Fronda.pl: Napisał Pan niedawno w mediach społecznościowych, że tajemnicy męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki sprzed 40 lat bronią przed naszym społeczeństwem ówcześni „przywódcy Solidarności, politycy okrągłostołowi, agentura kościelna i historycy przemilczający rozpoznanie podziemia przez SB/KGB pod pretekstem obrony mitu, że Solidarność obaliła komunizm”. Brzmi to dramatycznie i nie daje wielkiej nadziei na to, że poznamy w najbliższej przyszłości pełne okoliczności mordu na tym kapłanie…
Krzysztof Wyszkowski (opozycjonista w czasach PRL, członek Kolegium IPN): Fakt, że zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki dokonali osobiście funkcjonariusze komunistycznej Służby Bezpieczeństwa jest raczej bezsporny i powszechnie znany. Chodzi jednak o poznanie planu, którego porwanie i torturowanie kapłana miało być początkowym elementem oraz celu prowokacji, którą uważam za kalkę prowokacji gliwickiej zorganizowanej dla uzasadnienia niemieckiego ataku na Polskę. Bardzo możliwe, że miała ona stać się podstawą do ostatecznego rozwiązania kwestii Solidarności i zhołdowania polskiego Kościoła. Nadal stoimy jednak wobec pytania, co właściwie mocodawcy zbrodni na ks. Popiełuszce chcieli osiągnąć w wymiarze politycznym i społecznym i trzeba przyznać, że po kilkudziesięciu latach wciąż w tej kwestii nie wiemy zbyt wiele. Wciąż nie znamy bowiem scenariusza tamtych wydarzeń, które miały przecież objąć swym oddziaływaniem całe polskie społeczeństwo i państwo polskie.
Stwierdził Pan na swoim profilu w social mediach, że celem porwania i zamordowania ks. Popiełuszki było „ogłoszenie i „udowodnienie”, że dokonało tego podziemie Solidarności (ekipa Borusewicza) we współpracy ze „zbuntowanymi” funkcjonariuszami SB (Hodysz), jako podejrzanego o współpracę z SB i kradzież pieniędzy Regionu Mazowsze”. Czy istnieją jakiekolwiek źródła lub dowody na potwierdzenie tej hipotezy?
W kwietniu 1984 roku czyli na pół roku przed realizacją porwania ks. Popiełuszki zgłosił się do mnie mój znajomy, współpracujący z Solidarnością i podziemiem. Poprosił mnie o ukrycie w Warszawie ściganego przez esbecję bliskiego współpracownika Bogdana Borusewicza, będącego wtedy szefem podziemia na Pomorzu Gdańskim. Okazał się nim kolega z pracy mojej żony Marian Pałubiński. Według jego relacji SB miała wpaść na jego trop w momencie, gdy przygotowywał się on do zleconego mu przez Borusewicza wykonania w imieniu Solidarności wyroku śmierci na Kubasiewiczu, który jako rzekomy agent bezpieki miał „wsypać” szefa podziemia w Porcie Gdańskim Mariana Świtka. Opisywał mi nóż, którym miał wykonać wyrok przez poderżnięcie gardła w podziemiach kościoła św. Mikołaja w Gdańsku, do czego nie doszło z powodu obiekcji któregoś z wtajemniczonych w akcję dominikanów.
Dopiero 8 lat później funkcjonariusz Urzędu Ochrony Państwa prowadzący badania w pewnej sprawie, zapytał mnie dlaczego przechowałem w latach 80. groźnego agenta SB - Mariana Pałubińskiego. Pod wrażeniem tej informacji wsiadłem w pociąg i pojechałem do Gdańska, by przekazać ją Borusewiczowi, który był wówczas wiceprzewodniczącym NSZZ Solidarność. I co niesamowite, pierwszą osobą, którą spotkałem na schodach gdańskiej siedziby Solidarności był właśnie wspomniany Pałubiński, który jak się okazało nadal tam pracował. Drugą niespodzianką była reakcja Borusewicza, który, co było dla mnie zdumiewające, w żaden sposób nie zareagował na rewelację. Po latach dowiedziałem się, że cała dokumentacja dotycząca tego agenta została zniszczona. Zachował się tylko fragment donosu Pałubińskiego z zupełnie innej sprawy, gdzie informuje, że nawiązał kontakt z ks. Jerzym Popiełuszką.
Czy Pana zdaniem głównym celem uprowadzenia ks. Popiełuszki od początku było jego zabójstwo? Prokurator Andrzej Witkowski, który prowadził wnikliwe śledztwo w sprawie zabójstwa tego kapłana, zdecydowanie skłania się ku przypuszczeniom, że początkowo próbowano zmusić ks. Jerzego brutalnymi, kilkudniowymi torturami do współpracy z bezpieką i dopiero, gdy oprawcy oraz ich mocodawcy zrozumieli, że nie ma szans na złamanie niezłomnego kapłana, zabito go 25 października 1984 roku, a więc aż 6 dni po uprowadzeniu.
