Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Panie Generale, jak podają media wojska rosyjskie w ostatnim czasie bardzo zaciekle atakują pozycje ukraińskie. Zdobyły właśnie po długich walkach Wuhłedar. Czy można tu mówić o jakimś strategicznym momencie?

Generał Roman Polko: Przede wszystkim należy podkreślić, że tak naprawdę niewiele się zmieniło, ponieważ w dalszym ciągu mamy wojnę na wyczerpanie. Należy dążyć do tego, żeby Ukraina mogła wyprzeć agresora z własnego terytorium i to jest możliwe tylko przy pomocy Zachodu. Nie jest to możliwe bez odpowiedniego wsparcia, które ciągle jest realizowane. Jest też kwestia akceptacji wykorzystania przez Ukrainę zachodnich środków rażenia do ataków na cele wojskowe na terytorium Rosji. Takich ograniczeń, jeśli chodzi o broń amerykańską nie posiada Izrael, który czasami tego tego nadużywa, a Ukraina prowadzi przecież wojnę obronną. Powinna więc mieć taką akceptację i nie powinna się ograniczać do własnego terytorium.

Jeśli chodzi natomiast o rosyjskie zdobycze w Donbasie, to słowo „strategiczne” zupełnie tutaj nie pasuje, ponieważ jest to jakiś niewielki taktyczny sukces osiągnięty ogromną ilością tzw. mięsa armatniego. Ukraina mądrze odpowiedziała atakiem w obwodzie kurskim. Nastąpił tak naprawdę przełom w myśleniu, że Ukraina może pójść troszeczkę dalej. Osobiście myślałem, że szybciej nastąpi także zniesienie ograniczeń dotyczących użycia broni, ale widzę, że jednak wstrzemięźliwość w tym zakresie jest nadal zbyt duża.

Deputowany rady najwyższej Ukrainy, Ołech Dunda, podczas szczytu w Wilnie 5 października na forum Wolnej Rosji wyraził taką opinię, że do wojny Ukraina powinna włączyć także Białoruś. Myśli Pan Generał, że to jest realne?

Ukraina najchętniej włączyłaby do tej wojny sojusz NATO i biorąc pod uwagę to, czym Sojusz dysponuje, to przewaga jeżeli chodzi o Rosję byłaby mierząca, no ale - krótko mówiąc - to nie jest możliwe.

Ważne jest jednak, żeby apelować do społeczeństwa białoruskiego, ponieważ w istocie jest to wojna demokracji z autokracją, o czym pisze w swojej najnowszej książce Anne Applebaum. W tym zakresie, jeżeli Białoruś chce walczyć o własną niepodległość, więc białoruskie środowiska wolnościowe powinny wspierać Ukrainę, bo Białoruś w istocie w tej chwili traci swoją niepodległość przez to, że Łukaszenka sprzedaje ten kraj Putinowi.

Ukraińskie media podały ostatnio o zlikwidowaniu kilku oficerów północno-koreańskich w tej wojnie. Jak należy rozumieć takie zaangażowanie reżimu?

To przede wszystkim pokazuje, kim walczy Rosja - to są więźniowie, to są różnego rodzaju najemnicy, czy to w Afryce, czy w Syrii. Jak widać, teraz na Ukrainie również z Korei Północnej, która dostarcza także Rosji środki bojowe. To wskazuje też, że kraje rządzone w sposób autokratyczny potrafią zawiązać sojusz i wzajemnie się wspierać, jeśli którykolwiek z dyktatorów jest zagrożony.

To wyraźnie pokazuje, że możemy się od nich uczyć, tak jak uczyliśmy się też od terrorystów w Iraku, że na przykład nie trzeba uzyskiwać zgody wyższych przełożonych na prowadzenie konkretnej operacji, ale trzeba przekazywać również inicjatywę niższym szczeblem dowodzenia. Tutaj również demokracja powinna brać przykład ze współdziałania chociażby takich krajów, które czy to w ramach struktury BRICS, czy w innych układach, po prostu mocno wspierają swoje działania. To jest rzeczywiście też to, na co zwróciła uwagę Appelbaum w swojej książce, że my cały czas byliśmy przekonani, że to demokracja jest tym modelem szczęśliwości, fajnego życia, do którego kraje będą cały czas zmierzać. Widać jednak wyraźnie, że niestety, ale autokracja też przyciąga takich ludzi jak chociażby Orban, czy Erdogan, który z jednej strony wspiera Ukrainę, a z drugiej nie przeszkadza mu to w prowadzeniu biznesów z Rosją.

