Na celowniku znalazły się Kancelaria Prezydenta Karola Nawrockiego, Krajowa Rada Sądownictwa oraz Trybunał Konstytucyjny. To miejsca, w których – jak twierdzą politycy koalicji – wpływ rządu jest najmniejszy.
Kancelaria Premiera zaplanowała na 2026 rok budżet przekraczający 325 mln zł, głównie na wynagrodzenia pracowników i obsługę bieżących zadań. To wzrost o około 25 mln zł w porównaniu z bieżącym rokiem. Tymczasem w koalicji 13 grudnia słychać coraz śmielsze głosy, że prezydenckie wydatki należy „odchudzić”, być może nawet o kilkanaście procent.
Rozmówcy portalu money.pl twierdzą, że takie cięcia byłyby formą wywarcia presji na środowisko prezydenckie. Nieoficjalnie przyznają, że w obozie rządzącym rośnie pokusa, by uczynić z budżetu narzędzie polityczne.
Jednak z Pałacu Prezydenckiego płyną jednoznaczne sygnały: zbyt głębokie cięcia mogą okazać się niezgodne z prawem. – „Odebranie 10–15 proc. budżetu może zostać potraktowane jako próba sparaliżowania instytucji” – mówi informator serwisu. W takim scenariuszu prezydent mógłby skierować ustawę budżetową do Trybunału Konstytucyjnego.
Dla koalicji rządzącej sytuacja Krajowej Rady Sądownictwa i Trybunału Konstytucyjnego jest szczególnie skomplikowana. Z jednej strony obie instytucje są przez obecny rząd nieuznawane, a ich budżety stanowią wygodny rezerwuar środków do przesunięć. Z drugiej – w niedalekiej przyszłości w tych gremiach zasiądą również nominaci obecnego parlamentu.
Stąd dylemat: czy obecnym członkom wypłacać pełne wynagrodzenia? A może wstrzymać decyzje do momentu zakończenia kadencji? – „Te decyzje zostały na razie odłożone” – przyznaje rozmówca z Koalicji Obywatelskiej.
Nie zmienia to faktu, że cięcia w KRS i TK należą do najprawdopodobniejszych. Obie instytucje od miesięcy znajdują się w ostrym sporze z większością parlamentarną, która chętnie wysyła polityczne sygnały poprzez decyzje budżetowe.
Obserwatorzy sejmowych prac wskazują, że tegoroczna debata budżetowa bardzo mocno odzwierciedla polityczne napięcia między rządem a Pałacem Prezydenckim. Koalicja rządząca argumentuje, że musi znaleźć pieniądze na pilne potrzeby państwa – zwłaszcza służb specjalnych – a deficytu zwiększyć nie może.
