Fronda.pl: Podczas konferencji prasowej premier Donald Tusk przywołał twierdzenia kanclerza Olafa Scholza jakoby w sensie formalnym i prawnym sprawa reparacji z punktu widzenia Niemiec była „zamknięta”. „Ma argumenty na rzecz tej tezy” - starał się przekonywać do racji kanclerza Niemiec Tusk. Czy rzeczywiście Niemcy mają te „argumenty” i dlaczego Pana zdaniem zabrakło stwierdzenia premiera RP, że Polska ma argumenty na rzecz tezy przeciwnej?

Arkadiusz Mularczyk (eurodeputowany PiS, były wiceszef MSZ): To, co się wydarzyło to jest jedna wielka kompromitacja Donalda Tuska i jego rządu. Trzeba bowiem przypomnieć, że w tej sprawie zostały podjęte dwie uchwały Sejmu RP. Jedna w 2004 roku, a druga w 2022 roku. Istnieje też uchwała Rady Ministrów z kwietna 2023 roku. Ponadto została wysłana nota dyplomatyczna do niemieckiego rządu z żądaniem wypłacenia Polsce odszkodowania za zbrodnie i zniszczenia z okresu drugiej wojny światowej. Wszystkie te dokumenty w sposób jednoznaczny wskazują na to, że sprawa reparacji wojennych nie została nigdy zamknięta w stosunkach polsko-niemieckich. Polska nigdy skutecznie nie zrzekła się tych reparacji. I nie ma żadnej umowy bilateralnej polsko-niemieckiej, która o takim zrzeczeniu się by mówiła. Ta sprawa więc wciąż jest otwarta. A to, co powiedział Donald Tusk jest oczywistą nieprawdą. Zresztą Tusk powiedział chyba nawet więcej, niż oczekiwali od niego sami Niemcy. To jego wystąpienie zakrawa wręcz o zdradę stanu. Nie sposób tego ocenić inaczej.

Abstrahując już od faktu, że PRL w latach 50. nie była państwem suwerennym, ponieważ nie prowadziła suwerennej polityki zagranicznej czy obronnej, podlegając tu ścisłej kontroli Moskwy, to jednak pozostając na gruncie prawa, prof. Bogdan Musiał od lat wnikliwie badający tę materię jest przekonany, że pomimo wstępnej deklaracji komunistycznych władz PRL z 23 sierpnia 1953 r., nigdy nie doszło do oficjalnego podpisania protokołu o zrzeczeniu się przez stronę polską reparacji wojennych. Czy Niemcy kiedykolwiek, na jakimkolwiek szczeblu dyplomatycznym przedstawiły jakiekolwiek wiarygodne dokumenty, potwierdzające rzekome zamknięcie sprawy reparacji z ich punktu widzenia?

Niemcy mają świadomość, że takiego dokumentu, który mógłby skutecznie wejść w obieg krajowy czy międzynarodowy, w tej sprawie po prostu nie ma. Oni takiego dokumentu nie posiadają. Więc działają tutaj per facta concludentia, czyli na zasadzie czynności dorozumianych, że ktoś gdzieś coś powiedział, coś gdzieś zostało napisane. Tak, jak teraz, Tusk odwołując się dokumentów, których nie ma, usiłuje kreować opinię publiczną w tej sprawie.

A trzeba tu powiedzieć jasno, że żadna uchwała polskiego rządu, która weszłaby do prawnego obiegu, krajowego czy międzynarodowego - nie została nigdy podjęta w kontekście reparacji. Stanowisko Niemiec jest tu więc niewątpliwie nieuzasadnione. I nie zakładam, żeby Donald Tusk tego nie wiedział. On po prostu świadomie kłamie. Ma zapewne jakieś zobowiązania wobec Niemiec. Być może liczy też na ich wdzięczność. Zakładam, że Tusk będzie chciał startować w przyszłorocznych wyborach prezydenckich i w związku z tym liczy tu zapewne na wsparcie Berlina i Brukseli, być może na jakieś środki unijne. I to właśnie jest cena za to zdradzieckie zrzeczenie się przez niego reparacji od Niemiec.

Obecny premier RP wycofując się z uchwał sejmowych, z not dyplomatycznych, a nawet z tego, co sam mówił wcześniej - łamie cały dorobek państwa polskiego w tym zakresie.

Premier Tusk usiłuje przerzucić winę w sprawie zrzeczenia się reparacji od Niemiec, zamieszczając w mediach społecznościowych wpis, w którym oskarżył byłą minister spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego - Annę Fotygę o to, że podpisała ona dokument o zrzeczeniu się przez Polskę tychże reparacji. Rzecz miała wydarzyć się w 2006 roku. We wrześniu ubiegłego roku, Fotyga pytana przez media o to, czy taki dokument rzeczywiście podpisywała, odpowiedziała: „Nie zaprzeczam. Owszem, być może mi ktoś to podłożył i być może podpisałam”, dodając jednak, że zawsze uważała, iż reparacje Polsce się należą. O jakim dokumencie pisze Tusk i jaka była jego rzeczywista waga?