Przez Turcję przechodzi przecież też szlak przemytniczy nielegalnych migrantów, którzy przez Białoruś wtłaczani są do Europy.

Kwestia uderzenia migrantami trwa już kolejny rok i ktoś na tym całkiem dobrze zarabia. Obliczone to było na destabilizację Polski i Europy, po to, żeby Europa zajęta Covidem i migrantami pozwalała Putinowi na robienie wszystkiego, czego zechce na Ukrainie.

Cały czas z tyłu głowy trzeba jednak mieć wyobrażenie, co by się stało, gdyby Ukraina nie podjęła walki.

Nawet Ławrow w marcu 2022 roku, już po rozpoczęciu wojny, wyraźnie podkreślił, że w tym wcale nie chodzi o Ukrainę, ale o coś więcej, o nowy porządek i nowy ład światowy. Te słowa Ławrowa dedykuję wszystkim tym, którzy uważają, że „nasza chata z kraja”, że niech Ukraińcy sobie wojnę prowadzą, a my powinniśmy na to patrzeć z dystansu.

Nie, tak myśleć nie należy. W sytuacji, gdyby Rosja nie zatrzymała się na Ukrainie, to nie tylko my bylibyśmy zagrożeni, ale Moskwa zostałaby wzmocniona o ostatni sukces i zasilona tymi zasobami, którymi taki duży i potężny kraj, jak Ukraina, dysponuje.

Czy w tym samym kontekście należałoby rozumieć także słowa generałów Różańskiego i Komornickiego, którzy skrytykowali słowa szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Wiesława Kukuły, że „wszystko wskazuje na to, że jesteśmy tym pokoleniem, które stanie z bronią w ręku w obronie naszego państwa”?

Warto przypomnieć, że Komornickiego wyciągnęli komuniści w zielonych mundurach i widziałem go kilka razy na poligonach. Stąd też może wynika moja osobista niechęć do niego, mimo że jego brata na przykład bardzo ceniłem, ponieważ świetnie grał w GKS-ie Tychy, ale to jest zupełnie inna sprawa.

Powiem jednak, że bliższej prawdy, jeżeli chodzi o ocenę tych słów generała Kukuły, są generał Mieczysław Cieniuch i generał Mieczysław Gocuł, którzy zwracają uwagę na to, na co ja także wskazałem, a mianowicie, że te słowa były przede wszystkim adresowane do podchorążych. W sytuacji, kiedy kształcimy oficerów, to nie chcemy, aby do Akademii Wojsk Lądowych trafiali ludzie, którzy traktują wojsko jako przygodę i nie mają świadomości tego, że może przyjść chwila prawdy i trzeba być gotowym na obronę własnej Ojczyzny, co nie będzie czymś łatwym, przyjemnym, a tym bardziej podobnym do programu reality show „Siły Specjalne Polska”. To będzie prawdziwe wyzwanie.

Myślę, że taki był właśnie prawdziwy sens tych słów, które padły, ponieważ istota polskiej strategii opiera się na tym, żeby zbudować tak silną armię, żeby nie musiała walczyć. Z pewnością nie chcielibyśmy, żeby ci ludzie walczyli i właśnie to myślenie, budowanie takiej świadomości gotowości do walki, paradoksalnie przyczyni się do tego, że ta armia rzeczywiście nie będzie musiała walczyć, ponieważ nie wystarczą rewolucja technologiczna, sprzęt, technika i technologia.

Jeżeli Putin wyczuje, że współczesna demokracja - chociażby polska - to wszystko ma, ale jednak będzie się bała i nie będzie chciała podjąć działań, to wówczas rzeczywiście w jakiejś perspektywie czasowej, jeśli miałby takie możliwości to taką walkę by podjął.

Każdemu, kto mnie pyta o obecną sytuację, mówię i podkreślam, że Putin jeszcze Charkowa nie zdobył, z Kijowa się wycofał, a w Donbasie ugrzązł i na razie nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie jakieś rosyjskie dywizje mogły dotrzeć do polskich granic.

Jedyne, co się dzieje - i tutaj chciałbym usłyszeć wypowiedź głównych wojskowych - to sprawa przelatujących przez terytorium Polski rosyjskich dronów. W tym względzie chciałbym usłyszeć wytłumaczenie, dlaczego przy tak mocnych słowach brakuje determinacji, żeby te środki napadu powietrznego, które wlatują do Polski, po prostu już dzisiaj niszczyć, a nie zastanawiać się, co z tym robić.

Uprzejmie dziękuję Panie Generale za rozmowę.