Taurusy, których zasięg przekracza 500 kilometrów, są cały czas blokowane przez niemiecki rząd z obawy przed „eskalacją konfliktu” i potencjalnym uderzeniem w terytorium Rosji. Scholz argumentował, że pociski mogą „dolecieć do Moskwy i trafić dokładnie w prawe górne okno” – jak ironicznie zauważył. Ale Merz, lider chadecji i kandydat na nowego szefa rządu, zapowiada zmianę kursu: „To nie czas na defensywę. Ukraina musi mieć środki, by realnie wpływać na przebieg wojny”.
Merz nie ukrywa, że głównym celem dla Taurusów może być Most Krymski – kluczowa arteria zaopatrzeniowa Rosji i zarazem polityczny symbol aneksji Krymu. „Nie mam nic przeciwko jego zniszczeniu” – powiedział otwarcie w rozmowie z ARD. Przypomniał, że Francja, Wielka Brytania i USA już dostarczyły Ukrainie pociski manewrujące, a Niemcy nie mogą pozostawać w tyle.
Jego zdaniem, ograniczanie się do reakcji na rosyjskie ataki nie wystarczy. „Trzeba działać ofensywnie. Tylko tak można zmusić Putina do ustępstw” – zaznaczył.
Deklaracja Merza pojawia się w cieniu tragicznego ataku rakietowego na Sumy, do którego doszło 13 kwietnia. Zginęło co najmniej 34 cywilów, w tym dzieci, a rannych zostało ponad 100 osób. Przyszły kanclerz określił to wydarzenie mianem zbrodni wojennej. „Putin nie reaguje na rozejmy. On reaguje na siłę. Pokój wymaga odstraszania, nie łagodzenia” – powiedział, krytykując przy tym politykę Donalda Trumpa wobec Rosji.
Jednak jest ale… Warunkiem niemieckiej decyzji, jak zaznacza Merz, ma być koordynacja z europejskimi partnerami. W praktyce oznacza to, że Berlin nie podejmie działań w pojedynkę, ale ma liczyć na wspólną strategię NATO wobec eskalacji rosyjskich działań.
Retoryka czy realna zmiana?
Choć zapowiedzi Friedricha Merza brzmią zdecydowanie i mogą budzić nadzieję w Kijowie, wielu analityków zachowuje sceptycyzm. Nie brakuje głosów, że to kolejna medialna zagrywka Berlina – obliczona bardziej na pokazanie siły wobec Waszyngtonu niż na realne wsparcie Ukrainy.
Niemcy od lat są krytykowane za niewywiązywanie się ze zobowiązań wobec NATO – zarówno pod względem finansowym, jak i wojskowym. Teraz, w obliczu zbliżającej się zmiany władzy i niepewności co do dalszej postawy USA, Berlin może próbować odzyskać wiarygodność deklaracjami o przywódczej roli w Europie. Jednak zamiast konkretów, często mamy do czynienia z „napinaniem muskułów” i próbami tworzenia NATO-bis – alternatywnej architektury bezpieczeństwa, w której to Niemcy chcą grać pierwsze skrzypce.