Janusz Kowalski, poseł Prawa i Sprawiedliwości: Donald Tusk nie skorzystał z okazji, żeby siedzieć cicho, bo przecież to był wielki, faktyczny propagator Nord Stream 1 i 2 z dwóch powodów. Po pierwsze, w interesie rosyjskim było wstrzymanie budowy Baltic Pipe w roku 2008 i była to jedna z pierwszych decyzji politycznych Tuska. Po drugie, w 2010 roku zgodził się de facto na budowę Nord Stream 1 wycofując twarde veto rządu Jarosława Kaczyńskiego w sprawach środowiskowych związanych z morzami w sprawie Nord Stream 1. Chodzi oczywiście o słynne konsultacje polsko-niemieckie w Berlinie w grudniu 2010 roku - to jest faktyczny moment, w którym Donald Tusk zablokował rozwój polskich portów, szczególnie portu Świnoujściu, ponieważ zgodził się na to, czego chciała Angela Merkel, czyli na kopalnie na płytkiej głębokości gazociągu Nord Stream 1. Ostatecznie pamiętamy październik 2010 roku i podpisanie fatalnej umowy gazowej. Pamiętamy, że Tusk chciał do roku 2037 odbierać gaz z Rosji. Jest oczywiste, że ten gaz byłby następnie dostarczany przez Nord Stream, bo taki był cel polityki rosyjskiej, czyli kontrakt jamalski.

To Tusk zwiększył uzależnienie Polski od rosyjskiego gazu. Innymi słowy, Donald Tusk nie skorzystał z okazji, żeby siedzieć cicho. Tym bardziej, że w rządzie ma polityka, który w sposób jawny lobbował i przekonywał, że jest to dobra opcja do włączenia się do projektu Nord Stream, czyli Radosława Sikorskiego.

Jak takie „harde” zachowanie Tuska w odniesieniu do żądania odszkodowania za gazociąg Nord Stream 2 koresponduje z jego wyjątkowo uległą postawą w kwestii reparacji od Niemiec za II wojnę światową?

To jest właśnie istota polityki Donalda Tuska, że w retoryce jest bardzo głośny i bardzo, można powiedzieć, oszukańczo walczący o polskie interesy, a w praktyce realizuje zależną politykę poprzez albo brak inwestycji albo blokadę polskich projektów, takich jak właśnie budowa terminalu kontenerowego w Świnoujściu. Dzisiaj jego rząd blokuje przecież program elektrowni jądrowych, blokuje CPK. W ostatnim czasie mamy też pozwalanie na gigantyczny import rosyjskich towarów do Polski pod postacią nawozów, które zalewają nasz rynek wykańczając Polskie Azoty. No to są działania, które wprost sprzyjają Rosji i jednocześnie służą interesom niemieckim.

Przenieśmy się do sfery edukacji. Wiceminister Mucha planuje utworzenie ukraińskiej szkoły w polskiej szkole. To dobry pomysł?

Zdecydowanie nie, ponieważ polskie dzieci, które są w polskich szkołach powinny się uczyć języka polskiego i jeżeli dzisiaj również dzieci ukraińskie korzystają z dobroci polskiej edukacji, to powinny one być kształcone według programu polskiego. Ja mam nadzieję, że w końcu rząd zacznie zajmować się najważniejszą sprawą w relacjach polsko-ukraińskich, bo bez tej sprawy jakiekolwiek kolejne kroki pro-ukraińskie są - w mojej ocenie - po prostu gigantycznym narodowym błędem. To jest oczywiście kwestia ekshumacji naszych rodaków zamordowanych przez Ukraińców w trakcie rzezi wołyńskiej. To jest rzecz, którą powinien się ten rząd po prostu zająć. 

Czy znajomość historii i stosunków polsko-ukraińskich przez wiceminister Joannę Muchę jest na takim samym poziomie, jak jej kultowa już „znajomość” polskiego hokeja na lodzie, kiedy była ministrem sportu i kiedy reporter RMF zapytał ją o III ligę hokeja w Polsce?

