„Od lipca 2020 r. do czerwca 2021 r. liczba mieszkańców naszego kraju spadła o niemal 200 tys. To tak jakby w ciągu jednego roku przestało istnieć miasto wielkości Radomia czy Torunia” – alarmuje na łamach tygodnika „Do Rzeczy” ks. prof. Andrzej Kobyliński. Filozof przekonuje, że polityka prorodzinna nie jest już dziś w stanie uratować nas przed „biologiczną zagładą”. W jego ocenie konieczne jest połączenie jej z roztropną polityką imigracyjną.
Ks. prof. Kobyliński przywołuje dramatyczne dane. Od lipca 2020 roku do czerwca 2021 roku w Polsce urodziło się niespełna 344 tys. dzieci. Zmarło w tym czasie blisko 540 tys. Polaków. Filozof przyznaje, że „dużą grupę stanowiły nadmiarowe zgony spowodowane paraliżem służby zdrowia oraz różnymi ograniczeniami w dostępie do świadczeń medycznych z powodu pandemii i lockdownu”. Zaznacza jednak, że pandemia koronawirusa jedynie pogłębiła kryzys demograficzny, z którym Polska zmaga się od dawna.
Dziś żyje w Polsce 38 mln ludzi. Duchowny przywołuje dokument dot. prognozy liczby mieszkańców na naszej planecie w 2100 roku przygotowany przez Wydział Ludnościowy Departamentu Spraw Gospodarczych i Społecznych ONZ w 2017 roku. Prognozy ekspertów nie są optymistyczne dla naszego kraju. Według zakładającego niewielki wzrost dzietności wariantu średniego, w Polsce w 2100 będzie mieszkać 21 mln ludzi. Jeśli jednak poziom dzietności nie wzrośnie, w Polsce będzie mieszkać wówczas zaledwie 11 mln 570 tys. osób.
- „Czy wówczas nasz kraj, zamieszkały głównie przez ludzi w podeszłym wieku i potrzebujących opieki, mógłby jeszcze istnieć jako niepodległe państwo między imperialną Rosją i dominującymi w Europie Niemcami?”
- pyta ks. prof. Kobyliński.
Ryzyko zagłady nie dotyczy tylko Polski, ale wszystkich narodów słowiańskich. Autor przypomina, że narodom tym udało się przetrwać dramat XX wieku, w którym „kraje słowiańskie spłynęły krwią polską, rosyjską, białoruską, ukraińską”.
- „Słowianie przetrwali dwie wojny światowe, komunizm i narodowy socjalizm. Niestety, ryzyko powolnego wymierania ludności w krajach Europy Środkowo-Wschodniej pojawia się w obecnym wieku – w czasie pokoju, rozwoju naukowego i technologicznego oraz coraz większego dobrobytu”
- wskazuje.
Potrzebujemy roztropnej polityki imigracyjnej
Kierownik Katedry Etyki UKSW podkreśla, że problem zbliżającej się katastrofy demograficznej był przez lata wypychany z debaty publicznej. Zmieniło się to w ostatnich latach, dlatego duchowny z uznaniem odnosi się do polityki prorodzinnej prowadzonej przez rząd Zjednoczonej Prawicy od 2015 roku. Przekonuje jednak, że za pomocą samej polityki prorodzinnej „nie można uratować Polski przed zagładą biologiczną”. Na to jego zdaniem jest już za późno. Dlatego autor apeluje o połączenie wyzwań demograficznych z roztropną polityką imigracyjną.
- „Obecnie Polska potrzebuje długofalowego programu imigracyjnego, który może uchronić nas przed katastrofą demograficzną. Działalność władz rządowych i samorządowych powinna być adresowana przede wszystkim do milionów naszych rodaków mieszkających na obczyźnie. W pierwszej kolejności trzeba uczynić wszystko, aby czym prędzej mogli powrócić do Ojczyzny Polacy mieszkający w krajach byłego Związku Radzieckiego. Należy także przekonywać do powrotu naszych emigrantów mieszkających w krajach europejskich i rozsianych po różnych zakątkach świata”
- podkreśla.
Jako wzór takiej polityki przywołuje działania Izraela podjęte w 1989 roku i działania Niemiec po zburzeniu Muru Berlińskiego. Żeby uniknąć zagłady biologicznej, co w ocenie filozofa jest naszym największym wyzwaniem w obecnym stuleciu, trzeba umożliwić powrót do ojczyzny milionom rodaków mieszkającym za granicą.
- „W najbliższych dziesięcioleciach Polska będzie musiała przyjąć kilka milionów nowych mieszkańców. Dlatego zagadnienia demograficzne trzeba koniecznie połączyć z odpowiedzialną polityką imigracyjną. Czy rozumiemy tę dziejową konieczność?”
- podsumowuje.
kak/ks. Andrzej Kobyliński, Czas ściągnąć rodaków do ojczyzny, „Do Rzeczy” 2/2022, s. 53-55