Wywołane kontrowersje wzbudziły ponowne zainteresowanie rynkiem alkoholowym w Polsce. Oczy opinii publicznej instynktownie zwróciły się w stronę tzw. małpek (trunek wysokoprocentowy o niskiej pojemności, tj. poniżej 0.5 litra). Najczęściej używany w określeniu do 100 lub 200 mililitrów). Jak jednak wskazują statystyki podane przez agencję badawcza Nielsen, każdego dnia sprzedaje się dziesięciokrotnie więcej piwa niż napojów spirytusowych w małych opakowaniach. Piwo, dzięki niższej akcyzie, postrzegane jest jako mniej szkodliwy wybór, co zachęca konsumentów do sięgania po nie w znacznych ilościach.
Normalizacja picia piwa
Jednak to, co stanowi jeszcze większe zagrożenie, to rosnąca akceptacja piwa jako „codziennego” napoju, często nadużywanego. Sprzedaż piwa, szczególnie w godzinach porannych, osiąga zadziwiające wprost liczby, przewyższając dwukrotnie sprzedaż alkoholi wysokoprocentowych w małych formatach. Taka popularność sprawia, że dyskusje o odpowiednich regulacjach i podatkach powinny dotyczyć również, a może i przede wszystkim piwa.
„Napoje spirytusowe w małych opakowaniach (»małpki«) stanowią jedynie niewielką część dziennej konsumpcji alkoholu. (…) Obecnie akcyza na piwo i wino jest niższa niż na mocniejsze alkohole, takie jak wódka. Podniesienie akcyzy na piwo mogłoby przynieść większe wpływy do budżetu i zmniejszyć różnice w opodatkowaniu różnych alkoholi, co mogłoby ograniczyć jego nadmierną konsumpcję” – czytamy w artykule na portalu podatnik.info.
Niestety Ministerstwo Zdrowia oraz inne instytucje odpowiedzialne za regulację rynku alkoholowego wykazują niepokojącą bierność wobec rosnącego zagrożenia. Po wzmożonej reakcji polityków i mediów alkohol w tubkach został natychmiastowo wycofany ze sprzedaży w sklepach, co rządzący traktują jako swój propagandowy sukces. Jednak nagonka na pojedyncze przedsiębiorstwo, która „przypadkiem” nieco przykryła temat powodzi i innych zaniedbań rządu, to żadne osiągnięcie. Prawdziwy problem, jak widać, wciąż nie został rozwiązany, a wręcz narasta.
Jan Ptasznik