
Nie mamy powodów, by kwestionować ujawnioną przez ks. Foxa informację. Wprawdzie Branca Paul nie zdążyła nam powiedzieć zbyt wiele, ale jednak – jak zaraz zobaczymy – fakty, które znamy skądinąd, zdają się pasować do tego „puzzle” wykradzionego z celi Siostry Łucji.
„Łucja miała wówczas czternaście lat” – powiedziała o siódmym objawieniu Branca Paul.
Jeżeli siódme objawienie fatimskie miało miejsce, gdy Siostra Łucja miała czternaście lat, to Matka Boża ukazałaby się jej pomiędzy marcem 1921 a marcem 1922 roku.
Co wiemy z pism Siostry Łucji? Otóż to objawienie miało miejsce po śmierci Franciszka i Hiacynty, kiedy w Cova da Iria nie było już śladu po skalnym dębie (wyciętym gałązka po gałązce przez pielgrzymów na relikwie), stała natomiast mała kaplica, która do dziś jest świadkiem modlitw czcicieli Matki Bożej Fatimskiej. Wiemy, że młoda Łucja udała się do Cova da Iria, by szukać rady w modlitwie. Poszła szukać tam światła z Nieba i pociechy Niepokalanego Serca Maryi, czuła się bowiem zagubiona, słysząc, że biskup polecił jej opuścić rodzinną Fatimę i wyjechać do dalekiego Porto, by w ten sposób ukryć ją przed ludźmi nieustannie szukającymi z nią kontaktu i wypytującymi o wszystkie szczegóły objawień fatimskich.
Najprawdopodobniej objawienie miało miejsce wiosną 1921 roku. Wtedy bowiem ksiądz proboszcz poinformował matkę Łucji, że ma zabrać ze sobą córkę i udać się do miasteczka Olival. Tam chciał się z nią spotkać wikariusz generalny diecezji fatimskiej.
Początkowo matka Łucji kategorycznie odmawia. Droga jest daleka, a ona nie cieszy się dobrym zdrowiem. Ostatecznie jednak wyraża zgodę – nie chce, aby ksiądz wikariusz był niezadowolony z jej odmowy. Po namyśle postanawia podzielić podroż na trzy dni. Pierwszego dnia chce dojść do wsi Soutaria, gdzie przenocuje u znajomej, Dony Emilii. Następnego dnia uda się do Olival, do księdza wikariusza, by po rozmowie z nim znowu powrócić do Soutaria, spędzić tam jeszcze jedną noc i o świcie wyruszyć w drogę powrotną do rodzinnego Aljustrel. Schorowaną kobietę czekały trzy dni podroży. Ale matka Łucji stwierdziła, że „podejmie tę ofiarę z miłości do Boga, a wówczas może Bóg jej pomoże”.
Jak wyglądała podroż matki i córki? Siostra Łucja wspomina: „Maria Rosa wyznaczyła dzień wymarszu i obie ruszyłyśmy pieszo drogami i kamienistymi ścieżkami, przecinając góry, pola i ciche wzgórza, gdzie słyszałyśmy tylko brzmienie naszych własnych głosów odmawiających różaniec (…). Od czasu do czasu siadałyśmy na przydrożnym kamieniu, by mama mogła trochę odpocząć…”. A gdy jacyś znajomi proponowali im gościnę, Maria Rosa odmawiała, mówiąc, że podejmuje ten trud „z miłości do Boga”.
Ileż mamy tu świętych wątków! Jest wolny czas wykorzystany na modlitwę – bo cóż lepszego można robić podczas wędrówki, jak chwalić Pana i błagać Matkę Najświętszą o opiekę? Jest też i gotowość do składania świadectwa, bo oto matka Łucji korzysta z nadarzających się okazji, by mówić o swej miłości do Boga, która pozwala jej z radością przyjmować cierpienie towarzyszące wędrówce.
Okazało się, że ksiądz wikariusz występował w imieniu biskupa. Prosił, by Łucja nie jechała do Lizbony ani do Santarem, dokąd rodzina planowała wysłać dziewczynkę do szkoły. Biskup chciał, by wizjonerka udała się do Porto, gdzie podjęłaby naukę w szkole prowadzonej przez siostry zakonne.
Matce Łucji nie podobał się ten pomysł. Kwestia zamieszkania Łucji w Lizbonie lub Santarem została już uzgodniona, miasta te były znane, ludzie w nich przyjaźni. Porto wydawało się miastem obcym i dalekim. Ale właśnie dlatego biskup wybrał Porto: „gdyż nikt nie zna tam Łucji”. I znów po wysunięciu ludzkich argumentów Maria Rosa odwołała się do swej wiary. Powiedziała, że „skoro prosi o to sam biskup i bierze za to odpowiedzialność… wyraża zgodę”.
