Media społecznościowe zalane są wręcz kolejnymi nagraniami ukazującymi krążące po ulicach ukraińskich miejscowości mobilizacyjne busy, wyłapujące ukraińskich mężczyzn i wysyłające ich na front.

Poborowi zgarnięci z ulicy wysyłani są na linię frontu jako żołnierze piechoty, bez względu na ich stan zdrowia czy specjalizację.

Tymczasem jak podaje opozycyjny wobec putinowskiego reżimu rosyjski portal Meduza - dezercja stała się na Ukrainie „zjawiskiem powszechnym”.

„Nie ma czasu na ewakuację rannych – szanse na przeżycie są znikome: w dużej mierze jest to zasługą dronów, które zabijają piechotę znacznie skuteczniej niż stara broń” – informuje serwis.

Szacunki mają mówić o skali nawet od 100 do 200 tysięcy ukraińskich dezerterów.

„Żołnierze twierdzą, że około jedna trzecia zmobilizowanych uciekła z linii frontu natychmiast po przybyciu na miejsce lub po pierwszej bitwie. Nie ma możliwości, aby ogarnąć taką ilość. Wielu dowódców nawet nie wypełnia za nich dokumentów; po prostu nie mają na to czasu. W kraju wszczęto ponad 60 tysięcy spraw karnych dotyczących dezercji, lecz nie są one badane; państwo nie ma śledczych zajmujących się nawet jedną dziesiątą tej liczby. Dezerterując z frontu, człowiek stawia się poza prawem, ale nie grozi mu żadna realna kara. Dowódcy rozumieją, że utrzymywanie tak zmobilizowanych ludzi nie ma sensu; nie przynoszą większego pożytku” – czytamy w raporcie.

Choć jednak rezerwy ludzkie ukraińskiej armii niewątpliwie drastycznie się kurczą to jednocześnie warto podkreślić, że Ukraina wciąż utrzymuje pod bronią ponad 700 tys. ludzi, co jest wielkością wręcz niespotykaną na naszym kontynencie od czasów II wojny światowej.