Ta hipoteza składa się z wielu elementów. Zamiar torturowania i złamania ks. Popiełuszki to był plan już na 13 października 1984 roku, kiedy to jednak do porwania kapłana nie doszło. Natomiast inscenizowanie pewnego rodzaju amatorskiego, pozornie nieumiejętnego działania oprawców wobec porwanego kapłana miało sugerować sprawstwo ludzi związanych z Solidarnością. Zresztą już po porwaniu, a być może nawet jeszcze przed jego uprowadzeniem, rozpuszczano w podziemiu informacje o rzekomych nadużyciach ks. Popiełuszki, które miały polegać na rzekomym zdefraudowaniu przez niego części środków należących do mazowieckiej Solidarności. Sprawcy porwania zamierzali go „przesłuchiwać” oskarżając o przeznaczanie tych pieniędzy na kobiety.
Dziś wiemy, że SB miała zamontowany podsłuch w warszawskim mieszkaniu ks. Jerzego przy ul. Chłodnej i mogła dzięki temu preparować dowolne materiały, manipulując posiadanymi nagraniami. Wiemy też, że ks. Popiełuszko przyjmował w tym mieszkaniu pewną kobietę znajdującą się w trudnej sytuacji osobistej i mógł jej po prostu pomagać. A SB chciała to wykorzystać, by spreparować potrzebne jej „kompromaty” uderzające w dobre imię kapłana.
Dla dopełnienia kontekstu warto też przypomnieć, że SB dysponowała materiałami dotyczącymi różnych innych sporów Solidarności z Kościołem o powierzone pieniądze na terenie całej Polski. We Wrocławiu esbecja posunęła się nawet do spalenia samochodu abp. Henryka Gulbinowicza, by powstało wrażenie, że to zemsta Solidarności za odmowę przekazania jej pieniędzy przez arcybiskupa. Podobna sytuacja miała też miejsce w odniesieniu do innych kapłanów np. w Olsztynie czy w Słupsku.
Czy w ramach Kościoła też byli ludzie, którzy blokowali możliwość ujawnienia Polakom prawdy o zabójstwie ks. Popiełuszki?
Trzeba uczciwie przyznać, że ks. Jerzy Popiełuszko aż do swojej męczeńskiej śmierci spotykał się w polskim Kościele zdecydowanie częściej z postawami nieufności i sceptycyzmu aniżeli życzliwości. A poza tym nie wolno zapominać, że był też jednak dość szczelnie otoczony, również w strukturach kościelnych, agentami bezpieki. Wystarczy wymienić tu choćby niezwykle bezwzględnego agenta, jakim był ks. Michał Czajkowski. Potem, w latach 90. pełnił on zresztą rolę gorliwego michnikowskiego propagandysty. A zaprzestał publicznej aktywności dopiero w momencie, gdy ujawniono, że był agentem SB. Do tego czasu było go jednak pełno w mediach III RP. A wielu innych ludzi Kościoła niestety nadal współpracowało z komunistycznymi służbami, nawet po mordzie na ks. Jerzym.
Trudno chyba przejść do porządku dziennego nad rolą w całej sprawie założyciela ZChN Wiesława Chrzanowskiego, który jako minister sprawiedliwości zablokował na początku lat 90. śledztwo zmierzające do ukazania zleceniodawców zabójstwa ks. Popiełuszki, odbierając je prok. Witkowskiemu.
Przyznam szczerze, że na pewnym etapie sądziłem, że rola Chrzanowskiego w sprawie ks. Popiełuszki wynikała być może z jego naiwności. I mimo, że dowiedziałem się w 1992 roku, że Wiesław Chrzanowski był tajnym agentem SB to jednak z drugiej strony miałem też świadomość faktu, iż ludzi, którzy prowadzili rozmowy o polityce z funkcjonariuszami SB było po naszej opozycyjnej stronie w okresie PRL naprawdę wielu. Takie rozmowy prowadził przecież choćby Jacek Kuroń, Bogdan Lis czy Andrzej Wielowieyski, który dziś zasiada w Radzie Fundacji, której prezes, Ludmiłę Kozłowską ABW objęła kilka lat temu zakazem wjazdu do Polski, uzasadniając to tym, że osoba ta stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa naszego państwa. Warto też przypomnieć, że wielu innych uczestników obrad Okrągłego Stołu uzyskało u Kiszczaka całkowite wyczyszczenie swojej dokumentacji w esbeckich aktach.