A co na to wszystko czternastoletnia wówczas Łucja? „Wolałabym pojechać do Lizbony, ale by uczynić to, o co prosi Jego Ekscelencja Biskup, i podporządkować się temu, co mówi matka, pojadę do Porto”. Potem wytłumaczyła matce swą niełatwą decyzję – zgodziła się, „ponieważ biskup reprezentuje Boga”.
Znów nadarzyła się sposobność do złożenia Bogu ofiary. Czy można było jej nie wykorzystać? Zresztą, jak się miało później okazać, zgoda Łucji była wpisana w Boże plany – najpierw zaowocowała jeszcze jednym spotkaniem z Matką Najświętszą – ujawnionym w 2007 roku „siódmym objawieniem”. Okazało się też, że objawienia w Fatimie zostały uznane przez Kościół w dużej mierze dzięki pobytowi Łucji w Porto. Biskup miał możliwość poznać bliżej wizjonerkę i upewnić się co do autentyczności jej świadectwa…
Zakończmy naszą opowieść uwagą, że droga powrotna była dla matki Łucji tak ogromnym wysiłkiem, że po przybyciu do domu dwa dni przeleżała w łóżku.
Po wizycie w Olival Łucja bardzo cierpiała. Wprawdzie zgodziła się na wyjazd, ale gdzieś głęboko w sercu nosiła sprzeciw. Decyzja biskupa waliła w gruzy wszystko, co już sobie zaplanowała i ułożyła. Trudno było się jej z tym pogodzić. Dodajmy, że w tamtym okresie Łucja była jeszcze daleko w swej wędrówce do świętości. Wiemy z dokumentów ujawnionych przez Antonio Martinsa, że w młodej dziewczynie było jeszcze dużo pychy, uporu, egoizmu i tego, co nazywamy młodzieńczą niedojrzałością. Dlatego odgórna decyzja biskupa wywołała wewnętrzny bunt.
Nie dziwi, że Łucja udała się do Cova da Iria, by szukać tam pociechy. Branca Paul mówi znowu: gdy, cała we łzach, modliła się na miejscu objawień, „jakaś ręka dotknęła ją, a ona spojrzała w gorę i zobaczyła Matkę Najświętszą”.
Objawienie miało być krótkie. Maryja miała pochylić się nad Łucją i polecić jej, by okazała posłuszeństwo biskupowi. Treścią orędzia było posłuszeństwo przełożonym kościelnym, którzy reprezentują Boga. Stanowiło to z pewnością ważną wskazówkę na całe długie życie Siostry Łucji. Czy trzeba dodawać, że od wiosny 1921 roku fatimska wizjonerka zawsze i ochoczo okazywała posłuszeństwo swoim przełożonym? Wiedziała, że będąc im posłuszna, okazuje posłuszeństwo swej ukochanej Matce Najświętszej, która poleciła jej słuchać głosu Kościoła. Czy nie to było jednym z kluczowych elementów jej szybkiego wzrastania w świętości? Jak uczył Jan Paweł II: „Zapewniam was, że większy czyni się postęp przez krótki czas posłuszeństwa i uległości wobec Maryi niż przez całe lata osobistych wysiłków podejmowanych wyłącznie własnymi siłami”. Siostra Łucja była posłuszna Kościołowi nawet wtedy, kiedy sprzeciwiała się temu jej cała natura – jak w przypadku polecenia, by spisała na kartce treść trzeciej części tajemnicy fatimskiej.
W tym momencie znamy już odpowiedź, dlaczego w czerwcowo-lipcowym numerze biuletynu ks. Foxa nie ma zapowiedzianego tekstu wywiadu z lekarką Siostry Łucji. Wszystko wskazuje na to, że zabronił tego Kościół, nakazując założycielowi Apostolatu Rodzin Fatimskich milczenie i surowo upominając panią Paul. Bo dziennik Siostry Łucji nie był pisany dla osób postronnych i przynajmniej na tym etapie Kościół nie ujawni jego treści. A my, zgodnie z przesłaniem siódmego objawienia, okazujemy tej decyzji kościelnych przełożonych posłuszeństwo. Bo siódme objawienie zostało zaadresowane nie tylko do samej Łucji. Orędzie fatimskie skierowane do całego świata wzywa też do uległości wobec decyzji Kościoła.
Czas na krótkie podsumowanie. Chyba rzeczywiście wiemy już co nieco o siódmym objawieniu fatimskim, rewelacje Branki Paul znajdują bowiem potwierdzenie w rożnych znanych nam dokumentach. Informacja ta niesie jednak ze sobą jeszcze jedno przesłanie. Jest nią apel o okazanie posłuszeństwa Kościołowi dziś!
Na szczęście poł roku później informacja o siódmym objawieniu została ogłoszona oficjalnie.
Fragment książki wydawnictwa Fronda „Fatima. Stuletnia tajemnica. Nowo odkryte dokumenty 1915 – 1929” Wincenty Łaszewski