Żurek podczas konferencji prasowej stwierdził, że budżet państwa nie może być obciążany kosztami wynikającymi z wyroków, które – jego zdaniem – zapadają w wyniku „wadliwych nominacji sędziowskich”. – Jeżeli funkcjonariusz publiczny czy też każda inna osoba ze swojej winy spowoduje szkodę, to ten, kto zapłacił za tę szkodę, ma prawo dochodzić w tzw. regresie tych środków – tłumaczył.
Minister argumentował, że w wielu przypadkach sędziowie wiedzą, iż ich orzekanie w obecnych warunkach rodzi ryzyko odszkodowawcze dla państwa, ale mimo to nadal podejmują działania. Zaapelował do tzw. „neosędziów”, aby wstrzymali się od orzekania do czasu „ustawowego uregulowania sporu” wokół ich statusu.
Propozycja Żurka spotkała się z falą krytyki ze strony prawników i stowarzyszeń sędziowskich. Inicjatywa Prawnicy dla Polski oceniła pomysł ministra jako niezasługujący na poważne traktowanie w dyskursie prawniczym, wskazując na brak podstaw prawnych w obowiązującym systemie cywilnym. Jeszcze ostrzejszą reakcję przedstawili Sędziowie RP, którzy w swoim komunikacie nazwali projekt „bezprecedensowym i nieznanym cywilistyce dziełem myśli Żurka”.
Spór o tzw. "neosędziów", czyli sędziów powołanych z udziałem Krajowej Rady Sądownictwa w składzie uznawanym przez część środowiska prawniczego za niekonstytucyjny, trwa od kilku lat i jest jednym z głównych punktów napięcia między władzą wykonawczą, sądowniczą i instytucjami europejskimi. ETPCz w kilku wyrokach orzekł, że udział takich sędziów w procesach może naruszać prawo do rzetelnego procesu.
Innymi słowy, po wiceminister Lubnauer, która ujawniła niechcący prawdziwy poziom inflacji w Polsce, przyszedł czas na ministra Żurka, żeby odwrócić uwagę od gigantycznej dziury budżetowej spowodowanej przez rząd Donalda Tuska i szukać winnych wśród prawidłowo powołanych sędziów, których koalicja 13 grudnia nazywa dla zmyłki „neosędziami”.