Natomiast co do Chrzanowskiego to niedawno miałem możliwość zapoznania się z teczką pracy bardzo groźnego agenta o pseudonimie „Emil”. I tam są zawarte naprawdę niesamowite rzeczy dotyczące Wiesława Chrzanowskiego. Mamy tam opis naprawdę okropnych rzeczy, jakie Chrzanowski opowiadał o ks. Popiełuszce podczas swych pobytów choćby we Włoszech i w Watykanie, gdzie przecież spotykał się nawet z papieżem Janem Pawłem II. Z tych dokumentów wynika, że Wiesław Chrzanowski świadomie oczerniał nieżyjącego już przecież ks. Jerzego. I to przekonuje, że Chrzanowski nie był jednak w tej sprawie człowiekiem naiwnym, ale wykazywał się po prostu złą wolą. Ukazuje się z tych materiałów raczej jego obraz jako czynnego agenta wypełniającego bardzo ważną rolę - walczącego z pamięcią o zamordowanym kapłanie a stającego w obronie zbrodniarzy. I dopiero na tle tej wiedzy możemy lepiej zrozumieć, dlaczego Wiesław Chrzanowski jako szef resortu sprawiedliwości zablokował szansę na wyjaśnienie wszystkich okoliczności zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki. Ale trzeba też mieć świadomość, że Chrzanowski nie działał samodzielnie, lecz musiał w ówczesnej konstelacji politycznej działać w porozumieniu z prezydentem Lechem Wałęsą przez wiele lat współpracującym przecież z bezpieką jako donosiciel. To zapewniło zamknięcie na tamtym etapie śledztwa w sprawie zabójstwa ks. Popiełuszki oraz bezkarność - jak się później okazało aż do śmierci - Kiszczakowi i Jaruzelskiemu.
Od 2016 roku jest Pan członkiem kolegium IPN. Prok. Witkowski w wywiadzie udzielonym przed kilkoma dniami red. Anicie Gargas powiedział, że gdy była szansa w 2016 roku, aby powrócił on do prowadzenia śledztwa ws. ks. Popiełuszki już w ramach struktur IPN to ówczesny dyrektor Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu nie chciał obecności tego zasłużonego dla sprawy prokuratora jako prowadzącego śledztwo. Czy jako członek kolegium IPN ma Pan wiedzę, co właściwie działo się w ostatnich latach z tym niezmiennie otwartym przecież od 2002 roku śledztwem?
Chciałbym podkreślić, że Kolegium IPN nie ma żadnego wpływu na Instytut Pamięci Narodowej Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, która jest całkowicie odrębną instytucją. Natomiast przyznam, że zainteresowałem się tym tematem i udało mi się przejrzeć dotyczącą tego dokumentację Rady IPN, przekształconej później w Kolegium IPN. Z zaskoczeniem dowiedziałem się z tej lektury, że wspomniana Rada bardzo krytycznie patrzyła na pracę prok. Andrzeja Witkowskiego i była przychylna decyzji o niepowierzaniu mu kontynuowania śledztwa w sprawie zabójstwa ks. Popiełuszki. Padały tam pod adresem prok. Witkowskiego opinie wręcz dyskwalifikujące czy lekceważące, a argumenty, jakie przedstawiano były zmyślone i zastępcze.
Natomiast niektórym członkom obecnego Kolegium IPN przekazywano informacje, że to Kościół już od lat nalega na to, by tej sprawy nie ruszać i nie drążyć, bo to rzekomo zagrażałoby procesowi beatyfikacyjnemu czy kanonizacyjnemu ks. Popiełuszki. Skądinąd trudno się temu dziwić, skoro po kard. Józefie Glempie trafiali się przecież na urzędzie Prymasa Polski agenci SB, a do prowadzenia procesu beatyfikacyjnego wyznaczono księdza będącego byłym agentem bezpieki. Agentura wewnątrz polskiego Kościoła odegrała niewątpliwie fundamentalną rolę w blokowaniu Polakom dostępu do prawdy o męczeńskiej śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. Ukazanie jej bowiem, pokazałoby nie tylko przerażającą skalę penetracji, zarówno polskiego Kościoła, jak i Solidarności przez służby specjalne władz PRL, ale i rzuciłoby wiele światła na to, dlaczego pewni ludzie mimo głębokim związków z tymi służbami nadal mają udział w rządzeniu Polską lub też wpływają na kształt polskiego Kościoła. Zatajając prawdę o okolicznościach śmierci ks. Jerzego ludzie ci walczą po prostu o samych siebie. To dlatego nie doszło w Polsce do dekomunizacji i skala zmian po upadku komunizmu w wymiarze kadr politycznych i ich umocowań jest, mimo ogromu przeobrażeń ekonomicznych, mniejsza niż po odzyskaniu nieodległości w 1918 roku pozostając podobna zaledwie do Pażdziernika’56.
Bardzo dziękuję za rozmowę.