Fronda.pl: Rząd Donalda Tuska poinformował, że maksymalny poziom deficytu budżetowego zostanie zwiększony ze 184 mld zł do ponad 240 mld zł. Jak zauważył szef klubu PiS Mariusz Błaszczak - obecny deficyt budżetowy jest sumarycznie wyższy niż suma deficytów ośmiu lat rządów PiS. A już teraz prognozuje się, że w przyszłym roku deficyt ten może sięgnąć poziomu nawet 290 mld zł. W czym upatruje Pan głównych przyczyn tej potężnej dziury budżetowej Tuska?

Jerzy Polaczek (poseł PiS, były minister transportu i budownictwa): Wygląda na to, że jest to po prostu 101 „konkret” Platformy Obywatelskiej, tylko niezapowiadany podczas kampanii wyborczej. Kwota tego deficytu oraz skala zmiany w stosunku do prognozowanego pierwotnie poziomu jest bezprecedensowa na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. To nie jest sytuacja normalna. I budzi ona ogromne zaniepokojenie, nie tylko pośród Polaków prowadzących własną działalność gospodarczą. Nie mówiąc już o wpływie tego rodzaju sytuacji na giełdę, na cały sektor finansów, na fundusze emerytalne itd.

To się bardzo nieciekawie może tutaj potoczyć. I doprowadzenie do takiej sytuacji w zaledwie trzy kwartały sprawowania władzy to jest rzeczywiście „epokowe” osiągnięcie obecnego rządu.

Główny Urząd Statystyczny poinformował o fatalnych najnowszych wynikach gospodarczych naszego kraju w zakresie sprzedaży detalicznej. Jak wynika z danych GUS sprzedaż detaliczna w cenach stałych we wrześniu była niższa niż przed rokiem o 3 proc. Jednocześnie, jak podał GUS, w porównaniu z sierpniem 2024 roku odnotowano spadek sprzedaży detalicznej aż o 5,7 proc. Największymi spadkami, bo aż 12,5 proc., dotknięte zostały podmioty z branży obuwniczo-odzieżowej, ale sprzedaż spadła bardzo zauważalnie również w branży żywnościowej - 7,6 proc. Analitycy jednego z banków stwierdzili, że w Polsce „konsument umarł”. Polacy zaczęli oszczędzać na potęgę, czy żyć przysłowiowo „od pierwszego do pierwszego”?

To jest konsekwencja drożyzny, jeśli chodzi o ceny energii, gazu, ciepła czy wody - która zapanowała po nieprzedłużeniu przez obecne władze zastosowanej przez poprzedni rząd tarczy chroniącej Polaków przed tego typu kosztami. W tej sytuacji polskie rodziny po prostu zachowują się racjonalnie, skupiając się na opłaceniu przede wszystkim tych wydatków, które są hierarchicznie najpilniejszymi, a więc mowa tu o opłatach za energię, gaz czy inne najważniejsze opłaty miesięczne.

W efekcie niestety na zakup tego rodzaju dóbr jak odzież i obuwie, ale jak się okazuje także artykuły spożywcze najwidoczniej Polacy mogą obecnie przeznaczyć już znacznie mniejsze kwoty. A w rezultacie konsekwencjami tej sytuacji będą z kolei spadki wpływów do budżetu państwa z podatku VAT.

Jak wynika z oficjalnych danych Ministerstwa Rozwoju i Technologii - w Polsce rządzonej przez Koalicję 13 grudnia bardzo wyraźny jest również trend zwijania się jednoosobowych działalności gospodarczych. W ciągu ostatnich 9 miesięcy samozatrudnieni złożyli niemal 142 tys. wniosków o zamknięcie swych firm. To o 2,2 proc. więcej niż w analogicznym okresie przed rokiem. Natomiast aż ponad 282 tys. samozatrudnionych zawiesiło swoją działalność gospodarczą, co jest wynikiem wyższym o 4,6 proc. niż w tym samym okresie roku poprzedniego. Czy i tymi wynikami powinniśmy się poważnie zaniepokoić?

Mamy tu do czynienia z efektem pogarszającej się koniunktury na rynku pracy oraz zaburzeń w łańcuchach dostaw oraz kosztów związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej, jakie mikroprzedsiębiorca musi ponosić. Jest to tendencja niepokojąca, bo będzie ona niestety wpływała na wzrost bezrobocia w naszym kraju. A trzeba jeszcze przecież w tym kontekście pamiętać o tych zapowiadanych grupowych zwolnieniach, z jakimi wielu polskim pracownikom już przychodzi i w najbliższej przyszłości jeszcze przyjdzie się mierzyć.

Jest to zresztą jakaś bardzo znamienna fotografia priorytetów ekipy obecnie rządzącej, że w resorcie klimatu i środowiska funkcjonuje ośmiu wiceministrów, a w ministerstwie przemysłu nie ma ani jednego.

Na całą sytuację negatywne oddziaływanie ma również narzucany Polsce unijny Zielony Ład, ale także fakt, iż przez niemal rok sprawowania władzy, rządzący nie podjęli w Sejmie żadnych inicjatyw ustawodawczych ułatwiających prowadzenie działalności gospodarczej czy też ograniczających nękające polskich przedsiębiorców kwestie biurokratyczno-administracyjne. O niezrealizowanych przedwyborczych obietnicach zawieszenia składek ZUS nawet już nie wspominam.

Co i rusz docierają do nas informacje o zamykaniu kolejnych zakładów pracy, a z naszego kraju wycofują się inwestorzy zagraniczni (np. fabryka Intela, zakłady Beko). Czy rząd ponosi za to odpowiedzialność? Czy można było tego uniknąć?

Oczywiste jest, że ponosi za to współodpowiedzialność, dlatego że część tych inwestycji ma charakter albo strategiczny, albo też wpływający na regionalny rynek pracy. Przeciwdziałanie tego rodzaju zjawiskom powinno być realizowane za pośrednictwem aparatu państwa, a takich działań po prostu nie ma. Natomiast jeśli jest bierna postawa władz, a na rynku finansowym czy rynku pracy panuje niepewność to ostatecznie, jak możemy to obecnie obserwować ważni inwestorzy wycofują się z naszego kraju. Ze szkodą dla wpływów do budżetu naszego państwa.

Poza tym jeśli władze ostro wyhamowują ważne inwestycje strategiczne typu CPK to trudno się łudzić, że nie będzie to wpływać na referencyjność Polski na rynkach finansowych oraz na postrzeganie naszego kraju jako przeżywającego regres w porównaniu z tym, co działo się w ostatnich latach. Rząd Donalda Tuska usiadł za kierownicą państwa, ale widząc przed sobą kluczowe, zaplanowane przez poprzedników cele, zamiast jechać do przodu - wcisnął wsteczny bieg.

Ocena obecnego rządu musi być więc obiektywnie niedostateczna, szczególnie jeśli skonfrontujemy rzeczywiste „dokonania” tej władzy z jej przedwyborczymi litaniami pomysłów i rzekomych „konkretów”.

Bardzo dziękuję za rozmowę.