To była odpowiedź na interpelację poselską. Takich interpelacji posłowie składają bardzo dużo w ciągu sejmowej kadencji. Sam też na takie interpelacje udzielałem odpowiedzi jako wiceminister spraw zagranicznych. Odpowiedzi te przygotowuje resort, bazując na swej wiedzy w odniesieniu do konkretnej sprawy. Odpowiedź minister Fotygi nie posiadała więc rangi dokumentu skierowanego na zewnątrz, o wymowie międzynarodowej. Chcę podkreślić, że niezależnie od tego, co taki czy inny minister odpowiada na interpelacje poselskie, kluczowe są uchwały Sejmu RP oraz uchwały Rady Ministrów, które w tym wypadku o całej tej sprawie w sposób jednoznaczny przesądzają. Nigdy Polska się tych reparacji nie zrzekła, a sprawa ta nigdy nie była przedmiotem jakiejkolwiek bilateralnej umowy polsko-niemieckiej. Tego musimy się konsekwentnie trzymać, a nie szukać jakichś wybiegów, jak czyni to Donald Tusk.

Lider PO chyba nie do końca miał świadomość tego, jak niezwykle krytycznie zareaguje na jego słowa dotyczące kwestii reparacji polska opinia publiczna. Teraz, w reakcji na odbiór społeczny jego postawy Tusk próbuje się bronić, usiłując przerzucić winę na innych. Ale czyni to w sposób bardzo nieudolny. Zresztą jego działalność w mediach społecznościowych, w których niemal całą swą energię skupia on na atakowaniu opozycji, pokazuje jak bardzo zafiksowany na tym punkcie jest to człowiek. W mojej ocenie zmaga się on z jakimiś problemami psychicznymi.

Były wiceszef MSZ Paweł Jabłoński podczas wtorkowej konferencji prasowej w Sejmie podkreślił, że podpisany 40-stronicowy protokół uzgodnień zwany polsko-niemieckim planem działania, funduje nam „totalną asymetrię” w relacjach polsko-niemieckich w kilku ważnych kwestiach, choćby dotyczących migracji czy mniejszości narodowych. W sprawie migracji mamy zapis wprost, że niemieckie kontrole graniczne pozostaną, ale jednocześnie Polska nie będzie wprowadzać żadnych analogicznych kontroli. Natomiast w sprawach mniejszości mówi się o „mniejszości niemieckiej” w Polsce, ale już tylko o społeczności polskiej w Niemczech. Czym wytłumaczyć te rażące asymetrie w zapisach wspomnianego protokołu?

Jako rząd PiS domagaliśmy się uregulowania tych asymetrycznych relacji w wielu obszarach wzajemnych relacji Polski i Niemiec. Dotyczyło to nie tylko kwestii związanych z historią i polityką pamięci, ale również właśnie m.in. z kwestiami dotyczącymi sytuacji na wspólnej granicy. Dziś natomiast Niemcy doskonale wiedzą, że mają w Polsce do czynienia z rządem im uległym. To, że Berlin mówi obecnie otwarcie o wspólnych kontrolach granicznych po polskiej stronie tejże granicy pokazuje, że Niemcy będą chcieli zalegalizować ten proces, który już obserwujemy, czyli wypychania migrantów z Niemiec do Polski i przymusowego zatrzymywania ich w naszym kraju na koszt polskich podatników. Krótko mówiąc Niemcy chcą zablokować polską granicę z ich krajem - polskimi rękami.

Ta asymetria w relacjach polsko-niemieckich jest widoczna. Niemcy nie traktują Polski poważnie, lecz jako swego rodzaju terytorium podporządkowane, któremu narzuca się własną wolę polityczną. A Donald Tusk godzi się na przyjęcie takiej roli przez nasz kraj, oddając w niemieckie ręce kluczowe kwestie związane nie tylko z historią, ale i obecnym bezpieczeństwem Polski. Robi to wszystko w zamian za pewien osobisty sukces wizerunkowy, jakim jest zapewne w jego mniemaniu, publiczne bycie poklepanym po plecach przez kanclerza Niemiec i wspólne zdjęcie z nim.

Z dokumentu opublikowanego przez KPRM wynika, że w myśl porozumień polsko-niemieckich zatwierdzonych przez Tuska i Scholza, polski Naftoport w Gdańsku ma pomóc niemieckiej rafinerii PCK Schwedt w transporcie ropy. Problem w tym, że jak alarmują media, w związku z większością udziałów Rosnieftu, obchodząc zachodnie sankcje - trafia tam rosyjska ropa. A Polska ma teraz ten tranzyt zabezpieczać. Czy mówiąc kolokwialnie, nie wdeptujemy tu właśnie w coś bardzo nieciekawego?

Zdecydowanie tak. Przypomnę, że za czasów rządów PiS była wola kupienia tej rafinerii w Schwedt. Natomiast Niemcy bronili się rękami i nogami, by nam udziałów w tej rafinerii nie sprzedać. Obecny rząd natomiast, zamiast rozwijać naszą niezależność energetyczną i zwiększać nasze zasoby, udrażnia drogę do tranzytu rosyjskiej ropy. Są to tematy niezwykle poważne, wiążące się również z potencjalnym obchodzeniem sankcji na produkty z Rosji. To kolejny przykład na to, że ta uległość rządu Tuska na rzecz Niemiec jest bezwzględnie przez Berlin wykorzystywana praktycznie we wszystkich obszarach. Polskie interesy są tutaj w sposób rażący zaniedbywane. Nasz kraj podporządkowany zostaje interesom niemieckich. W imię kariery politycznej Donalda Tuska.

Bardzo dziękuję za rozmowę.