Ja akurat powiem otwarcie, nie chciałbym dzisiaj już robić takich historycznych wycieczek, dlatego że w jednej rzeczy chcę kibicować otwarcie Pani Joannie Musze i to mówię jasno jako niejako inicjator powołania Instytutu św. O. Maksymiliana Marii Kolbego, który podlega to Panią minister Muchę. Inicjatorem w takim rozumieniu, żeby on powstał, bo realizatorem był Pan minister Przemysław Czarnek. To miało być narzędzie, które powinno wspierać naukę języka polskiego właśnie na wschodzie, na Litwie, w Niemczech, w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii. Uważam, że w tych sprawach powinno być porozumienie ponadpolityczne. Jestem też zdania, że Prawo i Sprawiedliwość w sposób skuteczny będzie odzyskiwać zaufanie wyborców, jeżeli z jednej strony będzie opowiadało się w sposób bardzo precyzyjny, krytyczny wobec zaniechań i błędów tego rządu, ale w fundamentalnych dla Polski sprawach będzie współpracowało. Tym się różnimy o PO jako opozycji totalnej, że potrafimy wesprzeć ważne dla Polski sprawy.

Pan Poseł już o tym wspomniał, ale stosunki polsko-ukraińskie to nie tylko niewyjaśniona należycie przez Ukraińców zbrodnia wołyńska. To także Zachodnioukraińska Republika Ludowa i jej zbrodnie na Polakach, wojna z II RP, wielokrotne spiskowanie Ukraińców przeciwko całkiem im przychylnej Polsce przedwojennej czy udział po stronie Niemców w Postaniu Warszawskim. Czy te kwestie da się pogodzić w ramach jednego systemu szkolnictwa?

Jak już powiedziałem, zdecydowanie nie. Ja uważam, że my jesteśmy w Polsce i powinniśmy uczyć polskich dzieci polskiej historii i jakiekolwiek próby wprowadzania jakiejś dwutorowości w polskim systemie edukacji są w mojej ocenie całkowicie niedopuszczalne. Tym bardziej, że - w mojej ocenie - szłaby za tym próba wymazywania przede wszystkim wiedzy na temat hekatomby rzezi wołyńskiej.

Pan Redaktor wspomniał też o wielu innych kwestiach, bo stosunki polsko-ukraińskie w okresie szczególnie II Rzeczpospolitej Polskiej to jest cały czas temat, który wymaga szczegółowych wyjaśnień i badań, również wśród Polaków, którzy nie mają tutaj pełnej wiedzy. Na pewno nie można tego traktować politycznie i tworzyć jakiejś dwutorowej ukraińskiej edukacji w Polsce. To jest fatalny pomysł.

Ukraińskie dzieci miałyby na jednych lekcjach słuchać w obcym języku o historii Polski, a chwilę później o ukraińskich zrywach nacjonalistycznych i Banderze. Czy to doprowadzi do takiej sytuacji, jaka jest obecnie na Zachodzie, gdzie ogromne grupy migrantów wychowywane są w duchu pogardy i braku szacunku dla dziedzictwa kraju, w którym mieszkają?

Oczywiście, że tak. Jeszcze raz podkreślę, że pomysł tworzenia dwutorowej edukacji w Polsce z wyłączeniem dla Ukraińców chociażby prawdy o rzezi wołyńskiej jest wręcz zaproszeniem do tego typu napięć. W mojej ocenie powinno być dokładnie odwrotnie, to znaczy dzieci narodowości ukraińskiej powinny poznawać prawdziwą historię relacji polsko-ukraińskiej, właśnie chociażby rzeź wołyńską i stać się również niejako takimi aktywnymi ambasadorami zakończenia tej sprawy. To jest, myślę, też spełnienie testamentu księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, którego niezwykle szanowałem i moje rozmowy z nim, jak chociażby ta w Kędzierzynie-Koźlu, kiedy uczestniczył w obchodach upamiętniających ofiary rzezi wołyńskiej. On był zaangażowany w tę sprawę w zasadzie w każdym zakątku Polski i to jest niejako realizacja też jego testamentu. Ta sprawa absolutnie nie może być przedmiotem jakiejkolwiek politycznej gierki.

Uprzejmie dziękuję Panie Pośle za rozmowę.